Bankructwo małego Dżeka. Janusz Korczak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Korczak
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
mi mama, że jesteś w trzecim oddziale i pilnie się uczysz, więc posyłam ci dolara, żebyś sobie kupił, czego ci będzie potrzeba.

      Tymczasem ojciec nic jeszcze nie wiedział, bo był w fabryce, a Dżek niepokoił się, że może ojciec dolara też od dziadka nie pozwoli przyjąć.

      Więc wyszedł na podwórko, usiadł na kamieniu koło parkanu i myśli:

      „Jak to jest dziwnie na świecie. Jak się czegoś nie ma, wydaje się, że się wie, co robić, a jak się ma, to się nic nie wie”.

      Bo Dżek często myślał, co by zrobił, gdyby miał dolara albo sto, albo nawet tysiąc: co by kupił rodzicom, co małej Mary, co sobie. Różnie układał, ale nigdy nie ułożył do końca, bo zawsze zasypiał. Bo najlepiej myśleć w łóżku przed zaśnięciem.

      No i teraz nic nie wie, chociaż jasne jest przecie, że jak rodzice pozwolą, Dżek przede wszystkim kupi, co potrzebne do biblioteki. Już nie potrzebuje łamać sobie głowy, skąd weźmie pieniądze na obrazki; nawet ordery gotowe może kupić. Cztery centy będzie dla Mary na ciastka i cukierki. Może coś mamie i ojcu. Przecież dolar ma sto centów – straszna kupa pieniędzy: na wszystko starczy.

      Niepokój jego wzrastał w miarę tego, jak zbliżała się godzina powrotu ojca. Może wyjść na spotkanie? Ale przypomniał sobie, że pani zadała na jutro wiersze, więc wziął książkę i zaczął się uczyć na schodach; wiersze były bardzo trudne, więc męczyć się musiał.

      Mama nie powiedziała od razu, tylko przy kolacji wspomniała, że trzeba podzelować buty Dżeka i kupić czapkę. Widać było, że boi się ojca rozgniewać.

      – Bo, widzisz – mówi mama – Dżek nawet dostał od dziadka dolara.

      I dopiero list pokazuje.

      Ojciec wziął list, włożył okulary, a Dżek pochylił się nad miseczką z kartoflami, jakby coś złego zrobił i bał się kary.

      – Pokaż no tę czapkę – powiedział ojciec.

      A potem:

      – Może jeszcze przez zimę pochodzić, nowej nie trzeba kupować. Zelówki sam mu sprawię. Jak mnie stać na buty, starczy i na zelówki. Weź sobie tego dolara, kup, co ci się podoba. To twoje.

      A potem jeszcze dodał – i to Dżeka najbardziej zdziwiło:

      – Tylko nie kupuj z tych pieniędzy scyzoryka. Jutro razem wyjdziemy, więc kupię. Pamiętasz, że ci obiecałem?

      Dżek zauważył jeszcze, że ojciec nie zapalił po kolacji cygara i kiedy czytał gazetę, nie dmuchał cygarowym dymem spoza gazety.

      Jakoś tak dziwnie wyszło, że Dżek obawiał się ojca, a właśnie mama mogła go pozbawić otrzymanego skarbu. Bo rozumie się przecie, że czapkę można jeszcze ponosić, a z zelówkami też można poczekać, jeżeli chodzić ostrożnie, a nie po błocie i kamieniach.

      Strasznie dużo miał Dżek tego wieczora do myślenia:

      Więc ojciec pamiętał o scyzoryku? A zapomniał zapalić cygaro? Może ojcu bardzo przykro, może naprawdę lepiej dolara dziadkowi odesłać? Jak można nie pozwolić się komu ożenić, jeżeli chce? I co by wtedy było z Dżekiem? Miałby jakiegoś innego ojca, a nie tatusia, jakiegoś zupełnie obcego czy jak? Przecież Dżek bardzo kocha ojca swojego. Nawet dobrze się stało, że nie pojechał do dziadka.

      Później Dżek już miał aż do zaśnięcia same tylko finansowe myśli.

      A ojciec nie zapomniał o scyzoryku, tylko wyszedł z nim razem. Właściwie nic w tym dziwnego, bo fabryka i szkoła razem się zaczynały. Ale dziwne było, że ojciec nie wstąpił do sklepu po cygara, tylko do księgarni i składu materiałów piśmiennych mister Tafta.

