Zbyt inteligentni, żeby żyć szczęśliwie. Jeanne Siaud-Facchin. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jeanne Siaud-Facchin
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Социальная психология
Год издания: 0
isbn: 9788366380585
Скачать книгу
jestem beznadziejny. A jeśli jestem nic niewart, po co mam się dalej starać? Jeżeli mi się nie uda, zawiodę wszystkich i nie będą mnie już kochać. Zostawią mnie. Jeśli jestem uważany za lepszego od innych, podczas gdy czuję się tak bardzo gorszy, wrażliwszy, głupszy, to kim właściwie jestem?”. Nadinteligentne dziecko będzie poddawać wszystkie te pytania myślowej i emocjonalnej obróbce. Powstanie spirala poczucia winy, tym bardziej wszechogarniająca, że jeśli trudności w odniesieniu sukcesu będą się utrzymywać, obraz siebie takiej osoby się załamie i w końcu pojawią się zaburzenia psychiczne, które czasem mogą się okazać poważne.

      Uwaga na wrażliwe dzieci. Bądźcie ostrożni, gdy wyjaśniacie im diagnozę. Używajcie właściwych słów, które nadadzą sens ich przeżyciom. Nie mówcie, że teraz jesteście zadowoleni, spokojni i że w końcu wiecie, iż dziecko odniesie sukces. Nie na tym polega bycie nadinteligentnym! To odmienny sposób bycia w świecie, myślenia, rozumowania, odczuwania, który – choć towarzyszą mu prawdziwy potencjał i autentyczne talenty – musi być wspierany z łagodnością i życzliwą konsekwencją. To krucha moc, która może błyszczeć i olśniewać, ale też rozsypać się przy najdrobniejszym wstrząsie.

      „Zawsze o tym wiedziałam, ale mówiono mi: skoro jesteś inteligentna, musisz odnieść sukces. Robiłam więc wszystko, żeby spełnić oczekiwania. Ale w brzuchu czaił się strach, że mi się nie uda, że zawiodę. Bo mówili, że musi mi się udać. Oni, dorośli, wiedzieli, że jestem do tego zdolna. A ja czułam się do niczego! Tak bardzo się bałam! I tak, odniosłam sukces! O ile bycie nauczycielką matematyki można uznać za sukces! Ale przynajmniej matematyka pomagała mi nie gubić się w myślach, była logiczna, no, może nie zawsze, ale racjonalna, i to mnie uspokajało. Kiedy pytano mnie, co robię, nie musiałam niczego opowiadać. Matematyka nie interesuje nikogo poza nauczycielami matematyki!”

      Michelle, 48 lat

      Zdarza się – tak, naprawdę się tak zdarza – że rodzice wolą nie mówić dziecku o diagnozie, jaką mu postawiono, ponieważ boją się, że uderzy mu do głowy woda sodowa i że przestanie się starać. Opierają się na własnej projekcji! Nie rozumieją, że intelektualny aspekt diagnozy – który dla nich wiąże się z tak wielką dumą i szczęściem – nie może zepsuć ich dziecka. Może je za to zepsuć sposób, w jaki oni ten aspekt traktują. Można też spotkać rodziców, którzy postanawiają diagnozę zignorować: „Zgoda, moje dziecko jest inteligentne, w takim razie powinno odnieść sukces”. Nie wiedzą, czemu miałoby służyć ujawnienie diagnozy, którą sami nie w pełni rozumieją. Nie krytykuję tego, każdy radzi sobie jak może, ale uważam, że taka postawa jest groźna dla rozwoju dziecka.

      Jeśli zatajamy diagnozę, utrudniamy dziecku dogłębne poznanie samego siebie. Przyczyniamy się do tego, że dorasta pozbawione jakiejś części własnej osobowości. Takie dziecko będzie przeżywać trudności, ale nie będzie wiedziało, dlaczego tak jest, z czego one wynikają. Problem pojawi się szczególnie w relacjach z innymi – dziecko będzie się czasem czuło odmienne od nich, będzie mu trudno zintegrować się z grupą albo będzie mieć poczucie odrzucenia. Będzie więc cierpieć, nie wiedząc dlaczego. Swoją wrażliwość, wzmocnione odczuwanie bodźców płynących z otoczenia i ogromną emocjonalność będzie traktować jak wady, które trzeba poskromić. Nigdy się nie dowie, że jego osobowość jest specyficzna pod względem intelektualnym i emocjonalnym, co stanowi zarówno o jego wielkim bogactwie, jak i o odmienności. Pozwolę sobie na następujące porównanie: wyobraźcie sobie krótkowidza, któremu postanowiono nic nie mówić o jego krótkowzroczności i nie korygować widzenia. Rozmyty obraz będzie dla niego czymś normalnym i będzie on usiłował sobie z nim radzić, przekonany, że wszyscy widzą tak jak on. W najtrudniejszych chwilach będzie więc myślał, że jego porażki w dostrzeżeniu czegoś wynikają z jego winy. Może uznać, że jest do niczego, i zacząć obniżać swoją wartość. Skąd ma wiedzieć, że to wada wzroku zmienia jego widzenie i że w okularach będzie widział o wiele wyraźniej? Tak samo jest z człowiekiem nadinteligentnym: jeśli wie o swojej diagnozie, może adekwatniej patrzeć na siebie i otoczenie oraz będzie rozumiał, że jego odmienność da się wytłumaczyć; ma ona nazwę, można ją wyrazić słowami i o niej rozmawiać.

