Nie może jej znaleźć. Nie widzi jej.
Mijają go spieszący się ludzie, ale nikt nie jest nią.
W jednej sekundzie stała tuż przy nim, a w następnej… Mallory. Bolą go ręce.
W czarnych smugach dymu wszystkie kobiety wyglądają jak ona. Od rzeki ogniste tsunami wznosi się, a potem schodzi niżej. Pada ognisty deszcz. Jest jasno, ale nie widać słońca. Jest dzień, ale wygląda jak noc.
Julian znajduje ją leżącą na chodniku, wciśniętą w ścianę budynku, jakby chciała się ukryć. Mallory, co się stało?
Ona próbuje coś powiedzieć, lecz on jej nie słyszy. Dym musiał porazić jej struny głosowe. Julian klęka na chodniku.
Chce zapytać, czy da radę wstać, ale problem polega na tym, że on też nie może mówić. To na pewno przez dym. Proszę, niech to będzie przez dym. O Boże, Mallory. Jak daleko jeszcze do Cripplegate? Jak daleko do złota, do muru? Jak daleko do siebie nawzajem, do ocalenia? Tak blisko, tak blisko! Julian czuje, jakby jego nogi, szyję, pierś przeszywały lodowe sople.
Czemu puścił jej rękę! A może to ona puściła jego? Upadła cicho na kamienie, a płonące niebo upadło razem z nią.
Mallory trzyma się za gardło. Julian też. Wyciąga rękę, by jej dotknąć, otwiera usta, by błagać, błagać, żeby nie umierała. Kocham cię, szepcze bezgłośnie. Proszę, nie umieraj, zanim nie dostąpisz odkupienia.
Mallory prawie się uśmiecha. Wyciąga z kieszeni fartucha pomięty kawałek pergaminu i wsuwa mu do ręki. Julian próbuje ją podnieść, ale nie daje rady. Czemu upadłaś? Czemu puściłaś moją rękę? Czemu wbiegłaś w ogień, czemu ukryłem twoje złoto, czemu je zabrałem? Czemu go zabiłaś, czemu?
Mallory rozpaczliwie dyszy.
Palące się drewno rozpada się na kawałki. Julian czuje, jakby na kawałki rozpadało się też jego ciało. Popioły Londynu wznoszą się paskudną czarną smugą, a wiatr niesie je do gardła Mallory, do gardła Juliana, do duszy Mallory, do duszy Juliana.
Julian dostaje drgawek. Czuje ucisk w gardle. Nie może krzyczeć, powiedzieć, co czuje.
Mallory wyciąga rękę, dotyka jego twarzy, jej oczy odzyskują blask, po czym zachodzą mgłą.
Klęczący Julian pochyla się nad nią.
Uciekaj, szepcze ona. A może powiedziała: złoto[1]?
Julianie, uciekaj i wróć po mnie.
3 List św. Jakuba Apostoła, 5,114–115.
4 Po angielsku podobnie brzmiące słowa: „go” i „gold”.
10
Sześć dowodów
Codziennie znika człowiek. A jednak dzień po dniu się odradza.
Julian nie wiedział nic o odradzaniu.
Ale o znikaniu? Jak najbardziej.
Klęcząc na podłodze, lepki od brudu i sadzy, zwymiotował u stóp Sweeneya. Tym razem nie wstał i nie odszedł o własnych siłach. Musiano wezwać karetkę i znieść go ze wzgórza na noszach. Zabrano go do szpitala Królowej Elżbiety i umieszczono w komorze hiperbarycznej. Szpital wezwał też policję, bo Julian nie miał przy sobie dokumentów. W dłoni ściskał za to monetę, która wyszła z obiegu przed ponad czterystu laty, i spis zmarłych z 1665 roku. Podał policji numer telefonu do agencji Nextel i w szpitalu zjawił się Ashton z dokumentami i – nad wyraz optymistycznie – z ubraniem na zmianę.
