Matki z Lovely Lane. Nadine Dorries. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nadine Dorries
Издательство: PDW
Серия: Lovely Lane
Жанр произведения: Современная зарубежная литература
Год издания: 0
isbn: 9788381699280
Скачать книгу
tu sąsiedzi, żeby przypomnieć nam o porządnym śniadaniu dla Finna.

      Na jego twarzy malowała się irytacja. Mary i Bryan doskonale wiedzieli, co to oznacza – ból dokuczał mu tego ranka bardziej niż zwykle.

      – Ja tylko przekazuję wiadomość, tato. Nie rób mi z tego powodu wyrzutów – stwierdziła Mary.

      – Mary, nie mów mamie. Nie chcę, żeby się martwiła. Finn żadnego egzaminu przecież nie przejdzie, to tylko strata czasu. Siostra Therese powinna była przyjść z tym do mnie i ze mną najpierw porozmawiać, zanim zaczęła zawracać głowę wszystkim dookoła, ale przecież ja jestem tylko bezużytecznym facetem bez nogi. Nikt mi niczego nie mówi.

      Bryan i Mary spojrzeli po sobie. Ostatnio ojciec częściej miewał huśtawki nastrojów.

      – Czasem zachowuje się tak, jakby sam siebie nienawidził – powiedział kiedyś Bryan do Mary.

      – Dobrze, tato, jej nic nie powiem, ale tobie powiem, że Finn zda ten egzamin. Wszyscy w szkole mówią, że jest bystry. Ja mamie nie powiem i Finn na pewno też nie. Bywa, że on rano nie pamięta, aby pod spodnie włożyć majtki. A tak w ogóle tobie też, Bryan, muszę coś powiedzieć, bo chyba nie zauważyłeś, że Lorraine Tanner ma na ciebie oko.

      To powiedziawszy, Mary wyszła z domu, żeby skorzystać z ubikacji, zanim wszyscy pozostali zejdą do kuchni.

      Bryan jak gdyby nigdy nic zdjął z kuchenki namaczany chleb, a Paddy, upewniwszy się, że Noleen głęboko śpi, podjął kolejną próbę wyregulowania radia.

      – Lorraine Tanner, co? Twoja matka i ja właśnie o niej rozmawialiśmy, kiedy byłeś w komórce. Chryste, ta jej matka, Maisie, to była przed wojną piękna dziewczyna. Przed wyjściem z domu zawsze sobie malowała na nogach pończochy. Twoja matka się z niej śmiała, naprawdę, bo barwiła sobie nogi zużytymi liśćmi do herbaty. Jeśli Lorraine choć trochę przypomina matkę albo siostrę Pammy, o której powiadają, że świetna z niej pielęgniarka, to zdecydowanie powinieneś sprawę poważnie przemyśleć.

      – Tato, dajże spokój! – szepnął Bryan z lekką irytacją w głosie. Właśnie usiłował ustawić gorące naczynie na stole, nie robiąc przy tym hałasu. – Ona się jeszcze uczy, jak nasza Mary, a poza tym działa mi na nerwy.

      Bryan zauważył, że Lorraine spędza u nich w domu sporo czasu, ale jemu w głowie było zupełnie co innego. Musiał się zajmować ojcem, a jeśli wieczorami udawało mu się wyjść z domu, to najchętniej spędzał czas w towarzystwie innych pomocników portiera z St Angelus, na ogół przy stole bilardowym. Tylko wtedy – jeśli akurat wypił szklankę guinnessa i wbił z powodzeniem kilka bil – na chwilę przestawał się martwić o pieniądze, dzieciaki i dom.

      Drzwi wygódki trzasnęły i Mary wróciła do środka.

      – Wygląda na to, że nasza Mary Ryanów też postanowiła obudzić – stwierdził Paddy.

      – J.T. Ryan ma wkrótce rozprawę, tato. Mama mówi, że chciała dziś rano iść odwiedzić panią Ryan. Może powinniśmy ją obudzić i przypomnieć jej o tym?

      – Ani mi się waż! Zupełnie nie rozumiem, po co ona w ogóle zaprząta sobie głowę tą kobietą. W tej rodzinie to same czarne owce są. Tylko twoja matka i Biddy Kennedy jeszcze się nimi przejmują. Rodzina złodziei, a ich matka nie ma nic. Jest biedniejsza niż mysz kościelna. Mnie to się wydaje, że jak się przestrzega zasad, to ma się z życia więcej przyjemności, niż jak się jest złodziejem. Nawet tutaj, chociaż ja nie pracuję i pewnie niestety nigdy nie będę.

      Bryan postanowił puścić użalanie się ojca nad sobą mimo uszu, bo ostatnio rozmowa często schodziła przez to na nieprzyjemne tory.

      – Ponoć tym razem pójdzie siedzieć, tato. Mówią, że tym razem za dużo przeskrobał.

