STASOW
Głosy było słychać już na schodach. Co to za impreza? W mordę jeża! Wraca człowiek do domu po pracy i po męczącej rozmowie najpierw z maman, a potem z eksżoną, ale we własnym gnieździe też nie znajduje spokoju. Griszeńka słodko posapuje w jego objęciach, głośna rozmowa może go obudzić, a wtedy w domu zapanuje kompletny chaos. Stasow pośpiesznie wślizgnął się do pokoju Iroczki, położonego najbliżej drzwi wejściowych, umieścił syna na kanapie i starannie przymknął drzwi, żeby chłopczyk się nie obudził. Później, gdy wszyscy się rozejdą, zabiorą go z Tatianą do swojego pokoju, gdzie stoi jego łóżeczko.
Pobieżne oględziny miejsca zdarzenia pokazały, że toczy się walka o Irusię, i to nie na żarty. Z jednej strony stołu zasiada nie kto inny, jak Misza Docenko, z racji atrakcyjnego wyglądu, stylu ubierania się, i, co najważniejsze, stanu kawalerskiego najbardziej rozchwytywany młodzian na Pietrowce. Z drugiej – ich wszędobylski i wszystkowiedzący sąsiad, Timofieicz-Kotofieicz, gotów zaprzedać duszę diabłu w zamian za wspaniałe wypieki Irusi. Między gotowymi do boju kogutami stroszy kolorowe piórka śliczna Ira, którą już dawno należało wydać za mąż. Ale czas, w którym jej wielbiciele pchali się drzwiami i oknami, Tania beztrosko przegapiła i nie wymogła na krewnej, żeby ta dokonała w końcu wyboru. A teraz z każdym miesiącem problem nabrzmiewał. Po pierwsze, Ira dojrzewała (czytaj – starzała się), a po drugie, pochłaniały ją sprawy rodziny krewnych. Brała na siebie coraz liczniejsze kłopoty i obowiązki domowe. Myśl, żeby porzucić Tatianę, Stasowa i małego Griszeńkę na pastwę losu, to znaczy pozostawić, w jej mniemaniu, bez należytego zaplecza gospodarczego, uznawała za bluźnierczą. Przecież oni bez niej zginą! Nie dość, że sami się zaniedbają, to jeszcze nie dadzą rady wychować dziecka po ludzku.
Tak, sytuacja jest jasna. Ale gdzie się podziała Tania? Płaszcz wisi w przedpokoju, to znaczy, że jest w domu. Więc dlaczego nie z gośćmi?
– Witajcie, dobrzy ludzie! – zawołał Stasow gromkim głosem, który jednak nie zdołał przebić się przez śmiech Kotofieicza.
Wyglądało na to, że sąsiad bawił towarzystwo przedpotopowymi dowcipami, z których zaśmiewał się głównie sam. W każdym razie na twarzy Miszy jakoś nie widać było rozbawienia. Irusia się nie liczy, bo jest uprzejma, serdeczna i ma miękkie serce, toteż zawsze się śmieje, gdy rozmówca tego od niej oczekuje. Nie chce nikogo urazić.
– Witajcie! – powtórzył jeszcze głośniej. – A może ja tu już nie mieszkam?
– Ojej. – Iroczka się zreflektowała. – Władik przyszedł.
– A gdzie moja żona? Zdaje się, że zadawanie tego pytania powoli staje się tradycją. Dzisiaj już o to pytałem.
– Tania się położyła, boli ją głowa – wyjaśniła Ira, czerwieniejąc na twarzy.
Wszystko jasne, zaczerwieniła się… Podekscytowana konwersacją z dwoma adoratorami, zapomniała o bożym świecie. Nie szkodzi, to normalne. Skoro zapomniała, to znaczy, że sprawa nie jest przegrana. Nasza Irusia ma jeszcze spore szanse. Dawno należało ją poznać z Miszą, teraz byłaby już mężatką.
– Kochany Władisławie Nikołajewiczu – zwrócił się do niego sąsiad. – Usilnie nalegam, żeby nakłonił pan Irę do przyjęcia mojej pomocy. Przez cały dzień próbuję ją przekonać, że w obecnej sytuacji powinna zachować ostrożność i czujność, ale ona odrzuca moje usługi. Niechże jej pan wytłumaczy, że mogę się okazać bardzo przydatny. Wie pan, co zaszło dzisiaj na bazarze?
– Słyszałem. – Stasow kiwnął głową.
