Co się stało z Iwoną Wieczorek. Janusz Szostak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Szostak
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 9788366252585
Скачать книгу
skręcił w którąś z alejek w parku Reagana, być może szła nią wówczas Iwona Wieczorek – przekazuje mi inny były policjant zajmujący się przed laty tą sprawą i dodaje: – Policjanci ją znali.

      – Ci z radiowozu też ją znali? – dopytuję.

      – Spotykała się z policjantem z prewencji. Przyjmijmy hipotetycznie, że byli to koledzy jej znajomego policjanta. Pewnie byli i zapewne znali Iwonę. Nie da się wykluczyć, że spotkali ją po drodze.

      Mogło być na przykład tak:

      – Zobacz, Iwona idzie.

      – Cześć, podrzucić cię?

      – A dlaczego nie – odpowiedziała zmęczona spacerem nastolatka i wsiadła do radiowozu.

      Nawet nie przyszłoby jej do głowy, że mogą mieć wobec niej złe zamiary.

      – Wtedy doszłoby do takiej sytuacji, że ci policjanci mieliby dostęp do wszystkich informacji – wyjaśnia mój rozmówca. – Nikt by ich nie podejrzewał. Mieli samochód i mogli ją spokojnie wywieźć, gdzie chcieli, niezatrzymywani przez nikogo po drodze. Faktem jest, że na bulwarze prowadzącym z Sopotu do Gdańska nic Iwonie nie mogło się stać, bo było tam wówczas bardzo dużo ludzi – twierdzi były policjant. – Podobnie na alejkach parkowych prostopadłych do nadmorskiego bulwaru. Tam też dużo ludzi chodziło, przecież widać ich na nagraniach z kamer. Spacerują z psami, jeżdżą na rowerach, uprawiają jogging, ktoś się snuje, ktoś wraca z imprezy. Tam jest mnóstwo ludzi. Jak można sobie wyobrazić zabójstwo dziewczyny w takim miejscu? Nie krzyczała, nie broniła się, zero śladów. Ona wsiadła do samochodu kogoś, kogo znała, i pojechała.

      Również Marek Siewert w swojej analizie ma nieco odmienne wnioski:

      „Do takiego zdarzenia mogło dojść wyłącznie na ścieżkach prowadzących prostopadle od morza do kierunku ul. Dąbrowszczaków bądź w kierunku ulicy Czarny Dwór. Nadal uwzględniać należy zaistnienie takiego zdarzenia bezpośrednio w sąsiedztwie domu. Za tą tezą może świadczyć fakt, że na deptaku na całym jego przebiegu jest zakaz wjazdu pojazdów (z wyłączeniem służb porządkowych), co znacznie utrudnia wjazd samochodem. Ponadto stanowi to potencjalne ryzyko zauważenia przez patrol policji, który przebywał w tym czasie w pobliżu. Oczywiście jest możliwe zaatakowanie Iwony Wieczorek przy alejce równoległej do morza. Jednak należy brać pod uwagę fakt, że posiadała ona ze sobą przedmioty, które w trakcie ataku zostałyby przez nią porzucone i w efekcie poszukiwań znalezione, np. para butów (trzymała je w dłoniach), torebka, telefon. Mało prawdopodobne jest to, aby Iwona Wieczorek nie zareagowała krzykiem, co musiałoby zostać zauważone przez inne osoby idące za nią lub przed nią” – konstatuje policyjny analityk i dodaje, że oprócz osób postronnych znajdujących się w tej okolicy byli tam również uczestnicy wspomnianej imprezy urodzinowej, a także jej były chłopak Patryk G.

      Wśród propozycji czynności do wykonania Marek Siewert wymienia:

      „Ustalić załogę radiowozu, który przejeżdżał po deptaku (12 minut po przejściu zaginionej) w kierunku, w którym szła Iwona Wieczorek, celem rozpytania o powyższe okoliczności”.

      – Nie jestem pewien, czy załoga ta została ustalona i przesłuchana – mówi po latach Siewert.

      Także nie jestem tego pewien. Natomiast na pewno zrobiono to po złożeniu przeze mnie zeznań w lipcu 2016 roku. Przekazałem wówczas policjantom informacje, które ustaliłem – wynikało z nich, że jeden z patroli policyjnych mógł mieć tej nocy kontakt z zabójcami Iwony Wieczorek. 30 sierpnia 2016 roku komisarz Mariusz Mejer, naczelnik Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku, wystąpił do komend policji w Gdańsku i Sopocie o „udzielenie informacji dotyczących służb pełnionych przez funkcjonariuszy w dniu 16/17 lipca 2010 roku w godzinach 22.00-8.00 (ze wskazaniem danych funkcjonariuszy, godzin pełnienia służby, rejonu, danych pojazdów w przypadku patroli zmotoryzowanych) oraz – jeżeli są dostępne – kopiami notatników służbowych”. Dane te mam w swoim archiwum. Niestety, nie wiem, jak wyglądało przesłuchanie załogi radiowozu, który poruszał się śladem Iwony Wieczorek.

