Wyszedł więc z sali przybity, dusząc w sobie złość. Przed wejściem na blok operacyjny wstąpił do toalety, żeby przemyć twarz wodą.
Nigdy nie będę miał dzieci, przysiągł, patrząc na odbicie swojej twarzy w lustrze. Nie będę ich miał, żeby nigdy nie musiały umrzeć!
Trudno, jeśli Ilena nie zdoła tego zrozumieć…
*
Orlando, Floryda
Rok 1976
Nad wielkim ogrodem zoologicznym Ocean World zapadał zmierzch. Podczas gdy ostatnie promienie słońca wydłużały cienie cyprysów, kolorowy tłum zwiedzających opuszczał stopniowo park wodny, zachwycony spotkaniem z delfinami, gigantycznymi żółwiami i lwami morskimi.
Ilena pochyliła się nad basenem z orkami, żeby zachęcić Anuszkę, największą z „wielorybic zabójczyń”, do podpłynięcia do brzegu.
– Cześć, ślicznotko!
Kobieta chwyciła płetwę zwierzęcia, chcąc zmusić je do przewrócenia się na grzbiet.
– Nie panikuj, nic złego ci się stanie – zapewniała, wbijając igłę w ciało orki, żeby pobrać próbkę krwi.
Każda taka operacja była niebezpieczna, ponieważ orki są groźne. Pomimo sympatycznego wyglądu Anuszka była sześciometrowym potworem ważącym cztery tony, zdolnym ogłuszyć człowieka jednym machnięciem ogona lub odciąć mu któryś z członków stalowymi szczękami, wyposażonymi w pięćdziesiąt ostrych zębów. Dlatego właśnie za każdym razem Ilena starała się udobruchać zwierzę, nadając czynnościom związanym z badaniem charakter zabawy. Zazwyczaj się udawało. W obcowaniu ze zwierzętami miała to szczególne, tak potrzebne weterynarzowi wyczucie.
– O, i już po wszystkim – stwierdziła, wyciągając igłę.
W ramach rekompensaty rzuciła olbrzymowi sporą porcję mrożonych ryb i pogłaskała go po grzbiecie.
Ilena wykonywała swój zawód z pasją. Pracując jako weterynarz-rezydent parku wodnego, odpowiadała za zdrowie fizyczne i psychiczne swoich podopiecznych. Nadzorowała czystość zbiorników, przygotowywanie pożywienia, a także uczestniczyła w szkoleniu treserów. Jak na tak młodą osobę, na dodatek kobietę, wzięła na siebie wiele obowiązków. Trzeba przyznać, że zażarcie walczyła o to stanowisko. Od najmłodszych lat wykazywała wielkie zainteresowanie zwierzętami żyjącymi w morzu, a w szczególności wielorybami. Po uzyskaniu dyplomu weterynarza zrobiła specjalizację z biologii i przeszła szkolenie z zakresu psychologii zwierząt. Jednak specjalizacja w tej dziedzinie była kosztowna, szanse na znalezienie zatrudnienia bardzo małe, a perspektywy na pracę z delfinami i orkami równie niewielkie jak w przypadku zostania astronautą. Mimo to Ilena nie rezygnowała ze swoich marzeń. Postąpiła słusznie, ponieważ pięć lat wcześniej, w 1971 roku Walt Disney upatrzył sobie niewielką miejscowość, Orlando, i założył w niej Disney World – swój gigantyczny park atrakcji. Dzięki napływowi turystów i Myszce Miki, Orlando z małego miasteczka przekształciło się niebawem w największą atrakcję Florydy. Wkrótce powstał tam również Ocean World – największy w całych Stanach morski ogród zoologiczny. Rok przed oficjalnym otwarciem Ilena okupowała siedzibę dyrekcji, starając się o stanowisko obiecane wcześniej starszemu i bardziej doświadczonemu lekarzowi weterynarii. W końcu zgodzono się przyjąć ją na próbę, i w ten sposób została zatrudniona na stałe zamiast tamtego kandydata. To była dobra strona Ameryki: kompetencje zaczynały liczyć się bardziej niż wiek, płeć czy pochodzenie społeczne.
Uwielbiała swój zawód. Wiedziała, że przyjaciołom z Greenpeace’u nie podobało się chwytanie zwierząt żyjących na wolności, choć było powszechnie wiadomo, że Ocean World nie lekceważył kwestii związanych z ochroną środowiska. Ilenie udało się nawet uzyskać od dyrekcji środki na ochronę krów morskich.