      – Rany boskie! Przecież oni wszyscy powinni już siedzieć. Porządny to jest tam tylko najmłodszy, Lorcan, ale pewnie i on szybko zejdzie na złą drogę, jak cała reszta. – Paddy z nagłym entuzjazmem snuł te rozważania. – Ich ojciec był dobrym i dzielnym człowiekiem. Dbał o tę kobietę. Tylko ona zawsze była taka prosta. Pochodzi z bagien za Sligo Way. Kobiety twierdzą, że jest z chowu wsobnego, normalka w tamtych stronach. On już tu był, a ona przyjechała jeszcze jako dziecko. Zaopiekował się nią. Bóg jeden raczy wiedzieć, co by było, gdyby tego nie zrobił. Jak zginął, to oddał życie za tych swoich synalków, ale Chryste, tam na froncie nie było takiego, który by go nie chciał mieć u swego boku. Najdzielniejszy był. Nikt nie wie, co w tych chłopaków wstąpiło. Ich ojciec najpewniej przewraca się teraz w swoim francuskim grobie.

      Bryan słuchał z uwagą. Ojciec każdego dnia opowiadał mu o wojnie coś innego. Powoli zaczął przelewać namaczany chleb do miseczek.

      – J.T. chciał pracować w szpitalu, ale Dessie go nie wziął. Powiedział, że nie ma czasu liczyć prześcieradeł przy każdej wysyłce do pralni. Powiedział, że jemu nie można ufać. Lorcan, ten ostatni, chyba nie jest taki najgorszy.

      – Jeszcze nie, ale to się zmieni, Bryan. Nauczy się od starszych braci złodziejskich sztuczek. Siostra Therese rozczula się nad nim i chce dać mu szansę, twoja mama też ma do niego słabość. Obie srogo tego pożałują, ale przecież kobietom takim jak twoja matka albo siostra Therese niczego się nie wytłumaczy. Same muszą się przekonać.

      – Wszyscy twierdzą, że pani Ryan ma złe moce, tato. Że potrafi sprowadzić na ludzi nieszczęście, jeśli zechce.

      Paddy się żachnął.

      – Moce to ona może ma, jak się napije z butelki. Miesza zawartość z wodą, żeby na dłużej starczyło, i potem w sobotni wieczór się tym raczy. Wtedy ma moc. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Ale ponoć istnieją kobiety, które Bóg obdarzył różnymi mocami, ale ta moczymorda do nich nie należy. – Zwrócił twarz do ognia. – Chociaż, gdyby się nad tym zastanowić, ona pewnie ma jakąś moc, a jest to moc omamiania twojej matki, Biddy Kennedy i siostry Therese. Taka prawda.

      Nakrywając do śniadania, Bryan wezwał Finna, Jacka i Cahilla na dół, a Paddy oparł głowę o brzeg fotela i wpatrywał się w płomienie w kominku. To była dla niego jedna z rzadkich chwil spokoju. Noleen spała i nic jej nie dręczyło. W domu wszystko działało jak w zegarku. Gdzieś zza pleców dobiegały go odgłosy z komórki, w której ktoś doprowadzał się do porządku. Łyżki dzwoniły o miski, a kocioł szumiał od ogrzewającej się wody. O niczym więcej rodzina Delaneyów nie mogła właściwie marzyć. Gdybym jeszcze tylko mógł wstać z tego piekielnego fotela, pomyślał Paddy i nagle poczuł znajomy gniew, który narastał mu w gardle jak żółć. Wyobraził sobie stertę prania, która stała przed drzwiami ich sypialni, w oczekiwaniu na kogoś, kto ją wrzuci do kotła, a potem przeciągnie przez wyżymaczkę.

      – Taki jestem nieużyty, że równie dobrze mógłbym być martwy – wymamrotał.

      – Zamknij się, tato – skarcił go Bryan surowym tonem.

      Gdy ojciec pogrążał się w melancholii, Bryan tracił cierpliwość. Wiedział, że od tego matka się denerwowała, i był gotów w każdej chwili pokłócić się z ojcem, by jej tego zaoszczędzić. Nastrój ojca mógł się w każdej chwili zmienić, a Bryan na kilometr wyczuwał zwiastuny. Zwykle następowało to późnym wieczorem, gdy Dessie albo ktoś inny przynosił mu kufel z pubu. Paddy odzwyczaił się od picia, więc później zachowywał się tak, jakby wypił dwa razy więcej. Wtedy zaczynał swój słynny rozpaczliwy monolog.

      Właśnie w tych chwilach – i tylko w tych chwilach – Bryan sam czuł, jak narastają w nim gniew i rozpacz. On też znalazł się w beznadziejnej sytuacji. Wiedział, że nigdy nie będzie mógł zostawić matki samej z ojcem, który nie rusza się z fotela, że zawsze będzie ją musiał chronić. Taka Lorraine Tanner mogła stąd uciec i poszukać szczęścia gdzie indziej. On tymczasem miał pod opieką matkę i musiał jej pomóc wychować rodzeństwo. Nie miał w życiu