Matki z Lovely Lane. Nadine Dorries. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nadine Dorries
Издательство: PDW
Серия: Lovely Lane
Жанр произведения: Современная зарубежная литература
Год издания: 0
isbn: 9788381699280
Скачать книгу
Elsie dopija sobie herbatę nad zlewem, bo wie, że może na mnie liczyć. Myśli sobie, że ja o tym nie wiem! Patrz tylko na nią, idzie właśnie. Patrz tylko! Widzisz? Nie ma torebki! Mówię ci, że nie zdąży nawet dojść do mojego domu, a już jej się przypomni i uzna, że musi wracać. Patrz tylko, sama zobaczysz.

      Rozbawiona Noleen stała i patrzyła. Jak można się było spodziewać, Elsie nagle przystanęła, przyłożyła dłoń do ust, a potem wykonała w tył zwrot i truchtem zawróciła do domu.

      – Poczekaj na mnie! – zawołała przez ramię do Biddy. – Zatrzymaj autobus!

      Noleen zaczęła się śmiać.

      – Niezłe z was aparatki. Mam wrażenie, że odkąd została babcią, jest jeszcze bardziej roztrzepana niż dawniej. Ciągle mówi i mówi o tym dziecku. A ty zostałaś matką chrzestną. Żadnej już nie znajdziesz wymówki, żeby w niedzielę nie przyjść na chrzciny, Biddy.

      – Wielka szkoda, Noleen, bo ojciec Brennan ciągle mi jeszcze nie odpuścił po tym, jak wyznałam, że żałuję, że mój mąż wrócił z wojny. To on powinien stracić nogę, a nie twój Paddy. Wtedy drań by nie próbował wiać z moją portmonetką i zestawem porcelany z Belleek.

      Noleen mimowolnie zachichotała. Żadna inna z mieszkanek przyportowych ulic nie mogłaby sobie pozwolić na taką bezbożność, a tymczasem zachowanie Biddy wszyscy pobłażliwie tolerowali.

      – Ojciec odpuści każdemu, Biddy. Musi. Wiesz przecież. Nie miej mu tego za złe. Niewykluczone, że będziesz go potrzebowała w swojej ostatniej godzinie, aby się pomodlił za twoje zbawienie.

      – Na litość boską, Noleen, tylko żartowałam. Strasznie spoważniałaś przez tych kilka ostatnich miesięcy. Może pójdziesz z nami na bingo w tym tygodniu, jeśli będziesz miała wolne? Moim zdaniem przydałaby ci się odrobina rozrywki. Paddy się na pewno nie obrazi. A kto wie, może wygrasz i będziesz mogła kupić dzieciom coś ekstra. No chodź, spróbuj. W zeszłym miesiącu wygrałam tyle, że mogłam za to pojechać do domu, do Irlandii.

      – Nie mogę. Już i tak mi szkoda, że zostawiam Paddy’ego po nocach, gdy idę do pracy. On dostaje fioła, jak tak siedzi sam. Czasami bardzo go boli, zwłaszcza jeśli za bardzo ten swój kikut obciąża. Protezę ma potworną. Sztywną jak żelazny pręt.

      Biddy nie raz widziała, że sztuczna noga Paddy’ego stoi porzucona pod ścianą w kuchni. Zdecydowanie nie wyglądała na wygodną. Była to ciężka konstrukcja z zimnego ostrego metalu i drewna owiniętego skórą.

      – A może byłoby ci łatwiej, gdybym to ja poszła z nim porozmawiać? Paddy i ja dobrze się dogadujemy.

      Od Biddy jako jedynej Noleen nigdy nie usłyszała, że Paddy „przynajmniej wrócił”. Była jej za to wdzięczna. Inne kobiety mówiły temu podobne frazesy niemal codziennie, najpewniej po to, aby ulżyć sobie w żalu i złości. Biddy tymczasem nie potrzebowała słów, żeby dać Noleen jednoznacznie do zrozumienia, że dokładnie rozumie, z czym przyszło jej się zmagać.

      W oczach Noleen widziała, jak ciężko jest pogodzić pracę z opieką nad rodziną i wiecznie obolałym mężem. Przez ostatnich dziesięć lat Noleen przybyło dwadzieścia. Niegdyś kruczoczarne włosy teraz połyskiwały srebrem i bielą. Cerę miała bladą i pozbawioną blasku, przez co uroku w niej było tyle, co w starym chlebie. Tylko blask niebieskich irlandzkich oczu zdradzał, że Noleen nie przekroczyła jeszcze czterdziestki i że wciąż jest względnie młodą kobietą.

      Noleen potrząsnęła głową.

      – Nie chodzi o to, że musiałabym zostawić Paddy’ego, choć pewnie byłoby mi z tym ciężko. Chodzi o pieniądze. Ty przecież wiesz, Biddy, że my ledwo wiążemy koniec z końcem. Nie muszę tego mówić. Bóg ci na pewno nie zapomni tego, jak nam pomagałaś, zanim Dessie przyjął Bryana na pomocnika portiera. Pół korony na kilka godzin bingo to dla mnie stanowczo za dużo. Nie mogłabym potem zasnąć przez wyrzuty sumienia.

