GŁOS DZIEWICY
Tędy – tędy. —
przechodzi
Góry i przepaście ponad morzem – gęste chmury – burza. —
MĄŻ
Gdzie mi się podziała – nagle rozpłynęły się wonie poranku, pogoda się zaćmiła – stoję na tym szczycie, otchłań pode mną i wiatry huczą przeraźliwie. —
GŁOS DZIEWICY
w oddaleniu
Do mnie, mój luby.
MĄŻ
Jakże już daleko, a ja przesadzić nie zdołam przepaści. —
GŁOS
w pobliżu
Gdzie skrzydła twoje? —
MĄŻ
Zły duchu, co się natrząsasz ze mnie, gardzę tobą. —
GŁOS DRUGI
U wiszaru38 góry twoja wielka dusza, nieśmiertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć miała, ot kona! – i nieboga twoich stóp się prosi, by nie szły dalej – wielka dusza – serce wielkie. —
MĄŻ
Pokażcie mi się, weźcie postać, którą bym mógł zgiąć i obalić. – Jeśli się was ulęknę, bodajbym Jej nie otrzymał nigdy. —
DZIEWICA
na drugiej stronie przepaści
Uwiąż się dłoni mojej i wzleć. —
MĄŻ
Cóż się dzieje z tobą – kwiaty odrywają się od skroni twoich i padają na ziemię, a jak tylko się jej dotkną, ślizgają jak jaszczurki, czołgają jak żmije. —
DZIEWICA
Mój luby! —
MĄŻ
Przez Boga, suknię wiatr zdarł ci z ramion i rozdarł w szmaty. —
DZIEWICA
Czemu się ociągasz? —
MĄŻ
Deszcz kapie z włosów – kości nagie wyzierają z łona. —
DZIEWICA
Obiecałeś – przysiągłeś —
MĄŻ
Błyskawica zrzenice39 jej wyżarła40. —
CHÓR DUCHÓW ZŁYCH
Stara, wracaj do piekła – uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. – Serce wielkie, idź za lubą twoją41. —
MĄŻ
Boże, czy Ty mnie za to potępisz, żem uwierzył, iż Twoja piękność przenosi o całe niebo piękność tej ziemi – za to, żem ścigał za nią i męczył się dla niej, ażem stał się igrzyskiem szatanów!
DUCH ZŁY
Słuchajcie, bracia – słuchajcie! —
MĄŻ
Dobija ostatnia godzina. – Burza kręci się czarnymi wiry – morze dobywa się na skały i ciągnie ku mnie – niewidoma siła pcha mnie coraz dalej – coraz bliżej —z tyłu tłum ludzi wsiadł mi na barki i prze ku otchłani. —
DUCH ZŁY
Radujcie się, bracia – radujcie! —
MĄŻ
Na próżno walczyć – rozkosz otchłani mnie porywa42 – zawrót w duszy mojej – Boże – wróg Twój zwycięża! —
ANIOŁ STRÓŻ
ponad morzem
Pokój wam, bałwany, uciszcie się. —
W tej chwili43 na głowę dziecięcia twego zlewa się woda święta. —
Wracaj do domu i nie grzesz więcej. —
Wracaj do domu i kochaj dziecię twoje. —
Salon z fortepianem – wchodzi Mąż – Służący ze świecą za nim. —
MĄŻ
Gdzie Pani?
SŁUGA JW.
Pani słaba. —
MĄŻ
Byłem w jej pokoju – pusty. —
SŁUGA
Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.
MĄŻ
A gdzie?
SŁUGA
Odwieźli ją wczoraj…
MĄŻ
Gdzie?
SŁUGA
Do domu wariatów.
ucieka z pokoju
MĄŻ
Słuchaj, Mario, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby mnie ukarać? Ozwij się, proszę cię – Mario – Marysiu —
Nie – nikt nie odpowiada. – Janie – Katarzyno! – Ten dom cały ogłuchł – oniemiał. —
Tę, której przysiągłem na wierność i szczęście, sam strąciłem do rzędu potępionych już na tym świecie. – Wszystko, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu. – Czyż na to piekło mnie wypuściło, bym trochę dłużej był jego żywym obrazem na ziemi?
Na jakiejże poduszce ona dziś głowę położy? – Jakież dźwięki otoczą ją w nocy? – Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. Widzę ją – czoło, na którym zawsze myśl spokojna, witająca – uprzejma – przezierała – pochylone trzyma – a myśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka się biedna, i płacze. —
GŁOS SKĄDSIŚ
Dramat układasz44. —
MĄŻ
Ha! – mój Szatan się odzywa —
bieży ku drzwiom, rozpycha podwoje
Tatara mi osiodłać – płaszcz mój i pistolety! —
Dom obłąkanych, w górzystej okolicy. – Ogród wokoło. —
ŻONA DOKTORA
z pękiem kluczów u drzwi
– Może Pan krewny Hrabiny. —
MĄŻ
Jestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał. —
ŻONA DOKTORA
Proszę