Jak kiedyś kupowało się mecze
Jack Hillman lubił kłopoty: próby przekupstwa, lewą kasę, udział w podejrzanych meczach. Gdyby nie fakt, że tak często kombinował, zapewne zrobiłby dużo większą karierę. Ale to niezwykle barwna i ciekawa postać. Uwielbiał się zakładać, jak wtedy gdy, grając przeciwko Stoke City, powiedział, że może bronić z jedną związaną z tyłu ręką, a i tak nie wpuści gola. Spotkanie było ordynarnie wyreżyserowane, obie drużyny nie oddały ani jednego celnego strzału, ale przegrany w tym zakładzie nie mógł wcześniej na to wpaść. Absurd całej sytuacji dość dobrze odzwierciedla krnąbrny żywot Hillmana.
City Ground, West Bridgford, wybrzeże rzeki Trent. Rok 1900.
– Panowie, za nami spokojny sezon, jesteśmy już bezpieczni, dzisiaj cieszmy się po prostu grą i dajmy ludziom trochę radości. Słyszycie tę melodię? – John Calvey zawiesił głos, unosząc w górę palec wskazujący.
Gwar w ciasnym pomieszczeniu zamienił się w ciszę.
– Najpiękniejsza muzyka – skwitował Fred Forman, zamykając oczy. Nie mógł uwierzyć, że dobiegający ich tumult tworzy zaledwie trzy tysiące osób. Tylu widzów przyszło bowiem na City Ground, by obejrzeć ich pożegnalny mecz sezonu przeciwko Burnley.
Drużyna Nottingham Forest szykowała się do bezpiecznego lądowania w sezonie 1899/1900. Ostatni mecz. Czas na show.
Drzwi z odłażącą czerwoną farbą, które nosiły ślady zarówno kopnięć (cholerny Sunderland i twardy, podkuty but Johna McPhersona w akcie zemsty), jak i zgaszonych petów, lekko się uchyliły. Gigantyczna postać, mierząca ponad 190 centymetrów wzrostu, musiała mocno się pochylić, by wejść do środka, nie zawadzając głową o futrynę.
– Nie przeszkadzam w świętowaniu? – spytał mężczyzna ubrany w gruby, ciemny sweter, naciągnięty na biały podkoszulek. Rumieńce na jego twarzy wskazywały, że rozgrzewka zmęczyła go na tyle mocno, iż rozegranie meczu jawiło się jako coś zupełnie zbędnego. Kolos sapał głęboko i wodził oczami po niewielkim pomieszczeniu, delikatnie drżącym od wrzawy na zewnątrz.
– Świętowaniu? To chyba dopiero po meczu. – Forman się skrzywił.
– Ja właśnie w tej sprawie. – Olbrzym gniótł czapkę w wielkiej jak bochen chleba dłoni.
Było kilka minut po godzinie siedemnastej, gdy sędzia A.J Barker dał znak do rozpoczęcia meczu. Trybuny City Ground ryknęły jak głodny lew. Gracze Forest wyszli na to spotkanie w ustawieniu 1-2-3-5, w tym sezonie bardzo popularnym. Rywal odpowiedział identyczną strategią. Kwietniowe powietrze było rześkie, warunki idealne do gry.
Kiedy Jack Calvey zdobył pierwszą bramkę, zrobił groźną minę. Posłał wrogie spojrzenie Jackowi Hillmanowi. Drugie tego dnia. Wcześniej w szatni, gdy bramkarz Burnley złożył swoją ofertę, zapanowała cisza. Młodsi gracze wbili wzrok w drewnianą podłogę, pełną wystających drzazg. Nie zamierzali się wychylać przed szereg. Czekali na głos starszyzny. Śpiewy kibiców dochodzące z zewnątrz stały się na chwilę drażniące. Harry Linacre, Ted Peers, Jim Iremonger, George Robinson, John McPherson, Bob Norris, Fred Forman, Jack Calvey, Grenville Morris, Arthur Capes, Alf Spouncer – zawodnicy przeznaczeni do gry w pierwszej jedenastce – przyjęli propozycję olbrzyma ze zdziwieniem.
– Wiesz, że nie odpuścimy? – zapytał George Robinson, pociągając łyk gorącej herbaty.
Hillman westchnął głęboko.
– Musicie mnie zrozumieć, przychodzę jako kapitan. – Wzruszył szerokimi jak dyby ramionami.
Billy Brown zerwał się z miejsca i skoczył do wielkoluda.
– Jako kapitan powinieneś wiedzieć, że nie odpuszczamy. Koniec dyskusji – syknął.
