Bankructwo małego Dżeka. Janusz Korczak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Korczak
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
roku pani aż cztery razy przesadzała, a Fila – nawet trudno policzyć. Oni sobie nic z tego nie robili, tylko innym spokojnym zatruwali życie.

      Nawet sami uczniowie mogą się pomylić. Gdyby Dżek znał Czarli25 tak, jak go później poznał, to wolałby nie korzystać z jego zegarka, byle był daleko. No, ale uczeń lepiej wie niż pani, gdzie i z kim chce siedzieć.

      I co by to było, gdyby pani naprawdę posadziła Dżeka z Allanem? Ile kłótni i skarg, a może i bójki na lekcji, w przerwie i na ulicy. Pani przesadzi i zapomni, a ty się potem morduj przez całe cztery kwartały.

      – Allan, uspokój się – mówi pani.

      – Proszę pani, bo Fil mi przeszkadza.

      – Uspokój się, Fil.

      – Proszę pani, Allan przeszkadza.

      I pani im wierzy, a klasa wie doskonale, że obojgu26 przeszkadza szkoła, że woleliby latać po ulicy albo na podwórku – i żadne przesadzanie nie pomoże, tylko w całej klasie zepsuje porządek. Ale pani wierzy.

      – Niech Dżek Fulton siądzie na ostatniej ławce, a ty siądź z Peelem – mówi pani.

      Dżek zaczął powolusieńku zbierać manatki, aż pani powiedziała:

      – No, prędzej.

      Peel spojrzał na Dżeka ze współczuciem, choć i jemu było niewesoło.

      Co robić? Przecież to niemożliwe. Ale spierać się z panią nie będzie.

      Fil był odważniejszy:

      – Ja nie mogę tam siedzieć – powiada.

      – Dlaczego?

      – Już ja wiem, dlaczego.

      – Więc powiedz, bo i my chcemy wiedzieć.

      – Mama nie pozwoliła.

      – A skąd mama wiedziała, gdzie ty masz siedzieć?

      Klasa przycichła: wszyscy zaciekawieni czekają.

      – Proszę pani, doktór zabronił. Koło okna nie mogę. Zaraz bym się zaziębił.

      I Fil zaczął kaszleć tak, że niektórzy nawet uwierzyli. Pani, rozumie się, też uwierzyła i dała spokój. Ale Dżek bał się jeszcze długo.

      A na pauzie Fil zaczął skakać i klaskać w ręce.

      – A tom panią nabrał dopiero.

      Bo w zeszłym roku pani posadziła Sandersa daleko od okna, że niby mizerny i kaszle, a od okna wieje. I Fil w samą porę przypomniał sobie tę bajdę.

      Więc siedzi Dżek i myśli o scyzoryku. Najważniejsze – przypomnieć ojcu niby przypadkiem. Na przykład będą szli tak we dwójkę. Dżek zatrzyma się przed wystawą i powie:

      – Patrz, ojczulku, jaki ładny scyzoryk.

      Jeżeli ojciec od razu sobie nie przypomni, Dżek doda po chwili:

      – Pytałem się, ile kosztuje: wcale niedrogi.

      Może jeszcze powiedzieć, że nauczycielka rysunków jest bardzo surowa i żąda, żeby dobrze temperować ołówki.

      Przecież wstyd i nieprzyjemnie przypomnieć wyraźnie:

      – Ojciec obiecał kupić scyzoryk.

      Może ojciec ma inne ważniejsze wydatki, a przykro mu będzie odmówić. A może się nawet rozgniewa i powie, że go Dżek i tak dużo kosztuje.

      Dziwne, że dorośli mają tyle pieniędzy, a zawsze im braknie. Co prawda, duże mają i wydatki.

      I dziwnie znalazło się to pióro. Leżało pod szafą koło samej nogi. Mogło tam leżeć i leżeć i nikt by go nie znalazł. Bo wciśnięte było w sam kącik. Całe szczęście, że Dżekowi potoczyła się ołowiana kulka, Dżek machał patykiem pod szafą i zamiast kulki znalazł wreszcie pióro. A kulka znowu wcale nie była pod szafą, a na środku pokoju pod krzesłem.

      Jak to różnie giną rzeczy i się znajdują. I żeby nie wiem jak się pilnować, każdy musi coś zgubić. I tak wygląda, jakby ktoś na złość schował, a potem podrzucił. Bo możesz dziesięć razy zaglądać w to samo miejsce i nie ma, a potem jest nagle tam, gdzieś szukał27.