      – Jak pan sądzi, czy do zniknięcia dziewczyny mogli się przyczynić policjanci z tego radiowozu? – pytam Marka Siewerta.

      – Nie chce mi się w to wierzyć. Ale wszystko jest możliwe. Każda wersja powinna być sprawdzona i wyeliminowana. Nawet ta najbardziej nieprawdopodobna.

      Taką zupełnie niebraną pod uwagę, ale realną jest ta, o której mowa w kolejnym rozdziale.

      Rozdział 3. Dramat pod domem?

      ROZDZIAŁ 3

      DRAMAT POD DOMEM?

      Analizując sprawę zniknięcia Iwony Wieczorek, Marek Siewert stwierdził:

      „Nadal uwzględniać należy zaistnienie takiego zdarzenia bezpośrednio w sąsiedztwie domu”.

      Moim zdaniem jest to bardzo prawdopodobna hipoteza. Gdyż pod domem na nastolatkę mógł czekać jej morderca. Osoba, którą znała i której się nie obawiała. Mało prawdopodobne, by porywaczem i zabójcą Iwony Wieczorek była przypadkowa osoba. Także atak na nadmorskim bulwarze, a nawet w alejkach parkowych wydaje się nierealny.

      Przypomnijmy, że Piotr Kinda, ojczym Iwony, zeznał, że obudził się około 4.00 i usłyszał przez otwarte okno głos Adrii. Pomyślał, że rozmawia ona z Iwoną i razem wracają do jej domu, gdzie miały nocować.

      Tak to wspomina Iwona Kinda w rozmowie ze mną:

      – Było wtedy bardzo ciepło. Mieliśmy w sypialni otwarte okno. Około godziny 3.00-4.00 słychać było jakieś głosy. Piotr zawsze wstawał w tym czasie. Usłyszał głos Adrii: „Iwona, Iwona, Iwona…”. Pomyślał, że znowu się kłócą. Ja wtedy mocno spałam, bo miałam ciężki dzień i musiałam rano iść do pracy. Więc tak na wpół śpiąca, w letargu, przytaknęłam mu, że pewnie się kłócą i Iwona zaraz przyjdzie do domu. Odwróciłam się na drugi bok i spałam dalej. Rano patrzę – Iwony nie ma. Zauważyłam też, że nie ma moich nowych butów. Zabrała mi buty, takie nowe szpilki. Wkurzyłam się wtedy na nią, od razu wzięłam telefon i zadzwoniłam, bo zezłościłam się o te buty. Wie pan, jak to jest, to normalne. Ale wówczas Iwona miała już wyłączony telefon. Słysząc rozmowę dziewczyn pod blokiem, myśleliśmy, że one są na osiedlu we dwie. Później okazało się, że była to rozmowa telefoniczna Adrii z Iwoną.

      Rozmawiając o godzinie 3.36, dziewczyny ustaliły, że Adria wystawi rzeczy Iwony na balkon, żeby swobodnie mogła je stamtąd zabrać. Adria mieszkała na parterze. Dziewczyny kłóciły się jeszcze chwilę, gdy Adria była już pod klatką schodową swojego bloku. W czasie tej rozmowy Iwona zarzucała jej, że zostawiła ją samą w Sopocie. Z analiz billingów dziewczyn wynika, że ostatnia rozmowa oraz ostatnie esemesy, jakie wymieniły, miały miejsce o 3.42-3.43. O 4.00 Adria wysłała jeszcze koleżance esemesa z potwierdzeniem, że rzeczy są na balkonie. Ale ten komunikat nie dotarł już do Iwony. Ponieważ jednak uprzedzała, że rozładowuje jej się telefon, koleżanka nie była zdziwiona, że kontakt się urwał.

      Zapewne właśnie tę rozmowę telefoniczną słyszał Piotr Kinda. Ale czy Iwona nie mogła dotrzeć pod swój dom?

      W aktach sprawy znajdują się zeznania Mai Ż., która twierdzi, że jej znajoma z pracy opowiadała, iż brat jej męża rzekomo widział, jak tej nocy ktoś siłą wciągał Iwonę Wieczorek do czarnego samochodu:

      „W nocy, kiedy zaginęła Iwona Wieczorek, jej szwagra, który mieszka na tym samym osiedlu, miał obudzić pisk opon samochodu, (…) miał wstać z łóżka i widzieć z balkonu, czy też z tarasu mieszkania, jak Iwona Wieczorek jest siłą wciągana do samochodu koloru czarnego, marki nie podał. (…) Zapytałam ją, czy zgłosił to policji. A ona odburknęła »Policja jest od tego, by szukać« i dodała, że Iwona Wieczorek sobie