Zebrani pokiwali głowami, niektórzy przytaknęli półgłosem.
– No cóż, w takim razie nie będę się wdawał w szczegóły. W sobotę i w niedzielę funkcjonariusze Okręgu Centralnego szukali kobiety, która wręczyła chłopcu plakat i pieniądze. A dzisiaj w nocy ją znaleźli.
Zrobił dramatyczną pauzę, wbijając przy tym wzrok nie w podwładnych, ale w okno, za którym mżyło. Nastia miała ochotę zawołać: „No i co powiedziała? Niechże pan mówi!”, ale ugryzła się w język. Pączek nie umilkłby, gdyby… Jednym słowem, wszystko jasne. Znaleziono ją, ale nie może już nic powiedzieć. Rozwój wypadków potwierdza najgorsze obawy. Żartowniś likwiduje świadków, a to oznacza, że jego zamiary są bardzo poważne.
Mniej więcej to samo powiedział Gordiejew, gdy raczył oderwać wzrok od okna. Dodał też, że Nadieżda Michajłowna Starostienko została znaleziona za miastem, w lesie, w pobliżu drogi. Śmierć nastąpiła w sobotę około dwudziestej trzeciej na skutek postrzału w okolice serca. Denatka nie miała przy sobie dokumentów, a ponieważ nikt nie zgłosił jej zaginięcia, ciało trafiło do kostnicy. Dopiero w niedzielę wieczorem, gdy się okazało, że poszukiwana jest czterdziestodwuletnia kobieta ze szczegółowym opisem ubioru i peruki, powiadomiono Zarubina o zwłokach odpowiadających portretowi zaginionej. Znajomi Starostienko rozpoznali jej ciało, więc teraz należało ustalić, czy to owa „baba w nieokreślonym wieku i o nieokreślonym wyglądzie”, która zaczepiła Wanię Żukowa.
– Zajmuje się tym śledczy, który wszczął sprawę. Jest z prokuratury obwodowej, ponieważ zwłoki znaleziono na terenie obwodu. Jeżeli się okaże, że ofiara ma związek z sobotnim incydentem, niewykluczone, że zostaniemy włączeni do zespołu. Jutro idę do szpitala. Zastąpi mnie Korotkow. Jeżeli nadejdzie polecenie, żeby utworzyć zespół, w jego skład wejdą Docenko i Kamieńska. Jeżeli polecenia nie będzie, pracuje tylko Kamieńska. To znaczy, Anastazjo, że tak czy inaczej się włączysz, bo sprawa dotyczy cię osobiście. Jeżeli nie ma więcej pytań, wszyscy są wolni, z wyjątkiem Kamieńskiej.
Podczas gdy funkcjonariusze opuszczali pokój, rzucając Nastii spojrzenia pełne współczucia, ona przeniosła się bliżej biurka szefa. Zwykle zajmowała miejsce w swoim ulubionym, wysiedzianym fotelu, który stał w rogu. W takiej sytuacji Wiktor Aleksiejewicz wstawał zza biurka i przechadzał się po pokoju. Tak mu się lepiej myślało. Dzisiaj jego wygląd wskazywał, że chyba nie zamierza wstać. Czuł się nie najlepiej, toteż Nastia postanowiła postąpić wbrew zwyczajowi i się przesiąść.
– Nie mam pojęcia, co on zamierza – powiedział pułkownik, gdy zostali sami. – Musisz mi to wytłumaczyć.
Nastia się zmieszała.
– Skąd mogę wiedzieć? Wiktorze Aleksiejewiczu…
– Nie mydl mi oczu. – Gordiejew się skrzywił, odruchowo sięgnął ręką do piersi, ale w tej samej chwili ją cofnął. – Obraz jest klarowny. Ktoś chce wyrównać rachunki. Z tobą albo z żoną Stasowa. Obie musicie wytężyć swoje kurze móżdżki i przypomnieć sobie osobników, którzy mogli zapragnąć się z wami policzyć. Zrozumiałaś, Nastazjo? Obie – znowu przerwał i sapnął – musicie przypomnieć sobie całe swoje życie, kadr po kadrze, godzina po godzinie, i znaleźć w przeszłości tego, którego zraniłyście i który mógł to wszystko zaplanować. Może go namierzyłaś, może Obrazcowa wsadziła go za kratki. Niewykluczone, że chodzi o waszego wzgardzonego kochanka. Nie wiem. Ale powinnyście… – Znowu pauza. – Powinnyście to wyjaśnić. I gdy albo ty, albo ona go znajdziecie, musicie zrobić wszystko, żeby został natychmiast zatrzymany. Jeśli chodzi o twój kurzy móżdżek, to wyraziłem się tak, żeby zagrać na emocjach. Ponieważ wiemy, że masz głowę nie od parady, na pewno przemyślałaś wszystko już wczoraj. I przypomniałaś sobie kogoś takiego. Zakładam, że pamięć podsunęła ci nawet paru osobników. Omówiłaś też sytuację z Obrazcową, w dodatku nie raz. Ona również przypomniała sobie takich delikwentów. Później obie się zastanawiałyście, czego możecie się po nich spodziewać. Przypominałyście sobie ich nazwiska, zwyczaje, styl życia i mentalność. Usiłowałyście zrozumieć, który z nich jest w stanie zrobić to, co zrobił Żartowniś. Tego i owego odrzuciłyście. Ten i ów nadal jest podejrzany. A teraz siedzisz przede mną z całym tym bagażem, udajesz niewiniątko i pytasz: „Skąd mogę wiedzieć?”.