      PODSUMOWANIE: kilka lekcji elementarnej logiki

       Świadomość tego, kim jesteśmy, to niezbędny warunek wstępny dla zrozumienia, kim się stajemy. To fundament do budowania siebie.

       Bycie nadinteligentnym dorosłym oznacza życie z osobowością funkcjonującą nietypowo na płaszczyźnie intelektualnej i emocjonalnej. Jeśli o tym wiemy, możemy żyć z pełną świadomością siebie.

       Nadinteligentny dorosły najpierw był nadinteligentnym dzieckiem, dlatego zdiagnozowanie go w dzieciństwie umożliwia mu dorastanie w zgodzie z samym sobą.

       Nadinteligentne dziecko wyrośnie na… nadinteligentnego dorosłego.

       Nadinteligentne dziecko jest dzieckiem nietypowym, stanie się więc wyjątkowym dorosłym.

       Nadinteligentne dziecko może wyrosnąć na dorosłego o jakimś szczególnym talencie – ale niekoniecznie. Nie zawsze występuje taki związek przyczynowo-skutkowy. Każdy ma swoją ścieżkę. Ważne, żeby móc ją samemu odnaleźć.

      1 L’Enfant surdoué, l’aider à grandir, l’aider à réussir, Odile Jacob, 2002. [wróć]

      2 Ibid. [wróć]

      3 André Malraux, Dola człowiecza, przeł. Adam Ważyk, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław-Warszawa-Kraków 2001. [wróć]

      Rozdział 3. Od dzieciństwa do dorosłości: trudne budowanie siebie

      Od dzieciństwa do dorosłości:

      trudne budowanie siebie

      Ośmioletni Pierre wyjaśnia mi: „Przyszedłem do pani, bo jestem inny”. Po francusku „jestem inny” to je suis à part – w wyniku połączenia ostatnich wyrazów, które Pierre wymawia z naciskiem, końcówka brzmi „Zapar”. Odpowiadam więc chłopcu: „Aha, czyli przyszedłeś do mnie, bo jesteś Zapar?”. To będzie początek opowieści o przygodach Zapara. Podobnie jak historia Małego Księcia, opisuje ona cierpienia bohatera, który przemierza świat w poszukiwaniu przyjaciół i który czuje się ogromnie samotny, smutny i odmienny. Który boi się innych, a jednocześnie tak bardzo chciałby być z nimi i być do nich podobny. Który nie rozumie, dlaczego jest odrzucany – ze swoim pragnieniem sprawiedliwości, miłości i wspaniałomyślności. Z biegiem naszych spotkań historia Zapara wypełnia się treścią i zaczynamy widzieć, że aby porozumieć się z otoczeniem, musi on używać emocji. Odtąd za ich pośrednictwem będzie się starał nawiązywać kontakt z innymi, ze światem. Ale droga jest długa i niebezpieczna: Zapar będzie musiał rozwiązywać zagadki, z których często nic nie rozumie, by świat choć trochę go zaakceptował i by wreszcie spotkać przyjaciół, którzy… są do niego podobni.

      Ostatnio ponownie przeczytałam historię tego chłopca. Z ogromną dziecięcą przenikliwością przedstawia ona wszystkie podwodne rafy, które czekają na drodze nadinteligentnego młodego człowieka. Musi on rozumieć innych i wyrażać się zrozumiale, a także komunikować się z innymi, chociaż funkcjonuje w oparciu o odmienne procesy, spotyka się z ludźmi, którzy go odrzucają, z wielką siłą odczuwa emocje innych, a przy tym czuje się bardzo samotny, doświadczając powracającego niczym refren bolesnego poczucia oddzielenia i niezrozumienia.

      Tę historię