Jednak Tommy nie wydawał się zbytnio tym zaniepokojony i zamiast go skrzyczeć, Goran usiadł po turecku obok niego.
– Wiesz, co to jest?
Tommy obojętnie odczekał dłuższą chwilę, a potem odpowiedział, opisując dokładnie to, co zobaczył: szczupłe ręce, włosy, w których zebrała się piana, zagubione spojrzenie. Wreszcie zaczął fantazjować o tym, co ta kobieta robiła, żeby zarobić na życie, o jej kolegach i miejscu zamieszkania. Goran zorientował się wtedy, że Tommy dostrzega na tym zdjęciu wszystko oprócz jednego: śmierci.
Dzieci nie dostrzegają śmierci, ponieważ ich życie trwa jeden dzień, od chwili przebudzenia się do pójścia spać.
Goran zrozumiał, że choćby nie wiadomo jak się wysilał, nigdy nie zdoła uchronić swego syna przed złem świata. Tak jak po latach nie mógł obronić go przed tym, co zrobiła mu matka.
* * *
Sierżant Morexu nie był podobny do innych zwierzchników Mili. W ogóle nie zależało mu na sławie ani na zdjęciach w gazetach. Policjantka spodziewała się więc reprymendy za sposób przeprowadzenia operacji w domu nauczyciela muzyki.
Morexu szybko zmieniał nastrój. Nie umiał powstrzymać emocji dłużej niż kilka sekund. W jednej chwili był poirytowany i kłótliwy, a zaraz potem uśmiechnięty i niewiarygodnie uprzejmy. Poza tym, aby nie tracić czasu, wykonywał dwa gesty naraz. Na przykład, jeśli chciał kogoś pocieszyć, trzymał jedną rękę na jego ramieniu, a jednocześnie odprowadzał go do drzwi. Albo telefonował i drapał się słuchawką po skroni.
Ale tym razem mu się nie spieszyło.
Nie poprosił Mili, żeby usiadła. Wpatrywał się w nią, wyciągnąwszy nogi pod stołem i założywszy ręce za głowę.
– Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co się dziś wydarzyło…
– Wiem, popełniłam błąd – odparła Mila, uprzedzając jego słowa.
– Ale za to uratowałaś troje.
Te słowa ją sparaliżowały.
– Troje?
Morexu podciągnął się na fotelu i spojrzał na kartkę, którą miał przed sobą.
– W domu nauczyciela muzyki znaleziono notatkę. Zdaje się, że zamierzał porwać jeszcze jedną…
Podsunął Mili kserokopię stron kalendarza. Pod datą widniało imię.
– Priscilla?
– Priscilla – powtórzył Morexu.
– Ale kto to jest?
– Dziewczynka, która miała szczęście.
Nie dodał ani słowa więcej. Ponieważ niczego poza tym nie wiedział. Nie było nazwiska, adresu, zdjęcia. Nic. Tylko imię. Priscilla.
– Dlatego przestań się zamartwiać – podjął Morexu i zanim Mila zdążyła odpowiedzieć, dodał: – Widziałem cię dziś na konferencji prasowej, wyglądało na to, że masz wszystko w nosie.
– Bo tak jest.
– Do diabła, Vasquez! Zdajesz sobie sprawę, jak wdzięczne powinny ci być osoby, które uratowałaś? Że nie wspomnę o ich rodzinach!
„Ale pan nie widział miny matki Elizy Gomes”, chciała odpowiedzieć Mila, ale ograniczyła się do przytaknięcia. Morexu patrzył na nią, kręcąc głową.
– Odkąd tu jesteś, nie słyszałem żadnej skargi na ciebie.
– To dobrze czy źle?
– Jeżeli tego nie rozumiesz, to masz problem, dziewczyno… Dlatego pomyślałem, że dobrze ci zrobi, jeśli popracujesz trochę w zespole.
Ale Mila była innego zdania.
– Dlaczego? Wykonuję mój zawód, i tylko to mnie interesuje. Jestem przyzwyczajona do dawania sobie rady, pracując w ten sposób. Musiałabym dostosować moje metody do metod kogoś innego. Jak mam wyjaśnić, że…
– Idź spakować walizki – przerwał jej Morexu.
– Dlaczego taki pośpiech?
– Wyjeżdżasz dziś wieczorem.
– Czy ma to być rodzaj kary?
– To nie jest kara ani nawet urlop. Potrzebna jest konsultacja specjalistki. A ty jesteś bardzo znana.
– O co chodzi? – zapytała policjantka z poważną miną.
– O historię z pięcioma uprowadzonymi dziewczynkami.
Mila słyszała o tej sprawie w dzienniku telewizyjnym.
– Dlaczego ja?
– Ponieważ jest chyba szósta, ale nie wiedzą jeszcze, kto to może być…
Mila chętnie poznałaby więcej szczegółów, ale Morexu najwyraźniej postanowił zakończyć rozmowę. Znów zaczęło mu się spieszyć, ograniczył się więc do wręczenia jej kartonowej teczki, którą jednocześnie wskazywał drzwi.
– W środku jest też bilet na pociąg.
Mila wzięła teczkę i skierowała się do drzwi. Ale przed opuszczeniem pokoju odwróciła się w progu.
– Priscilla, tak? – spytała.
– Może…
4
The Piper at the Gates of Dawn z roku 1967. A Saucerful of Secrets z 1968. Płyta Ummagumma była z 1969, jak i ścieżka dźwiękowa do filmu More. W 1971 ukazała się Meddle. Ale wcześniej była jeszcze jedna… Był pewny, że w 1970. Nie mógł sobie przypomnieć tytułu. Pamiętał za to okładkę. Tę z krową. Cholera, jak to się nazywało?
Muszę wziąć benzynę, pomyślał.
Wskazówka była już na samym dole, a kontrolka przestała migać i zaczęła palić się stałym czerwonym światłem.
Ale on nie chciał się zatrzymywać.
Prowadził już od dobrych pięciu godzin i przejechał prawie sześćset kilometrów. Chociaż oddalił się na tak dużą odległość od tego, co wydarzyło się tej nocy, nie czuł się lepiej. Trzymał sztywne ręce na kierownicy, bolały go napięte mięśnie szyi.
Obejrzał się.
Nie myśl o tym, nie myśl o tym…
Zajmował umysł, wydobywając z zakamarków pamięci znane, podnoszące na duchu sprawy. W ciągu ostatnich dziesięciu minut skupił się na całej dyskografii zespołu Pink Floyd, ale podczas ostatnich czterech godzin były to tytuły jego ulubionych filmów, hokeiści drużyny, której kibicował w ostatnich trzech sezonach, imiona starych kumpli ze szkoły, a także nauczycieli. Przypomniał sobie nawet panią Berger. Ciekawe, co teraz robi? Z przyjemnością by ją zobaczył. Wszystko, byle tylko oddalić tę myśl. A teraz jego uwaga skupiła się na tym pieprzonym albumie z krową na okładce!
I myśl wróciła.
Musi ją odpędzić. Posłać z powrotem do zakątka w głowie, w którym udało mu się ją umieścić już kilka razy tej nocy.