„Wstyd się do tego przyznać, ale czasami jego spojrzenie budziło we mnie strach. Miałam wrażenie, że mnie ocenia. W takich chwilach od razu oddawałam go mężowi”.
Ruchy, ułożenie ciała, miny, gaworzenie takiego malca przyciągają uwagę. Żywy i ciekawski, w sposób niewerbalny zadaje otoczeniu pytania. I chłonie absolutnie wszystko, co się dookoła niego dzieje.
Słowa często pojawiają się szybko, choć niekoniecznie. Rodzice jednak często donoszą, że kiedy takie dziecko zaczyna mówić, mówi niemal płynnie. Nie przechodzi przez etap typowo dziecinnej mowy. Szybko zaczyna mówić o sobie w pierwszej osobie i używać poprawnej składni, a jego słownictwo jest bogate i precyzyjne.
Następnie, wcześniej niż inne dzieci, zaczyna pytać. O wszystko. Bez przerwy. Głównym tematem tych pytań są granice życia i śmierci. Wielu dorosłych się ich obawia, ponieważ nie bardzo wiedzą, co odpowiedzieć. Po co żyjemy? Co jest po życiu? Czym jest śmierć? Co było na Ziemi, zanim pojawił się na niej człowiek? Po co istnieją ludzie? I tak dalej. Problem polega na tym, że nasz przyszły filozof nigdy się nie zadowoli wymijającymi odpowiedziami. Chce wiedzieć, chce rozumieć. Domaga się odpowiedzi. Dlaczego? Ponieważ sam wciąż o tym wszystkim myśli. I odczuwa lęk. Powiecie, że to tak jak każdy człowiek? Tak, oczywiście, z tym że ten ma dwa, trzy lata. Trudno odpowiedzieć dziecku na pytania, na które nie mamy zadowalającej odpowiedzi, zwłaszcza jeśli nie chcemy go przestraszyć. Próbujemy się wykręcać ogólnikami, ale to mu nie wystarcza, wraca do tematu. Znowu pyta. I tak bez końca. Chce, byśmy je uspokoili. Ale jak to zrobić? Widząc nasze kluczenie, dziecko stopniowo przestaje nas nagabywać, rozumie bowiem, że nie potrafimy udzielić mu odpowiedzi. Napawa je to lękiem, ale lituje się nad nami, bo rozumie, że nasz lęk, żeby go nie wystraszyć, jest równie wielki jak jego lęk. Nadal będzie sobie zadawało te pytania, odtąd zdane tylko na siebie. A ponieważ już nie pyta, my, dorośli odczuwamy ulgę. Nie wiemy, że te bolesne pytania wciąż je dręczą. Dlatego ważne, abyśmy wiedzieli i rozumieli, że takie dziecko, nawet jeśli milczy, nieustannie potrzebuje naszego wsparcia.
Umiejętność czytania często pojawia się bardzo wcześnie. We Francji nauka czytania zaczyna się w zerówce. Dlaczego dziecko czyta? Ponieważ próbuje zrozumieć świat i bardzo szybko orientuje się, że ta umiejętność otworzy przed nim bramy nieskończoności. A właśnie nieskończoność pociąga je najbardziej. Domaga się więc, by je nauczono. Rodzice często nie są pewni, czy im wolno, są potępiani przez szkołę, choć chcą tylko zaspokoić ciekawość dziecka. Czasem słyszą przestrogę, jakoby „dzikie” nauczanie mogło szkodzić nauczaniu „akademickiemu”, a dziecko z jego powodu mogło mieć problemy w szkole. Rozumiem strach nauczycieli przed hipotetycznym przestymulowaniem dziecka, w wyniku którego mogłoby się stać „uczoną małpką”. Ale straszenie w ten sposób rodziców, którzy zwyczajnie są otwarci na spontaniczną potrzebę dziecka, by się uczyć, to niebezpieczna aberracja. Rodzice, bądźcie spokojni. Jeśli Wasze dziecko chce się nauczyć czytać, pomóżcie mu. Ono potrzebuje tylko przewodnika, nie nauczyciela. Zacznie czytać z prawdziwą chęcią odkrywania świata. Świetny punkt wyjścia! A potem bardzo szybko zacznie łapczywie czytać wszystko, mając z tego ogromną satysfakcję. Będzie czytało opisy na pudełkach płatków śniadaniowych, uliczne reklamy, sklepowe szyldy… Nie będzie posiadało się z radości. No i super!
FUNDAMENTY OBRAZU SIEBIE
Na swojej drodze do budowy własnego „ja” dziecko wyczuwa, że dysponuje pewnymi kompetencjami. Tworzy pierwszy obraz siebie. Jest siebie pewne. Na tym etapie mimo kilku pierwszych sytuacji niezrozumienia maluch wzbudza raczej podziw, a rodzice są z niego dumni. Mówi się o nim, że jest wyjątkowo rozwinięty, zabawny. Na razie więc wszystko albo prawie wszystko idzie dobrze.