Gordiejew tak umiejętnie sparodiował Nastię, że ta nie mogła się powstrzymać i się roześmiała, chociaż wcale nie było jej do śmiechu.
– Wiktorze Aleksiejewiczu…
On jednak przerwał jej słabym ruchem ręki.
– Myślisz, że po co kazałem ci zostać? Nie po to, żeby przydzielić zadania. Dzieli nas teraz tylko jedna gwiazdka, jesteś już dużą dziewczynką, wszystko wiesz i potrafisz. Kazałem ci zostać, żeby udzielić rady. Gdy relacjonowałem historię zamordowania Starostienko, z twojej twarzy wyczytałem, co cię gryzie i nad czym będziesz się zastanawiać w ciągu najbliższych piętnastu minut. Chcesz, to ci powiem.
Nastia kiwnęła głową w milczeniu.
– Pomyślałaś, że ktoś chce wyrównać z tobą rachunki i rozpoczął jakąś grę, ale w jej trakcie zginęła kobieta. Nie szkodzi, że to nikomu niepotrzebna alkoholiczka i nikt nie będzie po niej płakał. Nie tym mierzy się przecież wartość ludzkiego życia. To raczej cena zemsty na tobie, na tobie osobiście – na Anastazji Kamieńskiej. Z tego wniosek, że musiałaś zaleźć temu Żartownisiowi za skórę. A więc jesteś winna śmierci nieszczęsnej kobiety. Gdybyś nie zalazła mu za skórę, toby nie zaczął się mścić. Gdyby nie zaczął się mścić, Starostienko nadal by żyła. Może nie chodzi tutaj o ciebie, ale o Tatianę Obrazcową, ty jednak na wszelki wypadek już czujesz się winna. Mam rację?
Nastia spojrzała mu w oczy i się skuliła.
– Tak, ma pan rację.
– Nie dziw się. – Pączek uśmiechnął się łagodnie. – Jeszcze nie nauczyłem się czytać ci w myślach, ale w ciągu długich lat życia zdobyłem niemałe doświadczenie. Sytuacji, w których czułem się winny, było co niemiara. Znam trochę twoją wrażliwą naturę, więc wyobraziłem sobie, jak i o czym będziesz myśleć. A teraz chcę ci coś poradzić. Nawet jeżeli się okaże, że Starostienko zginęła przez ciebie, nie rób z tego antycznej tragedii. Spójrz na sytuację z boku, chłodno, a zobaczysz, że nie chodzi o ciebie.
– A o kogo?
– O niego. O tego, który to zrobił. Jeśli człowiek ma taką mentalność, że stawia swoją krzywdę w centrum wszechświata i gotów jest się mścić w potworny sposób, to z równą wściekłością mści się na wszystkich, którzy go skrzywdzili. Niekoniecznie na tobie i nie tylko na tobie. Gdybyś to nie ty go skrzywdziła, zrobiłby to ktoś inny, bo ów osobnik jest przewrażliwiony na swoim punkcie, zżera go ambicja, a egoizm przekracza wszelkie pojęcie. Taki człowiek czuje się skrzywdzony ze dwadzieścia razy na dobę, a lista jego osobistych wrogów bez przerwy rośnie. Nie może wyrównać rachunków ze wszystkimi, bo jest ich zbyt wielu. Wybiera więc jednego. Tego, z którym najłatwiej sobie poradzi. Do którego najprędzej dotrze. Albo który mu się nawinie pod rękę. Obecna sytuacja świadczy o tym, że Żartowniś wpadł na pomysł przypadkiem, a to oznacza, że po prostu nawinęłaś mu się pod rękę. Szedł Kalinińskim… to znaczy Nowym Arbatem… nigdy nie przyzwyczaję się do tych nazw… Szedł sobie i nagle zobaczył tłum oraz kamery. Zbliżył się, zerknął na monitor, a tam ty. To wszystko. I tak by się mścił, jak nie na tobie, to na kimś innym, bo taki już jest. Jeśli zabicie kogoś ułatwiłoby mu realizację planu, toby zabił, bo to złośliwy i mściwy drań. Ty, dziecko, nie ponosisz winy za to, że on jest właśnie taki. Uwierz mi, nie od razu doszedłem do tych mądrych wniosków. Ja też przez wiele lat się dręczyłem