Choć jedna pozytywna cecha? Avo, czy ty oszalałaś?
– Drogi Calebie, ani nie prosiłam o tę grzeczność, ani jej nie potrzebowałam. Świetnie dawałam sobie radę.
– Widziałem. Chciałaś wyjść.
Biznesmeni zajęli się sobą i swoją kolacją. Wzruszyłam ramionami.
– Gdyby chodziło o jednego faceta, wytrzymałabym do końca. Ale ta grupa wyraźnie miała ochotę zrobić sobie z tego zawody, a ja po prostu chciałam zjeść w spokoju.
– W takim razie dlaczego przyjęłaś moją pomoc? Dlaczego nie wstałaś i nie wyszłaś? – Wydawał się prawdziwie zainteresowany odpowiedzią.
– Nie wszyscy faceci to dupki. Wiem o tym. Ale ci, którzy nimi są, dzielą się na różne kategorie. Ty jesteś dupkiem, ale innym niż oni… – Wskazałam na mężczyzn, którzy mnie zaczepiali. – Czyli jesteś mniejszym dupkiem niż ci tutaj i chętnie zniosę twoje towarzystwo, żeby móc w spokoju zjeść swój średnio wysmażony stek, a nie twardą podeszwę, jaką zwykle się dostaje, kiedy zamawia się filet mignon do pokoju.
– Zgoda, rozumiem. – Znów pociągnął łyk whisky.
– A zatem, gdzie pracujesz, Calebie?
Uniósł brew.
– Towarzyskie pogaduszki?
– Wolałbyś, żebym cię nadal obrażała? Proszę bardzo.
Usta znów mu lekko zadrżały, ale uśmiech się nie pojawił. Hm.
– Jestem dyrektorem finansowym w brytyjskim oddziale Koto.
Zaszokowana tą informacją musiałam się upewnić.
– Chodzi o firmę zajmującą się nowymi technologiami i ich sprzedażą?
– Właśnie tak. – Uśmiechnął się arogancko. – Nie tego oczekiwałaś, co?
– Szczerze mówiąc, nie tego. Zajmujesz tam całkiem poważne stanowisko. Słyszałam, że Koto wyrasta na silną konkurencję dla o wiele większych firm technologicznych.
W oczach Caleba pojawił się bojowy błysk, który zrozumiałam po chwili.
– Już jesteśmy dla nich konkurencją. I zamierzamy ich przerosnąć.
– Pewnie lubisz pracować z liczbami?
– Umiem to robić.
Zmarszczyłam czoło. Właściwie nie była to odpowiedź na moje pytanie, ale zanim zdążyłam coś dodać, zapytał:
– A czym ty się zajmujesz? Jesteś osobistą stylistką?
– Prawie trafiłeś – odparłam, nie zwracając uwagi na jego uszczypliwy ton. – Jestem projektantką wnętrz.
– Cóż, albo robisz to bardzo dobrze, albo jesteś na czyimś utrzymaniu.
Moje postanowienie, że nie pozwolę mu wyprowadzić się z równowagi, szybko wyparowało. Czy w ogóle istniała taka możliwość? Naprawdę powiedziałam, że jest inny niż te pajace przy pobliskim stole? Pomyłka.
– Ponieważ leciałam pierwszą klasą?
Nawet nie drgnął, słysząc mój zgryźliwy ton.
– Owszem. To plus drogie ciuchy, brylanty w uszach i na nadgarstku.
– Jasne, że jestem utrzymanką. I doję nie jednego faceta, ale kilku podtatusiałych sponsorów. Szczęściara ze mnie, prawda?
Caleb wywrócił oczami.
– Ciągle się obrażasz.
– Bo wszystko, co mówisz, jest obraźliwe.
– A, tu pan jest! – Przy naszym boksie nagle pojawiła się Emily i trochę zdezorientowana spojrzała na Caleba. – Zmienił pan miejsce.
– Tak. – Wyciągnął rękę, żeby odebrać od niej talerz, na którym, jak zauważyłam, również leżał filet mignon.
– Proszę bardzo. Czy życzy pan sobie coś jeszcze?
– Nie. – Bez słowa podziękowania zabrał się do jedzenia.
Spojrzałam na Emily, a ta odwróciła się do mnie z lekko zbolałym uśmiechem.
– Zaraz wracam z pani zamówieniem.
– Bardzo dziękuję.
Kiedy odeszła, spojrzałam na Caleba z mieszaniną niechęci i pragnienia. Do niego czułam niechęć, pragnęłam jego steku.
Głośno zaburczało mi w żołądku, więc szybko wypiłam ostatnie łyki szampana. Rozbawiony Caleb zerknął na mnie znad talerza. Ten błysk w oku sprawił, że wydawał mi się teraz o wiele bardziej atrakcyjny, niż kiedy przybierał chłodną i wyniosłą minę.
– Głodna?
– Umieram z głodu. Dobry ten stek?
– Tak. – Popatrzył na mnie prowokacyjnie i włożył do ust wielki kęs mięsa.
Na szczęście Emily wróciła z moim zamówieniem, zanim zdecydowałam się ukraść talerz Calebowi.
– O Boże! Dziękuję! – Właściwie wyrwałam posiłek z jej rąk.
Roześmiała się.
– Bardzo proszę. Czy coś jeszcze?
– Poproszę szampana. – Stuknęłam widelcem w swój kieliszek.
– Może wolałaby pani zamówić butelkę?
Skoro miałam przetrwać tę kolację w towarzystwie aroganckiego Szkota, to z pewnością potrzebowałam więcej szampana.
– O, tak. Poproszę. – Rzuciłam jej szybki uśmiech i odkroiłam kawałek steku.
Na wierzch nałożyłam trochę purée z ziemniaków, wszystko zanurzyłam w sosie i wsunęłam sobie do ust.
Przymknęłam oczy i aż jęknęłam z zachwytu nad smakiem wołowiny. Kiedy przełknęłam, już miałam przygotować sobie następny kęs, ale mój wzrok zatrzymał się na Calebie.
Szkot zamarł w pół gestu, kierując widelec do ust, i patrzył na mnie jak urzeczony, a w jego oczach płonął ogień. Oddech uwiązł mi w gardle.
– Co? – wyszeptałam.
Oczy mu się zwęziły.
– Zawsze jesz tak, jakbyś miała orgazm, czy to tylko przedstawienie dla mnie?
Poczułam, że się czerwienię.
– Słucham?
– W samolocie tak piłaś kawę. Teraz tak samo jesz stek.
Policzki paliły mnie żywym ogniem. Naprawdę tak się zachowywałam?
– Ja… po prostu lubię kawę. I steki.
To, co następnie zrobił, bardziej wbiło mnie w podłogę niż insynuacja, że z jedzenia i picia kawy czerpię przyjemność porównywalną do rozkoszy z seksu.
Caleb Scott się uśmiechnął.
I nie był to złośliwy uśmieszek ani arogancki grymas. Zwykły szeroki, pełen rozbawienia uśmiech, który wywołał we mnie dziwne drżenie.
– Ty naprawdę jesteś całkiem zabawnym okazem, skarbie.
Wcześniej chciałam doszukać się w nim jakiejś pozytywnej cechy, żeby usprawiedliwić swój pociąg do niego, ale teraz poczułam nagły ucisk w piersi, który pamiętałam z czasów pierwszego zauroczenia Nickiem, i na chwilę zamarłam oszołomiona.
Wystraszyłam