Hiperrzeczywistość najbliższa jest prawdy w przypadku wysoce regulowanych dziedzin, jak medycyna, prawo czy inżynieria. Rząd pozwala na minimalne standardy i jest to korzystne. Im bardziej się oddalisz od tych dziedzin, w stronę bardziej powszechnych zajęć, tym bardziej rozmyta i zacieniona staje się hiperrzeczywistość uczelni wyższych.
Mówiąc wprost, ludzie chcą tego, czego chcą — a jeśli masz to, czego chcą, nie będą się interesować Twoją uczelnią. Jeśli wykrwawiasz się na śmierć i potrzebujesz opaski zaciskowej, nie będziesz mówił do podającego Ci ją faceta: „Moment, czy Ty przypadkiem nie oblałeś biologii na Uniwersytecie w Arizonie?”.
HIPERRZECZYWISTOŚĆ #4: HIPEROSOBOWOŚĆ
Sobotni wieczór w północnym Scottsdale, jestem na obiedzie w modnej, japońskiej restauracji. Miejsce jest wypełnione ludźmi, panuje gorąca atmosfera. W moich czasach tego typu miejsca nazywane były rynkami posiłków. Na mojej linii wzroku, obok mojego stolika w rogu sali, siedzi sześć pięknych, młodych dziewczyn — prawdopodobnie o pokolenie lub dwa młodszych ode mnie. Kelnerka przyjmuje od nich zamówienia na czekoladowe martini i sake i staje się oczywiste, że to „babski wieczór”. Przez następną godzinę jestem świadkiem tego, jak oczywista i smutna stała się hiperosobowość.
Przed kolacją, podczas kolacji i po niej nie jedna, nie kilka, ale wszystkie kobiety siedzące przy stole były zajęte swoimi smartfonami. Jak gdyby smartfon był głównym daniem, a prawdziwe rozmowy z prawdziwymi przyjaciółmi były tylko zakłóceniem odwracającym od niego uwagę. Oczywiście, te panie śmiały się i rozmawiały ze sobą, ale nigdy nie dłużej niż minutę, po czym zawsze zaczynało się zerkanie na telefony, klepanie w ekrany czy robienie selfie na potrzeby mediów społecznościowych.
Ta opowieść demonstruje, jaką władzę ma hiperosobowość — nie tylko nad młodymi ludźmi, ale także nad wszystkimi, którzy trzymają nosy w smartfonach. Hiperosobowość jest publicznym wizerunkiem danej osoby — fasadą stworzoną przez media społecznościowe — misternie zaprojektowany miraż, który nie reprezentuje jej prawdziwej, ludzkiej wersji.
W przypadku sławy hiperosobowość jest często wychwalana i czczona. Opinie sławnych ludzi postrzegane są jako wyrocznie. W mediach społecznościowych, gdzie ludzie publikują jedynie zretuszowane, najlepsze wycinki swojej egzystencji, hiperosobowość staje się bezsensownym i nietrwałym efektem końcowym, będącym wynikiem chytrze wyselekcjonowanych fragmentów naszego życia. A w wielu przypadkach, jak w opowieści o dziewczętach, wyraz hiperosobowości staje się ważniejszy od naszego prawdziwego „ja”.
Kiedy w grę wchodzi popularność, hiperosobowość i jej postrzeganie stają się czcionką, która komunikuje przekaz. Dla przykładu, czy uwierzyłbyś, że ja jestem hiperrzeczywistością? Kiedy ktoś pisze do mnie: „Jesteś moim idolem” albo „Jesteś moim BOGIEM!” (tak, otrzymywałem e-maile z takimi tytułami), to znaczy, że postrzega mnie jako czarodzieja z kryształową kulą, mającego dar przewidywania wszystkiego, zawsze i wszędzie. MJ, czy to dobry pomysł? Czy powinienem rzucić studia po trzech latach? Taka jest magia hiperosobowości, ale powtórzę — ta magia to iluzja.
Kiedy ktoś nazywa siebie samego „guru”, wznosi się do hiperstandardu — percepcji wszechmocy. Dlatego nienawidzę słowa „guru”. Nie mam kryształowej kuli ani nie znam sekretu do super-sukcesu. Mimo że być może mam większe szanse na sukces niż przeciętny Jan Kowalski, nie jest on niczym pewnym. Ponoszę porażki w biznesie, popełniam błędy, pierdzę, potykam się i spadam ze schodów i podejmuję kiepskie decyzje. Jestem człowiekiem, tak samo jak Ty.
Kolejnymi przykładami hiperosobowości są słynne persony.
Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie Warrena Buffeta, który traci pieniądze? On także popełnia błędy inwestycyjne. Myli się co do wielu rzeczy, a jednak, kiedy „wyrocznia z Omaha”20 przemawia, ludzie padają na kolana, wylizując strzępki skarpetek spomiędzy jego palców.
To samo dzieje się, kiedy słynna twarz pojawia się w restauracji. Ludzie reagują, jakby zobaczyli Elvisa. Słychać wkoło „och” i „ach”, a potem znów „och”.
Tak samo jak dni tygodnia, ci ludzie są hiperrzeczywistościami, ale nie różnią się ode mnie czy Ciebie. Postrzeganie celebryty to sobota. Ciebie? Hmm — nudny wtorek. W rzeczywistości celebryci jedzą, oddychają i srają dokładnie tak samo jak Ty. Rozwodzą się, bankrutują, popełniają błędy i tak — nawet dłubią w nosie. Są ludźmi.
A jednak żyjący według SKRYPTU uwielbiają ich (i ich opinie) do zatrważającego stopnia zidiocenia. To jest naprawdę przerażające. Dla przykładu, na początku 2014 roku Young America Foundation ujawniła niepokojące dane dotyczące hiperosobowości. Przeprowadzono wywiady z przypadkowymi studentami z Washington University. Kiedy pytano ich o niedawne wydarzenia, między innymi hakerski skandal z nagimi zdjęciami sławnych ludzi, aż 29 z 30 pytanych było w stanie zidentyfikować co najmniej jednego celebrytę uwikłanego w ten proceder. Jednak kiedy pytano o wydarzenie, którego rocznica przypada na 11 września, jedynie 6 osób na 30 było w stanie prawidłowo odpowiedzieć. Co gorsza, tylko 4 na 30 potrafiło wymienić nazwisko jednego z dziennikarzy, któremu członkowie ISIS odcięli głowę w IrakuXVII.
Media rzucają największy cień. Ponieważ to media wywyższają hiperrzeczywistości, są one traktowane inaczej niż ludzie żyjący według SKRYPTU. Kiedy Ray Rice, gwiazdor futbolu amerykańskiego z Baltimore Ravens, został zarejestrowany przez kamery w akcie znokautowania swojej narzeczonej, początkowo wrócił do drużyny. Kiedy wrócił na boisko po tym incydencie, fani szaleli z radości, ubrani w koszulki z jego numerem. Tak idiotyczne zachowanie może być jedynie wynikiem zaślepienia hiperosobowością. Jest oczywiste, że futbolowe punkty, zdobywane przez członków drużyny, są ważniejsze niż rzeczywiste punkty, zdobyte na nokaucie narzeczonej.
Media społecznościowe są następnym złoczyńcą.
Gdyby hiperosobowość była dniem, byłby to Halloween, a media społecznościowe byłyby maską. Biorąc pod uwagę łatwość dostępu do mediów społecznościowych, takich jak Facebook, Instagram czy Snapchat, stworzenie fałszywej wersji siebie jest tak proste, że jaskiniowiec by się z tym uporał. W rezultacie stworzyliśmy ludzi, którzy wykreowali iluzję bycia ważnym, zatruwającą powoli wolę wykonania ciężkiej pracy, której bycie ważnym faktycznie wymaga. Poprzez skrupulatną selekcję wyretuszowanych fragmentów naszego życia, które reklamujemy w mediach społecznościowych, każdy z nas rzuca potężny cień iluzji, brud zatrzymując pod jego przykrywką. Pokazywanie jedynie najlepszych momentów i ukrywanie całej reszty można nazwać kreowaniem pseudorzeczywistości.
Nowa acura, którą kupiła Becky, i dziesięć zdjęć na Facebooku z pewnością zwabi sporo komentarzy i polubień, ale wiesz, czego tam nie umieściła? Nie wysłała na Facebooka informacji o konieczności spłaty 72 rat po 500 dolarów miesięcznie, z 12-procentową stopą oprocentowania. A zdjęcia Joe z wakacji na Karaibach mają już 92 polubienia i aż 32 chwalebne komentarze. Nic tu nie szokuje. Joe nie wysłał wyciągu z karty kredytowej, którą opłacił wycieczkę — tej z zadłużeniem tak dużym, że będzie je spłacał przez najbliższe 22 lata, bo nie stać go na minimalne spłaty.
Próbowałeś kiedyś randek online? Witamy w hiperosobowości — ludzie umieszczają w Internecie to, jakimi chcą być, a nie to, jakimi faktycznie są. Te niesamowite zdjęcia Ryana, który nie może doczekać się dzisiejszego spotkania. Jest mistrzem Photoshopa i w chwilę po użyciu narzędzia do rozmazywania, dzięki któremu wygładził zmarszczki, sprytnie ukrył też swoje 15 kg tłuszczu.