Ale Julian nigdzie się nie wybierał. Osłabiło go długie wdychanie tlenku węgla, pluł krwią, a płuca z powodu obrzęku nie dostarczały wystarczającej ilości tlenu. Julian podpisał dokument uprawniający Ashtona do podejmowania decyzji w sprawie leczenia i Ashton porozmawiał z lekarzami.
– O czym wy mówicie? Zatrucie dymem? – zapytał. – Z papierosów? – Stał przy łóżku Juliana.
Z pożaru, wyjaśnił jeden z lekarzy. Ma też kilka pękniętych naczyń krwionośnych w rękach i nogach i figury Lichtenberga na plecach, od szyi po miednicę.
– To też z powodu zatrucia dymem?
Nie, wyjaśnił inny lekarz. Figury Lichtenberga pojawiają się po porażeniu prądem.
Ashton nie chciał w to wierzyć. Na pewno zamienili kartę Juliana z kartą innego pacjenta. Przyniesiono kartę Juliana, pokazano Ashtonowi, że nie ma mowy o pomyłce. Przypomnieli, że Julian skarżył się na porażenie prądem już przed rokiem. Wtedy doszli do wniosku, że to zaburzenie psychosomatyczne. Teraz nie byli już tacy pewni. Objawy były widoczne.
– A co z tymi wytatuowanymi kropkami na przedramieniu, których przedwczoraj nie było? – zapytał Ashton. – To też z powodu zatrucia dymem? Porażenia prądem? A może tatuaże są psychosomatyczne?
Lekarze nie wypowiadali się w sprawie tatuaży. Nie były tak nagłym przypadkiem jak obrzęk płuc.
Julian był zdezorientowany i nafaszerowany lekami przeciwbólowymi, i nie chciał niczego potwierdzić ani niczemu zaprzeczyć. Prześwietlenie wykazało trzy pęknięte kości w każdej stopie.
– To też jest psychosomatyczne, do cholery? – wściekał się Ashton z powodu ignorancji lekarzy i swojej własnej.
Po tygodniu Juliana odesłano do domu z koncentratorem tlenu, który miał mu ułatwić oddychanie do czasu, gdy płuca się wyleczą. Tlen dla Juliana.
Kiedy Ashton był w pracy, Julian opierał kule o barierkę i siedział bez ruchu na zimnym, mokrym balkonie, kołysząc się w przód i w tył. Gdy chcesz uciec przed oślepiającym cię gniewem, przestań się ruszać, zamilknij. Każde działanie tylko karmi bestię. Więc przestań ją karmić.
– Stary, błagam cię. Wyjaśnij – prosił go Ashton wieczorami po pracy.
– Którą część?
– Obrzęk płuc? Ślady po porażeniu prądem? Bryczesy i tunikę? Złamane stopy, katatonię, tatuaże? Cokolwiek. Co się z tobą stało? Gdzie byłeś?
– Zatrucie dymem to wynik pożaru.
– Jakiego cholernego pożaru?
– Wielkiego pożaru Londynu.
Początkowo Ashton nie miał nic do powiedzenia.
– Czemu nie chcesz być ze mną szczery? – oburzył się po chwili. – Czemu nie możesz udzielić poważnej odpowiedzi na poważne pytanie? Jaki pieprzony pożar?
– Mówiłem ci, wielki pożar Londynu.
– Aaach!
– Chciałeś, żebym był szczery. To jestem.
Julian wsunął plastikowe rurki do nosa, wziął głęboki wdech i zamknął oczy. – Nie potrafię tego lepiej wyjaśnić, Ash. Spróbujemy jeszcze raz, gdy poczuję się lepiej.
*
Minął tydzień, płuca były w lepszym stanie, koncentrator tlenu zniknął. Ashton i Julian nadal nie porozmawiali. Julian nadal nie wrócił do pracy.
Kiedy minął kolejny tydzień, w sobotnie popołudnie Ashton wszedł do sypialni Juliana i obrzucił spojrzeniem koszmarny bałagan, który tam panował. Julian miał świadomość, że jego pokój nie wygląda normalnie dla człowieka, który przywykł do jego pedanterii, a teraz widzi scenę jak po