– Nie lubię być wykorzystywany – rzuciłem. – Jeśli chcesz, żebym pracował przy tej sprawie, to cena właśnie wzrosła.
– Rozumiem, że mogło cię to zdenerwować, ale nie mamy nieograniczonego budżetu. Może uda nam się coś dołożyć i zapomnieć o urazach. Co powiesz na dodatkowe dwadzieścia pięć procent?
– A co ty powiesz na to, żebym został wspólnikiem w Carp Law? Młodszym wspólnikiem. Ze wszystkimi przywilejami. I sam wybierałbym sobie sprawy. Nie potrzebuję dodatkowego worka pieniędzy, żebym miał za co żyć przez następne pół roku. Potrzebuję stałej pracy, w której nie będę musiał nadstawiać karku.
– To nie byle jaka prośba – zauważył Carp.
– To nie byle jaka sprawa – odparłem.
Nie odpowiadał przez chwilę. Słyszałem, jak mamrocze coś pod nosem, rozważając moją propozycję.
– A może dwuletni kontrakt starszego współpracownika? – odezwał się w końcu. – Przez dwa lata wystawiałbyś rachunki za swoje sprawy jak wszyscy inni współpracownicy, a potem zostałbyś młodszym wspólnikiem. Więcej nie mogę ci zaproponować, Eddie.
– To plus ustalone wcześniej honorarium. – Honorarium z pewnością mogło się przydać, ale potrzebowałem pracy. Christine chciała, żebym miał stałe zajęcie, które nie będzie narażało na niebezpieczeństwo ani mnie, ani mojej rodziny. Gdybym je zdobył, mogłoby to znacząco poprawić nasze relacje i zapewnić nam bezpieczną przyszłość.
– Umowa stoi – potwierdził Carp.
– Świetnie. A teraz przyznaj, czego jeszcze nie powiedziałeś mi o sprawie?
– Niczego więcej nie ukrywam. Przysięgam. Przeczytaj akta. I jeszcze raz przepraszam za tę historię z sędzią. Wiesz, że i tak nie zdołałbym zachować tego w tajemnicy. Dowiedziałbyś się o wszystkim zaraz po wejściu do sali. Posłuchaj, uważam, że Bobby jest niewinny. Wiem to. Czuję to. Wiesz, jak rzadko mi się to zdarza? Zrobiłbym wszystko, żeby uratować tego dzieciaka. Przeczytaj akta i zadzwoń do mnie jutro rano. O dziewiątej wybieramy ławę przysięgłych.
Rozłączył się.
Zastanawiałem się przez chwilę, do czego rzeczywiście gotów jest posunąć się Carp, by ocalić klienta.
Przesunąłem palcami po touchpadzie, wyświetlając na ekranie nazwy kilku dokumentów. Prócz nich laptop nie zawierał praktycznie nic – żadnej przeglądarki internetowej, żadnych aplikacji czy programów użytkowych. W sumie plików było pięć. Zeznania i oświadczenia. Materiały fotograficzne. Materiały sądowe. Zeznania obrony. Eksperci obrony.
Podniosłem ołówek z biurka i zakręciłem nim między palcami. To zawsze pomagało mi w myśleniu. I ćwiczyło dłonie. Nim zostałem prawnikiem, zajmowałem się różnymi przekrętami. Czasami musiałem przy tym ukraść komuś portfel, kluczyki albo komórkę. Ojciec zawsze mi mówił, żebym dbał o ręce – czyli ćwiczył refleks, szybkość i sprawność. Kiedy więc o czymś myślałem, brałem do ręki ołówek albo żeton pokerowy i przekładałem go nad knykciami.
Pierwsze trzy pliki zawierały dokumentację prokuratury. Pliki zatytułowane Zeznania obrony i Eksperci obrony składały się z materiałów przygotowanych przez Carp Law. Większość prawników przeszłaby od razu do akt obrony, otworzyła zeznania oraz oświadczenia i przeczytała je dokładnie, słowo po słowie. Każde z tych zeznań to oddzielna opowieść. Wspomnienia konkretnego człowieka. Razem tworzą wielowymiarową relację, którą prokuratura zamierzała przedstawić przysięgłym.
Najgorszą cechą takich relacji jest to, że często są niewiarygodne.
