Nieopatrzne wystąpienia zasilają propagandę sowiecką argumentami czy uchwałami kwestionującymi swobodę działania rządu.
Jak mogą „nieopatrzne wystąpienia” zasilać „propagandę sowiecką”… „uchwałami kwestionującymi swobodę działania rządu”? – Przede wszystkim jakiego rządu: naszego czy sowieckiego? Przecież propaganda sowiecka niczego nie uchwala, a tylko wykonuje dyrektywy swego szefa, a gdyby była ciałem wydającym uchwały, to w jakiż sposób takie uchwały mogłyby… „kwestionować” „swobodę działania” naszego czy sowieckiego rządu? Coś tu jest nie w porządku, widać, że wyjęzyczenie się przychodziło autorowi w tym miejscu z wielkim trudem, domyślamy się, że myśl, którą zamierzał wypowiedzieć, była tak nieprzyjemna, że napisawszy cały artykuł gładko i przytomnie, tutaj zaczął się plątać, jąkać i bełkotać jak to czynią dzieci, gdy wstydliwie do czegoś przyznać się muszą.
Nie wiemy więc, co miał na myśli „Robotnik”, pisząc o „nieopatrznych wystąpieniach”, wiemy natomiast, że wśród naszego rządu są ludzie, którzy uważając Wilno i Lwów za słupy naszej państwowości, gotowi są jednakowoż podjąć się rozmowy na temat ewentualnej rewizji granicy ryskiej, a nawet posuwają się jeszcze dalej.
Wiemy także, iż takim ludziom bardzo nie w smak były uchwały zebrań manifestacyjnych polskich w Londynie i Edynburgu, a zwłaszcza ustęp końcowy uchwalonej tam jednogłośnie rezolucji, że rząd, który by się zgodził na hańbę nowego rozbioru, nie byłby rządem polskim. Te uchwały są istotnie krępujące, ale tylko dla takiego rządu, który by chciał komukolwiek ziemie państwa polskiego oddawać czy też je wymieniać.
Wszelkie projekty „o ewentualnej rewizji granicy ryskiej” spotkają się:
1) z zasadniczym oporem całej polskiej emigracji;
2) z zasadniczym, jeszcze bardziej stanowczym oporem Kraju, co znalazło swój wyraz w dniach ostatnich.
A wreszcie i najważniejsze – nie prowadziłoby do niczego innego prócz hańby.
Wyobraźmy sobie na chwilę, że rząd p. Mikołajczyka, wyczerpany nerwowo groźbami faktów dokonanych, które nas mogą czekać w razie okupacji Kraju przez Sowiety, powiada: dobrze, zgadzamy się, idziemy śladami Stanisława Augusta, podpisujemy rozbiór Polski, oddajemy połowę Ojczyzny, aby jej resztę uratować. Zastrzegam się, że pisząc „wyczerpany nerwowo”, nie chcę szydzić z kogokolwiek. Rozumiem, jak ciężka jest sytuacja, przed którą nasz rząd stoi. Ale zapytuję się: cóż zarobimy na tej hańbie, co otrzymamy za wyrzekanie się ziemi ojczystej, za upokorzenie i upodlenie moralne? Czy zrzeczenie się połowy Polski zabezpieczy nas przed okupacją sowiecką? – Nie. Czy może zabezpieczyć nas przed deportowaniem naszej ludności, rozstrzeliwaniami, ogłaszaniem woli ludności o przyłączaniu Polski do Sowietów i innymi tego rodzaju faktami dokonywanymi zwykle przez Sowiety na terenach okupowanych? – Nie. Któż nam zagwarantuje, że Sowiety, już po ponownym nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z naszym rządem, wszedłszy do Warszawy, nie odnajdą tam rozgałęzionego spisku „faszystów”, złożonego z byłych więźniów Oświęcimia, którego celem będzie „przywołanie Hitlera z powrotem”, i że dla walki z tym spiskiem itd., itd.? Któż będzie tak naiwny, aby sądzić, że Sowiety, zająwszy Warszawę i Poznań, zaproszą tam na urzędowanie rząd polski z Londynu? Jako Wilnianinowi trudno mi w ogóle pisać spokojnie o układzie, który by oddawał moją ziemię ojczystą państwu rosyjskiemu, lecz właśnie jako Wilnianin powiadam: gdybyście nas nawet sprzedali, to nic z tej sprzedaży nie uzyskacie.
Zamknięcie pism polskich
W początkach ubiegłego tygodnia zamknięte zostało przez władze brytyjskie wychodzące w Glasgow pismo „The Voice of Poland”, a w dniu 9 lutego zaskoczeni zostaliśmy zamknięciem największego i najpoczytniejszego oraz niewątpliwie najlepiej redagowanego tygodnika na emigracji, „Wiadomości Polskich”.