      Biddy zmarszczyła brwi.

      – No tak, a ty w sumie i tak nie za dużo śpisz. Przełożona pielęgniarek pewnie ubiegłej nocy dała wam popalić bardziej niż zwykle, co? Skoro lada moment otworzą nowe sale operacyjne. A wydaje się, że to ledwie wczoraj zapowiedzieli remont. Pewnie przełożona i siostra Pokey kazały wam jeszcze raz umyć podłogi. Za chwilę z tej nowej posadzki nic nie zostanie, jak tak dalej wszyscy ją będą zmywać. Obsesję mają jak nic. Siostra przełożona codziennie robi inspekcję. Pytałam Elsie, czy ona czasem nie powariowała.

      – Akurat nie na mnie trafiło. Ja byłam na głównym korytarzu. Ale wszystkie poszłyśmy tam zajrzeć. Bardzo elegancko. Siostra Pokey się pokazała, jeszcze zanim wyszłam rano do domu. Strasznie jest podekscytowana. Betty Hutch mówi, że gdyby doktor Davenport nie otarł się o śmierć na starym bloku, to nowych sal by nie było. Twierdzi, że jego śmierć i powrót do świata żywych to był cud i sprawka Opatrzności.

      – A niby skąd ona o tym wie? – Biddy pociągnęła nosem i spojrzała w kierunku przystanku autobusowego. – Zresztą, może i jest w tym ziarno prawdy. Rzeczywiście mówią, że on kilka razy umarł na stole. A to taki młody doktor…

      Noleen doskonale zdawała sobie sprawę, że Biddy nie umknęło absolutnie nic z tego, co się działo w St Angelus. Dla Biddy wiedza była cenną walutą, więc niechętnie się z nią rozstawała. Dlatego nie chciała tych wieści potwierdzić ani im zaprzeczyć.

      – No dobrze, idź już na tę swoją mszę, a potem do łóżka, kobieto. Wyglądasz na wymęczoną.

      Obie spojrzały w kierunku St Chad’s, którego dzwony wzywały teraz wiernych na mszę, rozbudzając w sumieniu Noleen nieodparte pragnienie udania się do kościoła.

      – A pomyślałaś, żeby zapytać Dessiego, czy w szpitalu znalazłaby się jakaś lżejsza praca? Coś, na czym można trochę lepiej zarobić? – dopytywała Biddy. Nie wspomniała, że rozmawiała już o tym z Dessiem i on obiecał zajrzeć do Noleen. Wiedziała aż za dobrze, że duma to jedyny z grzechów ciążących na sumieniu sąsiadki, więc na pewno nie będzie podejrzewać Biddy o mieszanie się w jej prywatne sprawy, gdy Dessie zgłosi się do niej z propozycją.

      – Nie mogę. Dessie i tak już wiele dla nas zrobił, zatrudniając Bryana. Niech go Bóg błogosławi. Nie chciałabym, żeby sobie pomyślał, że jestem niewdzięczna. Regularnie odwiedza Paddy’ego, kiedy jestem w pracy. A Bryan uwielbia pracować w St Angelus. Dessie nic naszej rodzinie nie jest winien. Już go nie mogę prosić o żadne przysługi, Biddy, i ty też go nie proś o nic w moim imieniu. Może i wychodzi na to, że utrzymuje nas Bryan, ale Paddy i ja mamy swoją dumę. Biddy, czy ty mnie w ogóle słuchasz?

      Biddy faktycznie sprawiała wrażenie rozkojarzonej.

      – Nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby go o coś takiego prosić bez twojej zgody – odparła, po czym pociągnęła nosem. Zmarszczyła się i wyciągnęła szyję, niecierpliwie wypatrując Elsie.

      – O, jest! Idzie nasza babcia. Ciekawe, jaką wymówkę przedstawi tym razem?

      – A to ona w ogóle potrzebuje wymówki, skoro ma wnuka? Biedna Martha i jej Jake prawie nie mają do niego dostępu.

      – Ja to dopiero nie mam do niego dostępu – rzuciła Biddy, wyraźnie rozżalona. – Robię dla niego na drutach, no i na świat go sprowadziłam, a co najwyżej od czasu do czasu mogę go potrzymać, jak płacze, a jak się tylko uspokoi i znów się uśmiecha, to babcia Elsie od razu mi go zabiera.

      – Jeśli czujesz potrzebę doglądania dzieci, u nas znajdziesz ich pod dostatkiem. Na początek mogę ci jutro podrzucić Mary – odparła Noleen, po czym uniosła rękę w geście pożegnania i ruszyła w stronę St Chad’s, bo zakonnice właśnie opuszczały klasztor i jedna po drugiej przekraczały kościelne bramy.

      Elsie przeszła obok Biddy, wymachując torebką. Cały czas wpatrywała się w przystanek autobusowy.

      – Gadasz