Moje podejście wyglądało nieco inaczej. Prawdziwa opowieść kryła się w fotografiach. Zdjęcia z miejsca zbrodni nie kłamią. Nie są świadkami. Nie mogą popełnić błędu ani ukryć prawdy. Pozwalają też wyobrazić sobie działania prokuratury. Jak zbudowałbym oskarżenie przeciwko Robertowi Solomonowi, gdybym był prokuratorem? W procesie o zabójstwo nie wystarczy wiedzieć, jak będzie wyglądała obrona – musisz również przewidzieć, jakie ruchy wykona prokurator, i przygotować się na nie.
Na ekranie pojawiły się miniatury zdjęć gotowych do przeglądania. Tyle że pierwsze z nich nie było właściwie zdjęciem, lecz krótkim filmem. Kliknąłem na ikonkę odtwarzania.
Ekran wygasł, a ja pomyślałem, że film nie załadował się dobrze. Potem zrozumiałem, że jest to nagranie z kamery ochrony zamontowanej przed drzwiami wejściowymi. W dole widać było ulicę. Na schody przed drzwiami wszedł mężczyzna w czarnych dżinsach i bluzie z kapturem. Pochylał głowę, wpatrzony bez wątpienia w iPoda, którego trzymał przed sobą. Przesuwał jakąś listę na ekranie. Biały kabel łączył telefon ze słuchawkami dousznymi. Mężczyzna przystanął przed drzwiami, a gdy się otworzyły, uniósł nieco głowę. Wystarczająco, bym dostrzegł szczupłą, bladą twarz i fragment ciemnych okularów. Facet zniknął z pola widzenia kamery – zapewne wszedł do domu.
Zegar w rogu wskazywał 21.02.
Bobby Solomon wracał do domu tuż po dziewiątej.
Zatrzymałem nagranie i zająłem się zdjęciami. Od razu domyśliłem się, że na miejscu zbrodni był ktoś z biura prokuratora okręgowego. Pierwsza porcja zdjęć pokazywała drzwi wejściowe do domu. Sprytne.
To były zwykłe drzwi z grubego drewna. Pomalowane niedawno na zielono. Zdjęcia wykonano tamtej nocy; blask lampy błyskowej odbijał się w świeżej farbie. W połowie wysokości znajdowała się duża mosiężna gałka. Zbliżenie zamka pokazywało, że nie został on w żaden sposób uszkodzony. Farba wokół zamka również była nietknięta. Drzwi wyglądały na nienaruszone.
Nowojorska policja, powiadomiona o podwójnym zabójstwie, z pewnością nie zawracałaby sobie głowy fotografowaniem zwykłych drzwi. Zależało im na schwytaniu zabójcy. Każda minuta spędzona na miejscu zbrodni ma prowadzić właśnie do tego celu. Biuro prokuratora ma nieco inne priorytety. Chce mieć pewność, że kiedy już zabójca zostanie schwytany, nie uniknie skazania i kary. Częścią tego procesu jest przewidywanie potencjalnej linii obrony – opartej na twierdzeniu, że to jakiś włamywacz zamordował Ariellę Bloom i Carla Tozera – i przygotowanie skutecznych kontrargumentów.
Drzwi wejściowe i zamek były nienaruszone.
Otworzyłem kolejną porcję zdjęć. To początek historii. Seria fotografii wykonanych w przedpokoju i holu, w salonie, kuchni, w łazienkach na piętrze, wolnych sypialniach, we wszystkich pomieszczeniach prócz tego, w którym leżały dwa martwe ciała.
Wystrój całego domu utrzymany był w tym samym stylu. Nowoczesnym. Minimalistycznym. Wszystko w różnych odcieniach bieli, szarości i beżu. Tylko tu i ówdzie pojawiają się jakieś barwne akcenty. Fioletowa poduszka na kanapie. Czerwony abstrakcyjny obraz na kuchennej ścianie i impresjonistyczny morski pejzaż w odcieniach przytłumionego błękitu w salonie, nad białym kominkiem. Wszystko wydawało się nieskazitelnie czyste i uporządkowane, jakby wyjęte prosto z katalogu. Nic nie świadczyło o tym, że mieszkało tu dwoje młodych ludzi. Może ze względu na specyfikę swojego zawodu nie spędzali tutaj zbyt wiele czasu.
Po dziesięciu minutach przeglądania zdjęć znałem już odpowiedzi na kilka ważnych pytań. W domu były również tylne drzwi, zamknięte na zamek, w którym wciąż tkwił klucz włożony od wewnątrz. Z zewnątrz drzwi ochraniała zdobiona metalowa krata, zamknięta na kłódkę. Te drzwi również nie zostały w żaden sposób uszkodzone.
Dywany były niemal białe. Wyglądały jak cienka warstwa