Makbet. William Shakespeare. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: William Shakespeare
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Языкознание
Год издания: 0
isbn: 9788379035410
Скачать книгу
niewidzialnych, powietrznych rumakach,

      Wiać będzie w oczy każdemu okropny

      Obraz tej zbrodni, aż łzy wiatr zaleją.

      Jeden, wyłącznie jeden tylko bodziec

      Podżega we mnie tę pokusę, to jest

      Ambicja, która przeskakując siebie

      Spada po drugiej stronie.

      Wchodzi LADY MAKBET.

      Cóż tam?

      LADY MAKBET

      Właśnie

      Wstał od wieczerzy. Po coś się oddalił?

      MAKBET

      Czy pytał o mnie?

      LADY MAKBET

      Ty mnie o to pytasz?

      MAKBET

      Nie postępujmy dalej na tej drodze:

      Dopiero co mnie obdarzył godnością

      I sam dopiero co sobie kupiłem

      Złotą u ludzi sławę, sławę, którą

      Godziłoby się jak najdłużej w świeżym

      Utrzymać blasku, nie zaś tak skwapliwie

      Odrzucać.

      LADY MAKBET

      Byłaż pijana nadzieja,

      Co cię niedawno jeszcze kołysała?

      Zasnęłaż potem i budziż się teraz,

      Żeby ospale, trwożnie patrzeć na to,

      Na co tak raźnie wtedy poglądała?

      Nie lepsze dajesz mi wyobrażenie

      I o miłości twojej. Maszli skrupuł

      Mężnie w czyn przelać to, czego pożądasz?

      Chciałbyś posiadać to, co sam uznajesz

      Ozdobą życia, i chcesz żyć zarazem

      W własnym uznaniu jak tchórz albo jako

      Ów kot w przysłowiu gminnym, u którego

      „Nie śmiem” przeważa „chciałbym”.

      MAKBET

      Przestań, proszę.

      Na wszystkom gotów, co jest godne męża;

      Kto więcej waży, nie jest nim.

      LADY MAKBET

      I jakiż

      Zły duch ci kazał tę myśl mi nasunąć?

      Kiedyś ją powziął, wtedy byłeś mężem:

      O ile byś był więcej tym, czym byłeś,

      O tyle więcej byłbyś nim. Nie była

      Wtedy po temu pora ani miejsce,

      Jedno i drugie stworzyć byłbyś gotów;

      Teraz się jedno i drugie nastręcza,

      A ty się cofasz? Byłam karmicielką

      I wiem, jak to jest słodko kochać dziecię,

      Które się karmi; byłabym mu jednak

      Wyrwała była pierś z ust nadstawionych,

      Które się do mnie tkliwie uśmiechały,

      I roztrzaskała czaszkę, gdybym była

      Zobowiązała się do tego czynu,

      Jak ty do tego.

      MAKBET

      Gdybyśmy chybili?

      LADY MAKBET

      Chybić! Obwaruj jeno swoje męstwo,

      A nie chybimy. Skoro Dunkan zaśnie

      (Co naturalnie po trudach dnia prędko

      Pewnie nastąpi), przyrządzonym winem

      Dwóch pokojowców jego tak uraczę,

      Ze się ich pamięć, ten stróż mózgu, w parę,

      A władz siedlisko zamieni w alembik.

      Gdy snem zwierzęcym ujęci jak trupy

      Spoczywać będą, czegóż nie zdołamy

      Dokazać wtedy ze śpiącym Dunkanem?

      Czego nie złożyć na jego pijaną

      Służbę, na którą spadnie cała wina

      Naszego mordu?

      MAKBET

      Rodź mi samych chłopców!

      Bo męstwa twego nieugięty kruszec

      Nic niewieściego od dziś dnia nie spłodzi.

      Skoro tych śpiących ludzi krwią pomażem

      I użyjemy ich własnych sztyletów,

      Któż nie pomyśli, że ta zbrodnia była

      Ich dziełem?

      LADY MAKBET

      Któż ma pomyśleć inaczej?

      Jeżeli zwłaszcza jękiem i lamentem

      Nad jego śmiercią napełnimy zamek.

      MAKBET

      Niech się więc stanie! Wszystkie moje siły

      Nagnę do tego okropnego czynu.

      Idźmy i szydźmy z świata jasnym czołem:

      Fałsz serca i fałsz lic muszą iść społem.

      Wychodzą.

      Akt drugi

      Scena I

      Inverness. Dziedziniec zamkowy. Wchodzą BANKO i FLEANCE, przed nimi sługa z pochodnią.

      BANKO

      Jak późno już w noc, chłopcze?

      FLEANCE

      Księżyc zaszedł;

      Bicia zegaru nie słyszałem.

      BANKO

      Księżyc

      Zachodzi teraz około dwunastej.

      FLEANCE

      Musi już później być, mój ojcze.

      BANKO

      Weź no

      Mój miecz. Tam w niebie spać się widać kładą

      Po gospodarsku; zgaszono już światła.

      Sen mi się ciśnie do oczu, a przecież

      Zasnąć bym nie chciał. Dobroczynne moce!

      Umórzcie we mnie te okropne myśli,

      Które się budzą, gdy ciało spoczywa!

      Daj mi miecz!

      MAKBET wchodzi, przed nim sługa z pochodnią.

      Kto tam?

      MAKBET

      Przyjaciel.

      BANKO

      Co widzę?

      Ty, panie, jeszcze na nogach? Król śpi już.

      W niepospolicie dobrym był humorze

      I szczodre dary posłał twoim ludziom;

      Małżonce twojej w dank za jej uprzejmość

      Kazał mi pierścień ten doręczyć; słowem,

      Zadowolony był zupełnie.

      MAKBET

      Dobra

      Chęć