Okres szkolny
Pierwsze nieporozumienia: nieumiejętność rozumienia podtekstów
„Kiedy byłem w zerówce, wychowawczyni zapisywała na tablicy nazwę dnia i datę. Potem mówiła, żeby ktoś z grupy przeczytał. Nikt nie odpowiadał. Ja, który umiałem już czytać i pisać, od razu pomyślałem, że w szkole panuje taka zasada, że kiedy nauczycielka zadaje pytanie, nie należy odpowiadać. Dopiero pod koniec pierwszej klasy uświadomiłem sobie, że uczniowie nie odpowiadają, bo po prostu nie potrafią czytać! Nie rozszyfrowałem ich milczenia poprawnie i wyciągnąłem zupełnie fałszywe wnioski! I tak przez długi czas nie odpowiadałem na pytania pani i nie rozumiałem, dlaczego ją to wkurza. To naprawdę wariactwo”. Słowa te należą do dwudziestodwuletniego Arthura, który z nostalgią i odrobiną irytacji wspomina ten niezwykły epizod ze swoich pierwszych dni w szkole. Doświadczenie to wiele lat później nadal go porusza. Arthur wciąż jest zdumiony tym niezrozumieniem, które naznaczyło jego życie i – jak uważa – wpłynęło na jego obecne trudności. Dziś również czuje, że odstaje od innych, i zawsze się zastanawia, czy dobrze coś zrozumiał”.
Mogłabym przytoczyć tysiąc takich opowieści. We wszystkich powtarza się jeden element: nadinteligentne dziecko nie rozumie niepisanych zasad obowiązujących w szkole. Czy też, inaczej mówiąc, rozumie je, ale inaczej interpretuje. Owo fundamentalne nieporozumienie między nim a szkołą warunkuje jego stosunek do wiedzy, nauki i szkolnego zaangażowania oraz tworzy zrąb dających się przewidzieć trudności, które na długi czas – a może i na zawsze? – pozostaną niezrozumiałe dla niego i dla dorosłych. Któż by bowiem pomyślał, że problem wynika po prostu stąd, iż wszystkim się wydaje, że rozumieją w ten sam sposób? Nauczyciel sądzi, że uczeń zrozumiał polecenie prawidłowo, odczytał tak samo jak inni to, czego się od niego oczekuje. Jeśli jednak ten nie odpowiada albo odpowiada nie na temat, nie chodzi o prowokację ani o bezczelność czy bunt, ale o zwykłe niezrozumienie!
W kolejnych latach na szkolnej ścieżce nadinteligentny uczeń napotka jeszcze wiele takich brzemiennych w konsekwencje dwuznaczności. Skonfrontowany z jakąś wypowiedzią, poleceniem, problemem, nie rozumie, czego się od niego wymaga. Jego specyficzny sposób myślenia, inny niż u zwykłego ucznia, powoduje u niego rozumienie równoległe, często wykraczające poza zadane pytanie. A wtedy oczywiście udziela nieprawidłowej odpowiedzi, pisze nie na temat albo oddaje pustą kartkę, ponieważ jest przekonany, że nie potrafi wykonać polecenia.
Pewien nauczyciel francuskiego w gimnazjum opowiada:
„Takim uczniom – kiedy dajemy im jakiś tekst i chcemy, aby na przykład wyjaśnili, na jakiej podstawie możemy zrozumieć, że chodzi o dialog – trzeba powiedzieć, by przede wszystkim zwrócili uwagę na wszelkie oczywistości. Oto, czego oczekujemy i co będzie oceniane: wiemy, że chodzi o dialog, ponieważ dwie osoby ze sobą rozmawiają, ponieważ są cudzysłowy, ponieważ zdania zaczynają się od myślnika. To wszystko! Nie trzeba analizować tekstu i rozkładać go na czynniki pierwsze, szukając jego najgłębszego sensu. Uczeń nadinteligentny nigdy nie wpadnie na taką oczywistość, jeśli wcześniej nie dostanie dokładnej instrukcji. Ani przez chwilę nie pomyśli, że może chodzić tylko o to. Kiedy oddajemy kartki z poprawionym zadaniem, z ust takiego ucznia często słyszymy: »Ach, więc tak to należało zrobić! To było za łatwe!«”.
SPIRALA – OD NIEZROZUMIENIA DO OSKARŻENIA
Widzimy, że uczeń o takim sposobie funkcjonowania jest jak w potrzasku i trafia w sam środek spirali wzajemnego niezrozumienia. Nauczyciel opisuje go jako bezczelnego i prowokującego czy wręcz buntownika, opornego wobec szkolnych obowiązków. Uczeń nie rozumie przyczyn swoich trudności, nie ma wglądu w swoje osobliwe i niespełniające szkolnych norm zachowanie i przeżywa te wyrzuty jak niesprawiedliwe ataki, które podważają u niego zarówno obraz samego siebie, jak i zaufanie do dorosłych. Kto mógłby mu pomóc?
POTRZEBA PRECYZJI
Aby odpowiedzieć na pytanie, czy wykonać polecenie, mały nadinteligentny człowiek musi je dokładnie