Owszem, znał szczegóły zajścia, ale to raczej dziwne, że Kotofieicz tak bardzo się przejął. Czyżby stary piernik był wielbicielem walorów zewnętrznych i zalet duchowych Iry, a nie jej kulinarnych arcydzieł? Jest już dobrze po sześćdziesiątce, a ma robaczywe myśli.
– Moim zdaniem Irina nie zawsze zdoła się sama obronić. Dzisiaj podczas incydentu na bazarze wpadła w popłoch i omal nie narobiła głupstw. A teraz, gdy nad pańską rodziną zawisło niebezpieczeństwo, nie wolno zostawiać jej samej z małym dzieckiem przez cały dzień. To niesłychana lekkomyślność.
Ależ facet się rozgadał! Jakby pisał elaborat. Czemu się do nas przyczepił? Nie ma innych zmartwień? Timofieicz-Kotofieicz.
– Przesadza pan, Andrieju Timofiejewiczu. – Stasow uśmiechnął się szeroko. – Naszej rodzinie nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Skąd ten pomysł? Jakiś narwaniec sobie zażartował, więc do końca życia mamy się ukrywać w piwnicy? Każdy funkcjonariusz milicji regularnie dostaje pogróżki, ale nie traktuje ich poważnie.
– A dlaczego, jeśli wolno spytać?
– Bo gdyby zostały spełnione, zginęliby wszyscy milicjanci i co roku należałoby uzupełniać skład osobowy MWD[9]. Tymczasem ja, na przykład, już od dwudziestu lat wykonuję pracę operacyjną i odszedłem na emeryturę w dobrym zdrowiu. Takich jak ja jest wielu. Więc niech pan śpi spokojnie, Andrieju Timofiejewiczu, i nie martwi się o Irusię.
Sąsiad posłał Stasowowi spojrzenie pełne dezaprobaty i pokręcił głową z wyrzutem.
– Nie podzielam pańskiego optymizmu, szanowny panie. Nawiasem mówiąc, pański młody kolega podziela mój pogląd, prawda, Michaile Aleksandrowiczu?
Władisław rozgniewał się na dobre. No proszę, piąta kolumna we własnym domu! Okazuje się, że Misza dogadał się z Kotofieiczem. Ależ z niego drań i niewdzięczny szczeniak. Mało brakowało, że powierzyliby mu z Tanią coś najcenniejszego – los Irusi. Teraz chłopak obejdzie się smakiem! Nie szkodzi, Tatiana stoi po stronie męża, a to spora siła.
Stasow wstał.
– Zajrzę do Tani.
Wbrew jego oczekiwaniom Tatiana nie leżała, lecz stała przy oknie. Nawet się nie odwróciła, gdy wszedł do sypialni.
– Co tam? Goście dobrze się bawią? – zapytała, nie ruszając się z miejsca.
– A ty się ukrywasz? Czy naprawdę boli cię głowa?
– Boli, ale do wytrzymania. Nie potrafię śmiać się na zawołanie. Widocznie kiepska ze mnie aktorka. Postanowiłam przeczekać, żeby nie psuć innym humoru. Gdzie Griszeńka?
– Śpi. Położyłem go w pokoju Iry, żeby nie przechodzić z nim koło hałaśliwego towarzystwa, bo mógłby się obudzić. Maman prosiła cię pozdrowić.
– Dziękuję. A jak tam Docenko?
– W porządku. Nie spuszcza oczu z naszej dziewczyny.
– A Kotofieicz?
– Jak zwykle. Pokłada się ze śmiechu. Opowiada stare historyjki z czasów rewolucyjnej młodości. Co się stało, Taniu? Po co pojechałaś na Pietrowkę?
Tatiana w końcu się odwróciła, objęła męża i przytuliła głowę do jego ramienia.
– Przypomniałam go sobie – wybąkała.
– Kogo? Tego, który ci grozi?
– Zgadza się. Kiedyś posłałam go do więzienia. A on mi obiecał, że wróci i się ze mną porachuje. No i wrócił. To szaleniec, Stasow. Zdolny do wszystkiego. Boję się, że może podnieść rękę nawet na Griszę.
No tak. Jesteśmy w domu. Niedawno wszystko zaczęło się układać, Stasow pomógł Tatianie i Irze przeprowadzić się do Moskwy, wreszcie kupili mieszkanie i przestali się cisnąć we troje w jednym pokoju. Tania ciężko znosiła ciążę,