Kajtuś Czarodziej. Janusz Korczak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Korczak
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
zrozumieć.

      Jedno było, ale dawno. Drugie dopiero będzie. Trzecie jest, ale daleko.

      Są dalekie kraje. Tam ludzie są czarni. I dzieci czarne, i nauczyciel w szkole czarny.

      Widział Kajtuś na ulicy takiego Murzyna, ale nie ludożercę.

      Mówi babcia, że są oczy uroczne19; jak spojrzy złym okiem, to człowiek zachoruje.

      Ojciec mówi, że nie. A Kajtuś widział pana, który miał szklane oko, prawdziwe oko ze szkła.

      Mówi ojciec, że nie ma czarodziejów, ale jest fakir20 indyjski. Można go zakopać w ziemi, a on będzie żył. Czytał ojciec o fakirach w gazecie.

      Czasem i gazeta kłamie.

      Żeby tak wiedzieć wszystko zupełnie na pewno.

      Wydaje się Kajtusiowi, że przedtem ciekawiej było na świecie.

      Gdzie teraz domy i Warszawa, były wtedy lasy i bagna, i niedźwiedzie.

      W lasach ukrywali się zbójcy.

      Byli rycerze.

      Byli królowie w koronach.

      Sześć białych koni ciągnie złotą karetę królewską.

      Było na co popatrzeć.

      Napadali Tatarzy. Brali w jasyr21. Porywali dzieci i sprzedawali Turkom w niewolę.

      Były tajemnicze zegary.

      W domu babci był zegar tajemniczy. Duży był i wisiał nad komodą. Rodzice babci mieli ten zegar. Mieszkali nie w Warszawie.

      – Niech babcia opowie o zegarze – prosi Kajtuś.

      – Kiedy się ojciec gniewa, że cię straszę, a potem śpisz niespokojnie.

      – Tylko ten jeden raz, moja kochana. Przecież już wiem i tak. Przecie22 się nie boję.

      – Ano, zegar był stary, bardzo stary.

      – Złoty był – podpowiada Kajtuś.

      – Nie złoty, a złocony. Z drzewa. Pozłacany. Rzeźbiony.

      – Na tym zegarze była ręka, a pod ręką klucz – mówi Kajtuś.

      – Tak, właśnie. Tu na dole tarcza zegara z numerami godzin, a wyżej ręka i klucz.

      – I zegar nie chodził – mówi Kajtuś.

      – Ani chodził, ani bił. Żaden majster nie umiał go naprawić. Wisiał na ścianie i czekał czasu.

      Kajtuś przysuwa się bliżej.

      – Czy duży był?

      – Jak obraz. Wisiał nad komodą.

      – A ręka była duża?

      – Jak twoja.

      – No, dalej – niecierpliwi się Kajtuś.

      – Ano, zegar wisi, ani chodzi, ani bije. Ale kiedy miało być jakie nieszczęście w rodzinie, ręka brała ten klucz i zegar bił, dzwonił.

      – Którą godzinę? Dwunastą?

      – Nie. Nie pamiętam. Byłam wtedy młoda, a twoja mama była maleńka. Jeszcze ząbków nie miała.

      – No i co?

      – Raz ręka wzięła klucz i zegar bił na śmierć dziadka. Raz przed pożarem. A ostatni raz sama widziałam i słyszałam.

      – Czy głośno dzwonił?

      – Zwyczajnie, jak zegar.

      – A długo ręka ten klucz trzymała?

      – Cóż ci będę mówiła, kiedy nie pamiętam.

      – A palce ręki się ruszały?

      – Nie wiem, Antosiu.

      Kajtuś też wiele zapomniał – nie pamięta, jak sam był mały.

      – Babciu, niech babcia opowie, jak złodzieje truli Azora.

      – Już tyle razy mówiłam. Mieliśmy dwa psy. Azor wtedy był młody, a Kado stary i mądry.

      – Czujny był – dodaje Kajtuś.

      – Wierny, mądry pies.

      – A złodzieje podrzucili zatrutą kiełbasę – podpowiada Kajtuś.

      – Ano tak. Ale Kado poznał od razu. Wącha kiełbasę, szczeka i nie rusza.

      – Oj, babciu. Z tym felczerem23. Taka śmieszna historia.

      – I śmieszna, i nie. Twoja mama zachorowała. I dziadek wezwał felczera.

      – Kado na łańcuchu.

      – No tak. Silny pies. Mógł poszarpać obcego człowieka.

      – Ale się zerwał z łańcucha.

      – Zerwał się i skoczył do tego felczera.

      – A on parasol otworzył.

      – Tak. Wskoczył na śmietnik i parasol otworzył.

      – A Kado w nogi.

      – Poczekaj. Nie spiesz się. Więc Kado ogon podwinął, odskoczył. Stoi jak głupi i woła na pomoc.

      – Pewnie myślał, że parasol strzela?

      – Kto tam wie, co pies myśli.

      Kajtuś ziewa. Nie śpiący, ale się zmęczył.

      – Śmieszne było – mówi babcia – jak to wielkie psisko jadło z szaflika24 z małą kotką.

      – Z Kicią?

      – Nie. Kicia wcześniej była.

      – Więc niech babcia opowie.

      – A to tak. Nalejemy do szaflika jedzenie dla psa, a kotka zaraz już jest. Niegłodna, tylko przychodzi się drażnić. A Kado czeka, żeby wybrała sobie, co chce. Niecierpliwi się, złości, chce łapą odsunąć. A ona jeszcze parska. Sto pociech było.

      Śmieje się babcia, choć to dawne dzieje.

      Śmieje się Kajtuś, choć tego nie widział.

      – Jeszcze, babciu, o szczurach.

      – Ale już koniec.

      – Dobrze – zgadza się Kajtuś.

      – Ano, stary był nasz domek, ale czysty. Ani robactwa, ani myszy. A niedobrego mieliśmy sąsiada. Tu stoi nasz domek, tu płotek – i zaraz jego rudera.

      – Pijak był – mówi Kajtuś.

      – Pijak i awanturnik.

      – Żonę bił.

      – Bił. Więc siedzimy raz z twoim dziadkiem. Dziadek czyta książkę, a ja szyję. Siedzimy sobie na ganeczku przed domem. Taka była altanka.

      – Obrośnięta dzikim winem.

      – No tak. Twoja mama i wujo już spali. Dawniej dzieci wcześnie spać chodziły. Ano, siedzimy, każdy swoim zajęty. Cicho. Nagle krzyk: „Ratujcie, ludzie! ratunku!” Dziadek jeszcze nic, słucha. Ale ona, ta jego żona, tego sąsiada, krzyczy: „Ratunku, bo mi dziecko zabije!”.

      – I dziadek skoczył.

      – W mig skoczył, Antosiu. Twój dziadek był w gorącej wodzie kąpany. Dobry bo dobry, ale sprawiedliwy.

      – Złapał laskę.

      – Grubą lachę i skoczył przez płotek.

      – I w łeb pijaka.

      – A


<p>19</p>

uroczne oczy – oczy rzucające urok; wierzono, że niektórzy złym spojrzeniem mogą sprowadzać nieszczęście. [przypis edytorski]

<p>20</p>

fakir – asceta hinduski. [przypis edytorski]

<p>21</p>

jasyr (z tur.) – niewola tatarska lub turecka. [przypis edytorski]

<p>22</p>

przecie (daw.) – przecież. [przypis edytorski]

<p>23</p>

felczer – osoba wykonująca proste zabiegi medyczne. [przypis edytorski]

<p>24</p>

szaflik – drewniana misa a. wiadro. [przypis edytorski]