      Dżek ma bardzo dużo różnych rzeczy, ale wszystko porządnie ułożone w skrzynce, którą mu ojciec zrobił. Osobno leżą rzeczy, które są często potrzebne i mogą się przydać, osobno takie, do których rzadziej zagląda. Dżek często porządkuje skrzynkę i za każdym razem układa inaczej. Próbował różnie. To płaskie rzeczy kładzie na dnie, żeby mniej miejsca zajmowały, a drobiazgi na górze. To znów osobno szkolne rzeczy, osobno różne pamiątki, osobno to, co chętnie zamieni, bo mu niepotrzebne. Podczas układania zawsze się coś nie mieści albo czegoś za dużo i wtedy dawał małej Mary.

      Mary zawsze jest obecna podczas porządków w skrzynce i zapytuje nieśmiało:

      – Czy ci potrzebny ten sznurek, pudełko, papierek?

      Dżek mówił tak albo nie albo się pytał:

      – A do czego chcesz?

      Mary mówiła:

      – Tak sobie.

      Albo:

      – Będę się bawiła.

      Albo:

      – Zrobię coś dla lalki.

      Dla lalek wszystko się przyda: one nie są wybredne. I tak jest na świecie, że co niepotrzebne dorosłym, dają dzieciom, starsze dzieci, jeśli nie wiedzą, co robić, dają małym, a mali dają lalkom. Przyjemnie bodaj tylko lalce coś podarować i zapytać się:

      – Podoba ci się? Jesteś zadowolona?

      Dżek bardzo lubi swoją skrzynkę. Żeby się jeszcze zamykała na kluczyk, byłoby lepiej. Przyjemnie wiedzieć, że coś jest zamknięte i nikt nie otworzy. Czarli ma całą szufladę własną, a klucz nosi na wstążce. Właściwie powinien być na dewizce, bo tylko dziewczynki noszą na tasiemce kluczyki od piórników. Ale Dżek nawet piórnik ma otwarty.

      Pewnie i scyzoryka nie dostanie, bo trzeba dać buty do podzelowania i mama wspomniała o nowej czapce.

      To przykre, że dzieci tak drogo kosztują. Czarli jest jedynak, więc ma nawet album z markami28. A Sandersiaków29 jest aż pięcioro. I kiedyś pani Sanders, bijąc na schodach Robina, sama mówiła:

      – Żeby się na śmierć zapracować, i tak na nic nie starczy, jak trzeba pięć żołądków nakarmić.

      I powtarzała:

      – A masz, darmozjadzie, a masz, a masz!

      Ciągle mówiła: „Darmozjadzie”.

      A przecież Robin zarabia, bo zanim idzie do szkoły, kurierki30 roznosi. Widocznie mało zarabia.

      Tak rozmyślał Dżek, przepisując wiersz o jaskółce, która uczy swoje małe latać. Właściwie Dżek powinien myśleć o jaskółce. W szkole panie zabraniają myśleć o czym innym i mają słuszność. Bo Dżek się już dwa razy omylił. Ale bardzo trudno myśleć akurat o lekcji, kiedy zupełnie inne rzeczy przychodzą do głowy. Chcesz się zmusić, żeby myśleć o jaskółce, i nawet zaczynasz, a tu nagle:

      „Szczęśliwe jaskółki, że im butów ani palta, ani nic nie potrzeba”.

      I dalej:

      „Szkoda, że człowiekowi tyle potrzeba”.

      I dalej, i dalej. Przypomnisz sobie panią Sanders, jak z całej siły biła Robina. I ani się obejrzysz


<p>25</p>

Czarli (daw.) – spolszczona (dziś niepoprawna) pisownia anglosaskiego imienia Charlie; dziś popr. forma B. i D.: Charliego. [przypis edytorski]

<p>26</p>

obojgu – tu popr. forma C. l.mos.: obu a. obydwu a. obydwom a. obydwóm (jako że mowa o dwóch chłopcach). [przypis edytorski]

<p>27</p>

gdzieś szukał – tu: gdzie szukałeś. [przypis edytorski]

<p>28</p>

marka (daw.) – tu: znaczek pocztowy. [przypis edytorski]

<p>29</p>

Sandersiak – dziecko państwa Sanders; forma nazwiska uzupełniona polskim formantem słowotwórczym -'ak, oznaczającym najczęściej istotę młodą. W czasie, kiedy powstawały powieści Janusza Korczaka, tworzenie takich form było w polszczyźnie znacznie częstsze niż na początku XXI w. [przypis edytorski]

<p>30</p>

kurierek (daw.) – gazeta. [przypis edytorski]