Spisując tu powyższą schematyczną rekonstrukcję pewnej linii myślowej, chciałam zbudować tło dla przekonania, że odwołanie do kategorii tożsamości w formie zwrotnej nie jest neutralne. Chcę w niniejszej pracy przekonywać, jak bardzo operatywne i przydatne jest to pojęcie nieustannie przeoczane lub nie dość zoperacjonalizowane na lokalnym rynku idei (w obszarze badań nad tekstami). Tym samym chcę zadbać o jego emancypację, upowszechnienie i przyszłe zastosowania – zwłaszcza w dyskursie literaturoznawczym, w którym rzadko się nim posługujemy (w przeciwieństwie do np. socjologów czy psychologów, którzy przyswoili sobie już terminy zaimkowe). Chciałabym interweniować w obszarze wyznaczanym przez antropologię literatury, wszędzie tam, gdzie interpretator tekstu natrafia na autoanalizę, autoodniesienia, wyznanie etc., a więc w rejonach tradycyjnie określanych jako pisarstwo autobiograficzne. Z drugiej strony muszę sformułować ważne zastrzeżenie: mówienie o sobie nie może być – w obliczu tak ogromnego aparatu krytycznego zbudowanego w obrębie różnych dziedzin – czynnością pozbawioną krytycznego namysłu. Siebie nie może być pozbawioną ciężaru alternatywą dla terminów odnoszących się do problemu tożsamości. Mówiąc siebie, gdy podnosimy to wątłe słowo do pozycji pojęcia, stajemy wobec szczególnych ograniczeń.
Siebie może być wprawdzie związane z najszerszą definicją „superkognicji”, skoro od drugiej połowy XIX wieku pojawiało się w różnych partykularnych słownikach (np. jako Selbst, soi – u Nietzschego, Junga, Ricœura etc.) i w różnych ujęciach, jednak obecnie, zwłaszcza w kontekście sukcesu nauk społecznych, jest pochodną bardzo konkretnych założeń. Tych podstawowych jest kilka. Wyraźnie widać je w definicji kategorii self podanej w projekcie tak osobnym i niepowołującym się bezpośrednio na szkołę G.H. Meada, jak ujęcie Charlesa Taylora. Jego definicja self brzmiała następująco:
(1) To, czym jestem jako self […], jest zasadniczo określane poprzez sposób, w jaki rzeczy mają dla mnie znaczenie. […]
(2) Zadawać pytanie o to, kim jest dana osoba w oderwaniu od jego czy jej samo-interpretacji, to zadawać fundamentalnie mylne pytanie. […] Jaźń (self) jest po części konstytuowana poprzez interpretacje-siebie […], z tym, że interpretacje jaźni nigdy nie mogą być w pełni jasne. […]
(3) Można być jaźnią tylko w otoczeniu innych jaźni. Jaźń nie może nigdy zostać opisana bez odniesienia do tych, którzy ją otaczają. […]
(4) Jaźń istnieje jedynie w obrębie tego, co nazywam „siecią inter- lokucji”. Ta wyjściowa sytuacja nadaje sens naszemu pojęciu „tożsamości”, oferując odpowiedź na pytanie „kim jestem?” poprzez zdefiniowanie, z jakiego miejsca się wypowiadam i do kogo się zwracam88.
Zgodnie z powyższymi intuicjami za źródłowe dla rozważanej kategorii i wspólne rozmaitym teoriom konceptualizującym problem, chciałabym uznać następujące jakości: refleksyjność (myślenie siebie, interpretacja, analityczne nakierowanie uwagi ku sobie), autozwrotność (w sensie refleksywności – odniesienia siebie do siebie), interakcyjność i relacyjność (relacja siebie i innego, aspekt uspołecznienia, wspólnotowości), konstytutywne odniesienie do kontekstu oraz równie konstytutywne wejście w dyskurs i użycie kodu symbolicznego, a także takie jakości, jak niefinalność, performatywność i zmienność. Dalej – przyjmuję hipotezę, że self to wyjątkowo użyteczne narzędzie do opisu tożsamości zarówno nowoczesnej, jak i (po nadaniu modalności negatywnej) późnonowoczesnej.
4. SELF, CZYLI UTRACONE W TŁUMACZENIU
Odwołanie do kategorii self rozumiem więc – powtórzę – jako równoważne z uruchomieniem specyficznego myślenia o tym, co umiejscawia się w pozycji podmiotu. Nawet w osobnych projektach: psychologicznym Kohuta, dyskursywnym Foucaulta czy kognitywnym Brunera widoczne jest respektowanie zakresu znaczeniowego obejmującego – najkrócej rzecz ujmując – zwrotność, procesualność, społeczne ukorzenienie, symboliczne/dyskursywne osadzenie i interakcyjność. Podobną motywację dostrzec można zresztą i u Ricœura, który – analizując „tego-który-jest-sobą” we wspomnianej już pracy O sobie samym jako innym – wskazywał na fundamentalny warunek relatywności tej formy:
[…] podmiot jako ten-który-jest-sobą nie ujmuje siebie w sposób bezpośredni. Przeciwnie, aby do siebie dotrzeć („powrócić”), musi przejść […] okrężną drogę analizy i interpretacji. Innymi słowy „ten-który-jest-sobą” jest sobie dany tylko nie wprost, tylko poprzez sposoby, w jakich przejawia się w świecie, w jakich istnieje „poza sobą”– w mówieniu, w praktycznym działaniu, w relacjach z innymi89.
Wyrazistość dyskutowanej kategorii dla polskiego odbiorcy jest, jak już wspominałam, nieoczywista. Przykładem typowym jest los pracy Taylora. Jej redaktor Tadeusz Gadacz otwarcie ujawniał impas terminologiczny, który sygnalizował już przywoływany wcześniej głos pochodzący od tłumacza:
Warto w tym miejscu wspomnieć, że polski przekład książki natrafił na spore trudności terminologiczne. W tytule znajduje się słynne słowo self, z którym polszczyzna nie potrafi sobie poradzić. Inne języki nie mają tego problemu, ponieważ we francuskim jest soi, a w niemieckim Selbst (jako rzeczownik). Słowo „podmiot” (czy „podmiotowość”) może być mylące ze względu na skojarzenia z tradycją kartezjańską. Tymczasem Taylorowi chodzi o coś więcej. Czasami używa zamiennie słowa self i osoba, bo stara się odzyskać substancjalny wymiar tożsamości, choć owo self zawiera w sobie także wymiar historyczny. I o tym właśnie jest książka – Taylor chce