Będziesz tam. Guillaume Musso. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Guillaume Musso
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-067-4
Скачать книгу
tych produktów w całych Stanach, a także w Europie i Azji.

      Elliott wiedział, że Matt jest przyjacielem, który pozostanie przy nim do końca. Tym, do którego zadzwoni w środku nocy i zawiadomi, że trzeba będzie uprzątnąć trupa.

      Tymczasem jeszcze żył, a Matt z pewnością zaraz go opieprzy…

      *

      Wytworna restauracja Bellevue, w której jadali regularnie, znajdowała się przy Embarcadero i stała frontem do oceanu. Z kieliszkiem w dłoni Matt Delluca od pół godziny czekał na tarasie wychodzącym na Bay Bridge, Treasure Island i drapacze chmur dzielnicy biznesu.

      Miał właśnie zamówić trzeci kieliszek, kiedy zadzwoniła jego komórka.

      – Cześć, Matt, wybacz, ale trochę się spóźnię.

      – Tylko się nie spiesz, Elliott. Zdążyłem już przywyknąć do twojego bardzo szczególnego poczucia punktualności…

      – Albo się mylę, albo masz zamiar zrobić mi scenę.

      – Ależ skąd, stary, jesteś lekarzem i ratowanie życia ludzkiego daje ci wyjątkowe prawa, to jasne.

      – Jest tak, jak myślałem, robisz mi scenę…

      Matt nie mógł powstrzymać uśmiechu. Z komórką przyciśniętą do ucha opuścił taras i wszedł do wielkiej sali restauracyjnej.

      – Mam zamówić coś dla ciebie? – spytał, podchodząc do lady ze skorupiakami. – Właśnie patrzę na świeżutkiego żywego kraba, który będzie zaszczycony, jeśli zechcesz go skonsumować…

      – Ufam ci.

      Matt rozłączył się i dał znak kucharzowi, że los nieszczęsnego kraba został przesądzony.

      – Proszę upiec mi tę sztukę!

      Kwadrans później Elliott wpadł biegiem do przestronnej sali, całej w pozłacanej boazerii i lustrach. Zaczepiwszy nogą o wózek z deserami i potrąciwszy niechcący kelnera, dołączył wreszcie do przyjaciela siedzącego przy tym samym co zawsze stole. Zaczął od przestrogi:

      – Jeśli nadal zależy ci na naszej przyjaźni, to unikaj słów „spóźnienie” i „znowu”.

      – Przecież nic nie powiedziałem – żachnął się Matt. – Zarezerwowaliśmy ten stolik na dwunastą, a w tej chwili jest trzynasta dwadzieścia, ale ja nic nie powiedziałem. A w ogóle jak udał ci się pobyt w Kambodży?

      Elliott otworzył usta, ale w tej samej chwili dostał nagłego napadu kaszlu.

      Matt podał mu szklankę wody z bąbelkami.

      – Czy ty nie za bardzo kaszlesz, co? – zaniepokoił się.

      – Nie przejmuj się!

      – W porządku, ale… Czy nie powinieneś zrobić sobie jakiegoś małego badanka? Może jakiś skanerek lub coś w tym rodzaju…

      – To ja jestem lekarzem – odparł Elliott, zaglądając w menu. – No więc co zamówiłeś?

      – Nie wściekaj się, ale uważam, że kiepsko wyglądasz.

      – Jeszcze długo będziesz mi prawił te uprzejmości?

      – Po prostu martwię się o ciebie: za dużo pracujesz.

      – Czuję się dobrze, już ci to mówiłem! Tylko ta misja w Kambodży trochę mnie zmęczyła…

      – Nie powinieneś był tam jechać – uciął Matt. – Jeśli o mnie chodzi, Azja…

      – Mylisz się, to było wzbogacające doświadczenie. Przydarzyła mi się tam dziwna historia.

      – To znaczy?

      – Spotkałem pewnego starego Khmera, pomogłem mu, a on, jak jakiś duch z czarodziejskiej lampy, chciał koniecznie wiedzieć, jakie jest moje najskrytsze pragnienie…

      – I co mu odpowiedziałeś?

      – Poprosiłem go o rzecz niemożliwą.

      – Że chcesz wreszcie wygrać partię golfa?

      – Daj spokój.

      – Przepraszam, mów…

      – Odpowiedziałem, że chciałbym ponownie kogoś zobaczyć…

      W tym momencie Matt zrozumiał, że przyjaciel mówi poważnie, więc zmienił ton.

      – A kogo chciałbyś ponownie zobaczyć – spytał, z góry znając odpowiedź.

      – Ilenę…

      Nagle obaj posmutnieli, ale Elliott natychmiast obronił się przed napadem melancholii. Podjął temat w chwili, gdy kelner przyniósł przystawki. Opowiedział przyjacielowi dziwną historię o flakoniku napełnionym pigułkami, a także koszmarny sen, który przyśnił mu się ostatniej nocy i wytrącił go z równowagi.

      Matt zamierzał pocieszyć Elliotta:

      – Jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, zapomnij o tej historii i zdejmij trochę nogę z gazu.

      – Nie masz pojęcia, do jakiego stopnia ten koszmar mną wstrząsnął i jak bardzo wydawał się rzeczywisty. To było takie… dziwne… zobaczyć siebie samego w wieku trzydziestu lat.

      – Sądzisz, że to efekt działania pigułek?

      – A co innego?

      – Może zjadłeś coś nieświeżego – zaryzykował Matt. – Według mnie za często jadasz w chińskich restauracjach…

      – Proszę cię, przestań!

      – Mówię poważnie. Nie chodź więcej do pana Chow, bo jego kaczka w pomarańczach to z całą pewnością psie mięso…

      *

      Dalszy ciąg posiłku przebiegł w wesołej atmosferze. Matt miał szczególny dar roztaczania wokół siebie aury radości. Przebywając w jego towarzystwie, Elliott zapominał o ponurych myślach i zmartwieniach. Czas upływał im na żartobliwej rozmowie, która teraz zboczyła na tematy dużo lżejsze.

      – Zauważyłeś tę dziewczynę przy barze? – spytał Matt, wkładając do ust porcję flambirowanych bananów. – Chyba na mnie patrzy, jak sądzisz?

      Elliott odwrócił się w stronę baru. Piękna najada z nogami do samej szyi sączyła leniwie martini dry.

      – To prostytutka, stary.

      Matt zaprzeczył ruchem głowy.

      – Na pewno nie.

      – Chcesz się założyć?

      – Mówisz tak, bo ona patrzy na mnie.

      – Ile jej dajesz lat?

      – Dwadzieścia pięć.

      – A ty masz ile?

      – Sześćdziesiąt – przyznał się Matt.

      – Właśnie dlatego sądzę, że to prostytutka…

      Matt dzielnie zniósł cios i po paru sekundach dodał:

      – Nigdy nie byłem w lepszej formie!

      – Starzejemy się, przyjacielu. To nieuniknione, takie jest życie, i myślę, że powinieneś zacząć się z tym godzić.

      Matt zamyślił się wyraźnie zaniepokojony.

      – Dobra, muszę lecieć – oznajmił Elliott, wstając od stołu. – Pójdę uratować jeszcze parę istnień. A ty? Co masz w programie na dzisiejsze popołudnie?

      Matt zerknął w stronę baru, ale stwierdził ze smutkiem, że najada dyskutuje w najlepsze z jakimś młodzieniaszkiem. Jeszcze kilka