Wojna makowa. Rebecca Kuang. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Rebecca Kuang
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Историческая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788379645299
Скачать книгу
on… – Rin jeszcze mocniej zacisnęła dłonie na barierce. – Jak się to…

      – Cóż, to właśnie Altan Trengsin – stwierdził Raban, jakby innego wyjaśnienia nikomu nie było trzeba.

      – Dość! – wykrzyknął Kobin. – Poddaję się, cholera!

      – Koniec – ziewnął Sonnen. – Zwycięża Altan. Następny.

      Altan uwolnił rywala i podał mu rękę. Kobin wstał i uścisnął dłoń przeciwnika. Przyjął porażkę z godnością. Najwyraźniej ustąpienie pola Altanowi Trengsinowi po niecałych trzech sekundach walki nie stanowiło poważniejszej ujmy na honorze.

      – I co? To już? – zapytała Rin.

      – Nie. Do końca jeszcze daleko – odpowiedział Raban. – Na Altana czeka dzisiaj wielu śmiałków.

      Następną odważną okazała się Kureel.

      Raban zmarszczył brwi i pokręcił głową.

      – Nie powinni jej na to pozwalać.

      Rin stwierdziła w duchu, że to niesprawiedliwa ocena. Kureel, jedna z najlepszych kadetek Juna, utalentowana adeptka sztuk walki, cieszyła się reputacją zaciekłej wojowniczki. Wyglądali z Altanem na równych nie tylko wzrostem, ale i pod względem fizycznej siły; z pewnością nie da sobie w kaszę dmuchać.

      – Zaczynajcie.

      Kureel z miejsca ruszyła do ataku.

      – Na Wielkiego Żółwia – wyrwało się Rin. Jej oczy nie nadążały za błyskawicznie wymienianymi ciosami.

      Altan i Kureel walczyli prawie w zwarciu. Co chwila padał grad ciosów, kontrowanych równie licznymi blokami. Wykonywali zwody i uniki, krążyli wokół siebie niczym taneczni partnerzy.

      W ten sposób upłynęła pierwsza minuta. Kureel zauważalnie osłabła. Ciosy dziewczyny straciły precyzję, stały się zbyt zamaszyste. Przy każdym ruchu z jej czoła lały się kropelki potu. Altan był tymczasem niewzruszony, poruszał się z tą samą gracją, z jaką rozpoczął starcie.

      – Igra z nią – skomentował Raban.

      Rin nie potrafiła oderwać od Altana wzroku. Kroki młodzieńca układały się w najpiękniejszy taniec, hipnotyzowały. Z każdego jego gestu biła siła – nie zwykła moc masy mięśniowej, której ucieleśnienie stanowił Kobin, lecz skoncentrowana energia, jakby Speeryta był sprężyną, która ciasno ściśnięta, raz po raz eksplodowała.

      – Zaraz będzie kończył – zawyrokował kadet.

      Pojedynek przerodził się w zabawę w kotka i myszkę. Kureel nawet przez moment nie była dla Altana godną przeciwniczką. Był zawodnikiem zupełnie innej klasy. Początkowo dostosował się do poziomu dziewczyny, by nie sprawiać jej przykrości, a także by ją zmęczyć. Kureel poruszała się coraz wolniej. A Altan drwił z niej, dopasowując prędkość własnych ciosów do jej ataków. Wreszcie dziewczyna skoczyła desperacko naprzód, mierząc w przeponę rywala. Zamiast zblokować, Altan uskoczył w bok, wbiegł na pionową ścianę ringu, odbił się i wykręcił w locie. Stopa chłopaka trafiła Kureel w skroń. Runęła na plecy jak ścięta. Przytomność straciła, zanim jeszcze u jej boku wylądował przykucnięty niczym kot Altan.

      – O w cyc Tygrysa! – rzucił Kitaj.

      – No, w cyc Tygrysa – potwierdził Raban.

      Dwóch kadetów medycyny z pomarańczowymi opaskami na rękawach natychmiast skoczyło na dno jamy, by zabrać powaloną dziewczynę. Nosze czekały już pod ścianą. Altan przystanął pośrodku ringu, założył ramiona na piersi i w zupełnym spokoju czekał, aż skończą. Kiedy wynosili nieprzytomną Kureel z piwnicy, po drabince zszedł kolejny student.

      – Trzy pojedynki jednego wieczora – zauważył Kitaj. – To normalne?