Stanowi to cios nie tylko dla redakcji tego pisma i jego czytelników, ale i dla polskiej kultury, tak obecnie przez nieprzyjaciela prześladowanej. Można było mieć zastrzeżenia co do charakteru działalności redaktora Grydzewskiego, sam je nieraz wypowiadałem ostatnio, ale była to działalność duża, ożywiająca i pomnażająca kulturę w Polsce. Na emigracji zaś najważniejsze było, że kontynuował on nić kultury polskiej. W czasie tamtej, o ileż bardziej humanitarnej wojny, widziałem w tygodniowej ilustracji fotografie przebudowania sieci tramwajowej w stolicy jednego z państw walczących. Podpis pod fotografiami brzmiał: „Wielkie dzieło pokojowe podczas wojny”. Otóż i o pracy redaktora Grydzewskiego w londyńskich „Wiadomościach” powiedzieć można, że było to wielkie dzieło pokoju podczas wojny. Jeśli mieliśmy czasami pretensje, że nie pracował on tak właśnie, jakby się nam to podobało, to czemuż nikt z nas nie umiał tego robić, co on robił tak dobrze? Już w Warszawie i w Polsce stale spotykaliśmy się z publiczną dyskusją na temat, co powinny „Wiadomości” drukować, a czego nie, z wtrącaniem się osób trzecich do spraw wewnętrznych tej redakcji. Tkwił w tym największy dla redaktora Grydzewskiego hołd i pochlebstwo, było to uważanie jego pisma za rodzaj instytucji publicznej, o sprawach której można i należy dyskutować w interesie dobra publicznego jak o sprawach rządu czy sejmu. Toteż stwierdźmy, że od czasu śmierci gen. Sikorskiego żadna wiadomość z życia wewnętrznowychodźczego nie zrobiła na naszej emigracji tak dużego wrażenia jak owo zamknięcie „Wiadomości”. Jesteśmy przekonani, że minister, który wydał ten zakaz, nie orientował się w rozmiarach szkody, którą nam wyrządził.
Jeśli chodzi o polityczny aspekt tej sprawy, to wrażenie nadal jest ciężkie. Zamyka się dwa pisma polskie zamieszczające artykuły po angielsku, aby nie zaburzały dobrych stosunków pomiędzy sojusznikami. Ma się oczywiście na myśli stosunki pomiędzy sojusznikiem brytyjskim a rosyjskim, a przecież nasza prasa, tak samo opozycyjna jak rządowa, wraz z naszym rządem i naszymi siłami zbrojnymi korzysta z gościnności rządu brytyjskiego tylko dlatego, że tak tego chciały koleje wspólnej walki z Niemcami. Jesteśmy także sojusznikiem Wielkiej Brytanii. Nie na nas spada wina, że nasze stosunki z Rosją są zerwane, że musimy się bronić przed zamiarami tamtego silniejszego co prawda, ale świeższego w tej wojnie sojusznika Wielkiej Brytanii. Niegdyś Napoleon powiedział bluźnierczo, że Pan Bóg jest po stronie silniejszych batalionów. Dziś my musimy stwierdzić, że rozporządzenia ministerialne w dziedzinie swobód prasowych są po stronie silniejszych sojuszników.
W pracy politycznej „Wiadomości” także były czasami usterki i gafy, ale bilans ogólny był absolutnie dodatni. Znakomity pisarz Zygmunt Nowakowski w szeregu świetnych felietonów napisanych pod wrażeniem wydarzeń politycznych ujawnił swe czułe, wrażliwe, polskie, arcypolskie serce. Przyłączamy się do ogólnego żalu, że jego pióro na tak niespodziane natrafiło przeszkody.
Nowe żądania sowieckie
„Observer” z niedzieli 13 lutego zawiera szereg warunków, które Sowiety chcą nam podyktować. Dadzą się one podzielić na grupy następujące:
1) Odstąpienie wszystkich ziem polskich po linię Curzona i po San; Wilno i Lwów odchodzą do Rosji.
2) Polska otrzymuje zachodnią część Prus Wschodnich i ziemie położone pomiędzy Polską a Odrą.
3) Pewni członkowie rządu polskiego w Londynie będą musieli ustąpić, pewni wodzowie (czytaj: Sosnkowski) także, przedstawiciele Związku Patriotów wchodzą do rządu polskiego.
4) W Polsce oswobodzonej odbędą się wybory, przy tym nie jest pewne – pisze „Observer” – czy te wybory mają się odbyć w obecności wojsk sowieckich, czy też po ich ewentualnym