Teraz opuściła strefę basenów i weszła do budynku administracji. Fiolkę z próbką krwi opatrzyła stosowną etykietką i zaniosła do laboratorium, żeby ją zbadać. Zanim zabrała się do pracy, wstąpiła na chwilę do toalety i obmyła sobie twarz zimną wodą. Przez cały dzień czuła się dziwnie rozbita.
Podnosząc głowę znad umywalki, spojrzała w lustro i zauważyła łzę spływającą po policzku. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że płacze.
– Ale ze mnie idiotka! – syknęła, wycierając zaczerwienione oczy.
Właściwie dobrze wiedziała, co jest nie tak: ciągle pamiętała swoją ostatnią rozmowę z Elliottem. I jego sprzeciw, kiedy powiedziała mu o dziecku. Za każdym razem reagował tak samo, a ona nie mogła zrozumieć jego oporu. Uznała, że Elliott boi się zaangażować.
Tymczasem ani przez chwilę nie wątpiła w jego miłość. Ich związek płonął żywym ogniem, podsycanym nieustannie chęcią wzajemnego imponowania, spełnienia wszystkich życzeń i zaskakiwania…
Tylko czy to uczucie mogło oprzeć się upływowi czasu? Niebawem skończy trzydzieści lat, choć – przynajmniej pozornie – nadal promienieje urodą: żyje na Florydzie, wokół niej kręci się mnóstwo facetów, i jest świadoma swojego uroku. Ale jak długo jeszcze? Młodość powoli ucieka. Czasami czuła, że nie wygląda już tak samo jak kiedyś, że nie jest tak świeża jak osiemnasto- czy dwudziestoletnie dziewczyny spotykane na plaży lub widziane w parku wodnym.
Starzenie się nie przerażało jej zbytnio, ale mentalność ludzi się zmieniała: wokół głośno mówiono o wolnej miłości, rewolucji seksualnej, i te zmiany wcale się jej nie podobały. Ona pragnęła dla siebie związku trwałego. Nie wyobrażała sobie, żeby ukochany mężczyzna mógł któregoś dnia wypróbowywać różne pozycje Kamasutry z innymi kobietami.
Napiła się wody i osuszyła oczy papierową chusteczką.
Może niewystarczająco okazywała Elliottowi, jak bardzo jest do niego przywiązana? Była z natury wstydliwa i miłosne słownictwo nie przechodziło jej łatwo przez usta. Czy kiedy się kocha, trzeba koniecznie o tym mówić? Przecież to się czuje! Poza tym, kiedy kobieta prosi mężczyznę, by został ojcem jej dzieci, wszystko jest chyba jasne, nieprawdaż?
Właśnie dlatego, że go kochała, chciała mieć z nim dziecko. Nie należała do kobiet, które pragną tego za wszelką cenę, wyłącznie dla siebie. Miała ochotę mieć dziecko z Elliottem. Dziecko, które byłoby przedłużeniem ich miłosnego związku.
Tyle tylko, że on najwyraźniej nie miał na nie ochoty.
A ona nie rozumiała dlaczego.
Domyślała się, że chęć posiadania dziecka jest nieodłącznie związana z osobistą trajektorią każdego człowieka i historią jego własnej rodziny. W Brazylii Ilena wychowała się w ubogiej, ale kochającej się rodzinie i była pewna, że kiedyś sama zostanie matką. Elliott natomiast nie miał dobrych stosunków z rodzicami. Może właśnie to było powodem jego blokady?
Mimo wszystko nie wątpiła, że byłby dobrym ojcem, zdolnym dać dziecku szczęście. Parokrotnie, chodząc po niego do szpitala, widziała, jaki jest jego stosunek do małych pacjentów. Był chirurgiem pediatrą i miał podejście do chorych dzieci. Był rzetelny i zrównoważony, nie brakowało mu dojrzałości, nie był egoistą jak niektórzy mężczyźni spośród znajomych z otoczenia. Bez trudu mogła wyobrazić sobie Elliotta w roli czułego tatusia, uważnie słuchającego swoich dzieci. Wielokrotnie miała zamiar przerwać stosowanie pigułek antykoncepcyjnych, udać „wypadek” i postawić Elliotta przed faktem dokonanym. Ale gdyby tak zrobiła, miałaby poczucie, że nadużyła zaufania, jakim się wzajemnie darzyli.
A