Na tym jednak nie kończyła się lista ich wyrzeczeń doświadczonych na drodze do własnej Mariny. Przez kolejny rok praktykowały w jednej z największych przystani na tureckim wybrzeżu Morza Egejskiego, zyskując tym samym bezcenną wiedzę przydającą się aktualnie niemal każdego dnia. Doskonale poznały też tereny, które pragnęły wkrótce zdominować, przejmując większość luksusowych jednostek żeglujących po tutejszych wodach. Ich celem było świadczenie usług na tak wysokim poziomie, jaki do tej pory niespotykany był w tym regionie.
Przez ostatnie jedenaście miesięcy odnawiały, chociaż trafniej byłoby powiedzieć odbudowywały niemal od podstaw, zrujnowaną Marinę kupioną za zaoszczędzone pieniądze. Planowały i projektowały każdy jej szczegół z pieczołowitą dokładnością, by móc zaoferować swoim potencjalnym klientom nie tylko najlepszą jakość usług, ale też przyjazne otoczenie. Starały się pozyskać jak najbardziej prestiżowe jachty, oferując im preferencyjne warunki. Systematycznie budując bazę gości, zapewniały sobie tym samym ciągłość w funkcjonowaniu ich przedsięwzięcia. Wszystkie te starania w dość szybkim czasie zaowocowały pierwszymi oznakami sukcesu.
W chwili obecnej nie miały ani jednego wolnego miejsca w swojej przystani. Wszystkie zarezerwowane zostały na najbliższe dwa miesiące. Tylko jedno jedyne pozostawało puste. Było to stanowisko usytuowane z dala od innych, przeznaczone dla VIP-ów i najbliższych przyjaciół, którzy w ostatniej chwili, bez zapowiedzi, zdecydowali się na rejs po rajskich zatokach Półwyspu Bozburun.
Przyszłość przystani zdawała się jawić w jasnych barwach, dlatego też Anastazja powróciła w myślach do swojej prywatnej wendetty, na realizację której czekała długie lata. Wystarczyło słowo lub dwa, rzucone mimochodem w trakcie rozmowy, by owe aluzje trafiły na podatny grunt plotkarskiego środowiska i zasiały w ludziach ziarno niepewności. W międzyczasie wszystkie te niedomówienia urosły do rangi niepotwierdzonych oficjalnie faktów, w świetle których firma „Apollon Charters” znajdowała się na progu bankructwa. Zdaniem wielu liczne niedopatrzenia w serwisowaniu jachtów, zaowocowały utratą znacznej części gwarancji w firmach ubezpieczeniowych. Konsekwencje tej tajemnicy poliszynela były proste do przewidzenia – nikt nie chciał pływać jednostkami nie gwarantującymi pełnego bezpieczeństwa na swoim pokładzie.
„Zemsta jest potrawą, która najlepiej smakuje na zimno” – pomyślała, dając znać jednej z kelnerek, iż nadeszła pora na podanie jej ukochanego Latte.
Wściekły opadł na krzesło, zastanawiając się, co jeszcze może zrobić. Wykorzystał swoje wszystkie znajomości, jednak docierające do niego wiadomości nie napawały go zbytnim optymizmem. Wręcz przeciwnie, sprawiały, iż jego półdługie, lekko wijące się włosy, same jeżyły się na głowie z przerażenia.
Gdyby zamierzał wydać kilkanaście tysięcy euro na wypożyczenie jachtu, nie zaufałby firmie o tak wątpliwej opinii, jaką mogła „poszczycić się” aktualnie „Apollon Charters”. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zdecydowałby się wejść na jednostkę, która mógła na środku morza doznać poważnej awarii i nie posiadała odpowiedniego ubezpieczenia, gwarantującego powrót na ląd. Wolałby dorzucić kilka tysięcy euro ekstra, by zapewnić rodzinie lub przyjaciołom wymagane w trakcie takich wypraw bezpieczeństwo.
Gdyby tylko mógł dorwać drania, który z jemu tylko wiadomych powodów zorganizował całą tą kampanię wymierzoną przeciwko jego firmie… Miał ochotę po prostu, po męsku, obić mu mordę i dopiero wtedy zacząć zadawać szczegółowe pytania o powody takich oszczerczych plotek.
Chociaż czy tak trudno było je odgadnąć? Najprawdopodobniej któryś z jego konkurentów nie mógł w tym sezonie osiągnąć zamierzonych w budżecie zysków i postanowił zarobić brakującą kwotę poprzez wyeliminowanie „Apollon Charters” z gry.