Gdy w 40. minucie meczu Alf Spouncer podwyższył na 2:0, Hillman nie miał wątpliwości, że dwa funty na głowę, które oferował rywalom, by ci podeszli do spotkania z Burnley na zasadzie take it easy, tylko ich rozdrażniły.
Forest to klub, który słynął z pomocy innym. Takie podejście do otoczenia sprawiło, że futbol zaczął się rozwijać w kilku miejscach, między innymi w Londynie, ponieważ z Nottingham wysłano tam stroje. Kilkanaście lat wcześniej, w 1886 roku, klub podarował Arsenalowi ubiory piłkarskie, nie wiedząc wówczas, że ich czerwona barwa stanie się na wieki elementem kolorystycznym The Gunners. Forest wyciągał pomocną dłoń także do innych klubów – Brighton and Hove Albion czy Liverpoolu, wysyłał sprzęt do Evertonu. Pochylał się z troską nad innymi, by liga mogła się rozwinąć, konkurencja rosła, a rozgrywki stały się bardziej atrakcyjne. Dlatego o sprzedaniu meczu nie było nawet mowy.
Hillman uderzył z tępym łoskotem o ziemię, przeklinając przy tym siarczyście, a strzelec gola na 3:0, Calvey, uśmiechnął się tylko pod sumiastym wąsem. Cztery minuty później Morris dołożył czwartą bramkę.
– Chciałeś podwojenia stawki? No to podwoiliśmy – zawołał w kierunku Hillmana, a sędzia Barker udał, że tego nie słyszy.
W istocie golkiper przyszedł do szatni Forest w przerwie raz jeszcze i faktycznie, jego oferta była wyższa. Uznał, że skoro drużyna broni się przed spadkiem, wszystkie chwyty są dozwolone. Stawką było w końcu pozostanie w First Division, najwyższej klasie rozgrywkowej w ówczesnej Anglii.
Ponad 100 występów w Burnley w dwóch podejściach, 116 ligowych spotkań w Manchesterze City – na przełomie XIX i XX wieku Jack Hillman był dobrze znanym bramkarzem. Nosił pseudonim „Happy Jack”. Jego nazwisko pojawia się przy okazji kilku afer, opisane zaś powyżej zdarzenia to staranna próba odtworzenia meczu, w czasie którego złożył ofertę korupcyjną. Było to iście pionierskie działanie.
Faktem jest, że Hillman został w sezonie 1897/98 zawieszony przez Dundee, w którym odegrał również epizod, za to, że „nie próbował”, co wiązało się z jego postawą w niektórych meczach, gdy zagadkowo zapominał nagle dobrze bronić. Inna sprawa, że zarzucane mu próby dorobienia sobie (prawdopodobnie za wpuszczanie goli) mogły być – choć marne to usprawiedliwienie – spowodowane niewypłacalnością szkockiego klubu. Hillman szybko wrócił do Burnley.
Ten jednokrotny reprezentant Anglii przygodę z kadrą może uznać za bardzo udaną, wszak Synowie Albionu rozbili wtedy Irlandię 13:2. Wkrótce nadeszły jednak czarne dni i jego kariera w barwach narodowych już nigdy nie mogła być kontynuowana. Hillmanowi przypięto bowiem łatkę cwaniaka i kombinatora. Po, opisanym na początku, meczu z Forest sekretarz klubu z Nottingham wysłał do federacji skargę dotyczącą praktyk golkipera. The Football Association zajęła się sprawą, a bramkarz w czasie przesłuchania powiedział, że… żartował. Nie doceniono jednak jego poczucia humoru. Zawieszono go na sezon, a cała sytuacja to według historyków pierwszy zarejestrowany przypadek próby ustawienia meczu.
Hillman przyciągał kolejne kłopoty jak magnes. Podczas pobytu w Manchesterze City znalazł się na liście 17 graczy, których The Football Association zawiesiła na kilka miesięcy po tym, jak przeprowadzono śledztwo dotyczące kont klubowych i wykazano, że zawodnicy otrzymują bonusy, czego zakazywały przepisy. Jack dostał karę finansową w wysokości 50 funtów i nie mógł już więcej reprezentować barw City. Tę drugą karę ostatecznie zdjęto, jednak koszulki The Citizens nigdy więcej nie założył. Wrócił do Burnley i został cukiernikiem.
* * *
Mężczyzna spojrzał na pudełko papierosów leżące na blacie. Widniała na nim nazwa Odgen’s Cigarettes. W środku wciąż była karta. Podpisana: „J. Hillman, Burnley”. To Amerykanie wymyślili takie karty. Przedstawiały aktorki, bejsbolistów i indiańskich wodzów. W Europie pojawiły się kilka lat później. W Wielkiej Brytanii, w Liverpoolu, Thomas Odgen prowadził sklep z wyrobami tytoniowymi. To on