      – Altan często walczy – odpowiedział Raban. – Każdy chce zostać jego pogromcą.

      – A ktoś już z nim wygrał? – zainteresowała się Rin.

      Kadet parsknął śmiechem.

      Trzeci śmiałek podniósł ogoloną głowę i Rin zobaczyła w świetle lamp jego twarz. Aż drgnęła. Tobi – kadet, którego poznała pierwszego dnia.

      Świetnie, pomyślała. Mam nadzieję, że Altan go zmasakruje.

      Tobi przedstawił się pełnym głosem, na co jego koledzy, adepci walki, zareagowali donośnymi, zachęcającymi okrzykami. Altan strzepnął z rękawa jakiś niewidoczny pyłek. Nie odezwał się słowem. Być może wywrócił oczami, lecz w półmroku Rin nie miała pewności.

      – Zaczynajcie – rzucił Sonnen.

      Tobi rozluźnił ramiona i nisko przykucnął. Zamiast zaciskać pięści, zgiął tylko palce, jakby trzymał w nich niewidzialne piłki.

      Altan pochylił głowę na bok. „No chodź” – zdawał się mówić.

      Pojedynek bardzo szybko stracił wszelkie pozory elegancji. Rozgorzała brutalna, krwawa naparzanka na pięści. Ciosy były potężne i gwałtowne, napędzane dziką, zwierzęcą siłą. Dozwolone okazało się praktycznie wszystko. Tobi z wściekłością wycelował paznokciami w oczy Altana. Altan odchylił głowę i wbił łokieć prosto w tułów przeciwnika.

      Tobi zachwiał się i charcząc, zatoczył do tyłu. Altan zdzielił go dłonią na odlew w potylicę, jakby karcił niesfornego dzieciaka. Tobi osunął się na ziemię, lecz zaraz wybił się skomplikowanym ruchem, zawrócił i skoczył naprzód. Altan osłonił się uniesionymi pięściami, lecz rozpędzony Tobi rzucił się szczupakiem i przewrócił przeciwnika na piach.

      Altan gruchnął o podłoże plecami. Tobi cofnął gwałtownie prawe ramię i wbił rozcapierzone palce w żołądek Altana, który rozchylił usta w bezgłośnym krzyku. Tobi wraził palce jeszcze głębiej i przekręcił. Rin wyraźnie widziała występujące mu na przedramieniu żyły. Twarz chłopaka wykrzywił wilczy grymas. Wyszczerzył zęby.

      Altanem wstrząsnęło, zakaszlał. Z ust buchnęła mu krwawa mgiełka.

      Żołądek podszedł Rin do gardła.

      – Kurde – powtarzał Kitaj pod nosem. – Kurde, kurde, kurde…

      – Widzicie tygrysi pazur – podsunął Raban. – Popisowa technika Tobiego. Element rodowej sztuki walki. Altan przez tydzień nie wysra się jak trzeba.

      – No już – pochylił się Sonnen. – Dość…

      W tej samej chwili Altan złapał wolną dłonią Tobiego za szyję i przyciągnął jego twarz gwałtownie do własnego czoła. Raz i drugi. Chwyt Tobiego zwiotczał.

      Altan zrzucił z siebie przeciwnika i skoczył. W mgnieniu oka zamienili się miejscami; Tobi leżał nieruchomo na ziemi, a Altan klęczał mu na piersi, mocno zaciskając dłonie na szyi. Zdjęty paniką Tobi poklepał przeciwnika po ramieniu.

      Altan wstał i odepchnął się od Tobiego z odrazą, po czym zerknął na mistrza Sonnena, jakby wyczekując dalszych poleceń.

      – Koniec pojedynku. – Sonnen wzruszył ramionami.

      Rin wypuściła nieświadomie wstrzymywane powietrze.

      Kadeci medycyny wskoczyli do jamy, żeby wyciągnąć Tobiego. Chłopak głucho jęczał. Z rozbitego nosa płynęły mu strugi krwi. Altan oparł się o ścianę. Na jego twarzy malowało się znudzenie, obojętność, jakby moment temu jego żołądek nie został skręcony w obrzydliwy węzeł, jakby nikt go nawet nie drasnął. Rin przyglądała mu się częściowo zafascynowana, częściowo zdjęta grozą. Język Speeryty wysunął się z ust i wężowym ruchem zebrał krew z górnej wargi.

      Altan przymknął powieki, odczekał dłuższą chwilę, po czym odchylił głowę