Doszedł do wniosku, że jeśli tylko uda mu się prześwietlić sytuację finansową kolegów z branży, to bez problemu odnajdzie sprawcę, który stoi za spowodowaniem całego tego kryzysu. A wtedy dopiero nadejdzie pora wyrównania rachunków.
Costas pierwszy raz od kilku dni rozsiadł się wygodnie w fotelu i pozwolił sobie na chwilę relaksu, efektem którego był znikomy uśmiech rozjaśniający jego pochmurne oblicze.
Rozdział 3
Słońce chylące się ku zachodowi powoli zaczęło złocić wody zatoki, zapowiadając rychłe nadejście zmierzchu. Anastazja usiadła obok Katarzyny i odetchnęła głęboko, w niemal teatralnym geście ulgi.
− Kolejny udany dzień za nami – odezwała się po chwili, przerywając w ten sposób panującą wokół ciszę – właśnie podliczyłam rachunki. Po odjęciu kosztów własnych od naszego dzisiejszego przychodu okazało się, iż zarobiłyśmy niemal tysiąc euro, a warto zauważyć, iż restauracja i bal nadal funkcjonują i mają całkiem sporą rzeszę klientów – rzekła, nie kryjąc zadowolenia – myślę, że na koniec tego sezonu lub na początku przyszłego, zwrócą nam się koszty wykupienia i odremontowania Mariny, a wtedy zaczniemy naprawdę zarabiać, nie martwiąc się o jutro.
Katarzyna nie skomentowała tych rewelacji ani słowem, za to skierowała wzrok w kierunku przyjaciółki i przyjrzała się jej tak uważnie, jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu. Dostrzegła długie brązowe włosy, skrzące się gdzieniegdzie kosmykami w barwie złocistego miodu. Jak zawsze zebrane zostały, na pozór niedbale, w elegancki koczek na czubku głowy. Kolor jej fryzury świetnie harmonizował z lekko opaloną skórą, kontrastującą z bielą założonej przez nią dziś sukienki.
Wiedziała, iż jej doskonała sylwetka nie była darem natury, została bowiem okupiona godzinami mozolnych ćwiczeń, które wykonywała każdego dnia, ale stanowiła również efekt rygorystycznej diety, w której jedyny wyjątek stanowiły trzy porcje Latte dziennie.
− Pieniądze, pieniądze, pieniądze – odezwała się wreszcie, przerywając w ten sposób dokładną lustrację wizerunku przyjaciółki – czy to naprawdę takie ważne, kiedy odzyskamy zainwestowane środki? – spytała nieco zirytowana materialistycznym podejściem Anastazji do ich wspólnego biznesu – Dla mnie nie ma znaczenia czy stanie się to jutro, czy też za kolejne pięć lat – kontynuowała niestrudzenie – Ważne, że utrzymujemy się na powierzchni, kochamy naszą pracę i same sobie jesteśmy szefami! Pomyśl tylko, ludzie zamknięci w dusznych biurach godzinami marzą o takich posadach, jak nasze. Mamy dostęp do pięknego morza, słońca, plaży, cudownej natury, a wszystko to w towarzystwie luksusu, jaki znany jest większości śmiertelników jedynie z pierwszych stron magazynów plotkarskich. Powiedz mi, czego więcej mogłybyśmy oczekiwać od życia? – spytała, kończąc swą wypowiedź.
Anastazja popatrzyła na swoją wspólniczkę ze szczerym uznaniem. Nie mogła bowiem odmówić racji jej twierdzeniu. Zdecydowanie poszczęściło im się.
− Muszę się z tobą zgodzić – powiedziała w końcu, spoglądając na brunetkę siedzącą w sąsiednim fotelu – to jest jeden z powodów, dlaczego doszłam do wniosku, że już wystarczy… – dodała nieco pod wpływem chwili, próbując jednocześnie właściwie zwerbalizować swoje myśli i odczucia.
Katarzyna na chwilę zamarła, jakby nie wierząc własnym uszom, by po zaledwie ułamku sekundy zadać pytanie, które samo pchało się jej na usta.
− Masz na myśli…? – spytała, nie dopowiadając zdania do końca w obawie, że jednak opacznie zrozumiała słowa przyjaciółki.
Anastazja uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem, zadowolona z faktu, że nawet po tylu latach znajomości potrafi jeszcze wprawić Katarzynę w osłupienie, zaskakując ją swoją decyzją.
−