      – No, wybieraj scyzoryk.

      Rozumie się, Dżek wybrał mały, najtańszy, z jednym ostrzem, za cztery centy.

      – Cóż to, kawalerze – powiedział mister Taft – przecież nie ten scyzoryk oglądałeś?

      – Tak – zaczerwienił się Dżek zawstydzony – ale tamte są niedobre, bo się łatwo gubią.

      Dżek czuł, że niemądrze powiedział, ale musiał przecież coś powiedzieć, żeby ojciec się nie domyślił, a nic mu do głowy lepszego nie przyszło.

      Szczęście, że ojciec nie zauważył. A Dżek już się nawet domyślił.

      Ale dopiero wieczorem na pewno wiedział. Bo ojciec znów nie zapalił cygara i mama powiedziała:

      – Nie rób tego. Wszyscy mówią, że jak się ktoś przyzwyczai do palenia i od razu przestaje, to szkodzi na nerwy.

      A ojciec odpowiedział i Dżek zapamiętał te słowa, i często je potem powtarzał:

      – Trudno; jak człowiek ma obowiązki, na wiele rzeczy nie może sobie pozwalać. Zresztą jutro już kupię.

      I naprawdę nazajutrz ojciec wstąpił, jak zwykle, do dystrybucji po cygara.

      A Dżek schował dolara na samo dno skrzynki i dla pewności przypomniał Mary, żeby sama do skrzynki nie podchodziła, bo nigdy z nią nigdzie nie pójdzie ani nigdy jej nic nie kupi.

      I już. Jakby się nic nie stało.

      Dopiero w niedzielę ojciec dał Dżekowi arkusz listowego papieru i powiedział:

      – Musisz napisać do dziadka list z podziękowaniem.

      – A co mam pisać?

      Dżek nigdy jeszcze listu nie wysyłał.

      – Napisz, że otrzymałeś i że dziękujesz, a jak chcesz, napisz, co z tymi pieniędzmi zrobiłeś.

      – Jeszcze nic nie zrobiłem: leżą.

      – No to napisz, co chcesz.

      Dżek napisał.

      Kochany Dziadku, otrzymałem przysłany mi w podarunku dolar. Mama chciała kupić czapkę i podzelować buty, ale ojciec nie pozwolił, więc kupię książki i różne rzeczy, bo jestem w szkole bibliotekarzem i będę miał duże wydatki.

      Ojciec przeczytał list Dżeka, ale mu się nie podobał.

      – Niepotrzebnie pisałeś o czapce i o zelówkach. Powinno się zawsze pisać tylko o tym, co się zrobiło, a nie, czego się nie robi.

      – Więc mogę przepisać – powiedział zmartwiony Dżek.

      Dżek dobrze rozumiał, dlaczego ojciec nie chce, żeby pisać o czapce. Bo wygląda tak, że niby Dżek nie ma czapki na zimę. Dziadek może myśleć, że chcą, żeby jeszcze coś przysłał.

      – Niech już tak zostanie – powiedział ojciec.

      Dżek sam zaadresował kopertę i sam wrzucił list do skrzynki. Bardzo przyjemnie pierwszy raz w życiu własny list wysyłać. I żeby w kopercie już nic innego nie było.

      Ale Dżek nie był wesoły. Bo właściwie tak się coś pokręciło, że przez niego i ojciec, i mama mają zmartwienie, chociaż on nic nie winien. Bo dlaczego ojciec kazał napisać do dziadka list, chociaż go nie lubi? I mama jakoś tak ostrożnie z ojcem rozmawia. Bo jeżeli już dziadek pozwolił się ojcu żenić, dlaczego ojciec się ciągle jeszcze gniewa? Przecież dziadek nie może być takim znów złym człowiekiem. Nie zna Dżeka, a przysłał w zeszłym roku ciepłe rękawiczki i Kota w butach, a teraz – pieniądze. I Dżek nie wie, czy ma kochać dziadka, bo to ojciec mamy, czy go nie lubić i za co właściwie.

      No, tak: jeżeli kto zrobi coś złego, to trudno przebaczyć. Dżek już dwa lata nie lubi Doris – i tylko przez książkę. A co by było, gdyby mu kazali ożenić się z Doris. Fu, za żadne skarby świata, żeby ciągle być z nią razem, żeby ona nalewała mu zupę i ruszała jego książki, kajety i wszystko!

      Szkoda, że dzieci