– Ach tak. I co, złapałaś żabę? Czy zamiast niej zająca? – zażartował doktor.
Dziewczynka z powagą pokręciła głową.
– Ani żaby, ani zająca. Zresztą żadnego zająca tam nie było.
– Zrozumiałe. Uciekł razem z żabą. A ty masz siniaka.
– Właśnie. Można to jakoś wyleczyć?
– Zasadniczo siniak goi się sam. Warto przykładać zimne okłady, żeby się szybciej zmniejszył, albo posmarować specjalną maścią na stłuczenia.
– Oj, to dobrze. A pan ma taką maść? – zainteresowała się dziewczynka.
– Można ją kupić w każdej aptece. Poproś mamę, żeby zapytała o coś z arniką lub kasztanowcem.
– Wspaniale! – Dziewczynka klasnęła w dłonie. – Proszę mi to zapisać, bo nie zapamiętam.
Paweł westchnął ciężko. Nie chciało mu się wracać do domu i szukać notatnika. Z drugiej strony jego mała sąsiadka oczekiwała pomocy.
– Zaczekaj tu i popilnuj mi roweru – polecił więc. – Zaraz ci przyniosę karteczkę.
Odstawił rower, ponownie otworzył furtkę, a potem drzwi wejściowe.
Już w korytarzu zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu długopisu. Nie znalazł go, więc poszedł dalej do kuchni, a wreszcie do salonu, w którym oddawał się ulubionemu zajęciu, czyli grze na gitarze.
– Ojej! – Usłyszał niespodziewanie głos małej. – Pan ma zespół! Jak mój brat.
– Prosiłem, żebyś pilnowała mojego roweru – zauważył z lekką przyganą.
– Figa go pilnuje. To dzielny pies, obrończy – wyjaśniła niefrasobliwie mała.
Doktor nie był przekonany, czy na pewno to wystarczy, ale postanowił nie drążyć tematu:
– Twój brat gra na jakimś instrumencie? – powrócił do poprzedniego wątku. – Ile on ma lat?
– W ogóle nie ma. – Dziewczynka, zafascynowana gitarą, podeszła, żeby dotknąć strun.
– Nie ruszaj. – Paweł jak każdy właściciel instrumentu był przewrażliwiony na punkcie jego bezpieczeństwa.
– Nic nie zrobię – zapewniła. – Nie zepsuję.
Zaruski nie był taki pewny, bo wyglądało na to, że mała chce szarpnąć struny.
– No to co z tym bratem? W jakim jest wieku?
– Ma trzy miesiące. – Dziewczynka obeszła gitarę dookoła. – I kabel jest? – zdumiała się. – Po co? To jakaś nieprawdziwa gitara?
– Prawdziwa. Czemu miałaby być nieprawdziwa?
– W naszej zerówce jedna z pań ma gitarę i gra na niej, a my tańczymy i śpiewamy. Ale tamta jej inna. Nie ma kabla.
– Bo gitara twojej pani jest akustyczna, a ta elektryczna – wyjaśnił.
– Aha. I co? Prąd płynie tym kablem? I co robi? Czajnik ma taki kabel, ale w czajniku gotuje się woda. Tu się nic nie gotuje. I odkurzacz ma kabel…
– Mnóstwo rzeczy ma kable – przerwał te rozważania Paweł. – Kabel w gitarze służy do wzmocnienia dźwięku.
– No rozumiem. Pokaże pan? – spytała bezpośrednio.
– Co mam pokazać? – Nie wiedział, jak ma zareagować.
– No jak pan na tym gra.
Wyjaśniła to takim tonem, jakby mówiła do nierozgarniętego dziecka, czym rozbawiła Pawła. Wziął do ręki gitarę, podstroił ją, a potem wydobył kilka dźwięków.
– Nieźle – oceniła. – Ale moja pani gra lepiej. Umie pan piosenkę Kolorowe słowa?
Nie znał tego repertuaru i dziewczynka nie kryła rozczarowania.
– A twój brat? Ten mały? – wrócił do tematu. – Wspomniałaś, że ma jakiś zespół.
– Zgadza się. Mama tak mówiła. Że się od razu z nim urodził – wyjaśniła, wciąż przypatrując się gitarze.
– Ach, tak – domyślnie stwierdził doktor. – A mama mówiła ci, jak się ten zespół nazywa? Może Zespół Downa?
Dziewczynka rozpromieniła się.
– Skąd pan wie? Pewnie to jakiś znany, co?
– Tak, tylko że głównie w kręgach medycznych… – Uśmiechnął się blado.
Mała rozejrzała się po salonie i dodała rezolutnie:
– To widać. Skoro tylu doktorów gra…
– No właśnie. Jak ty właściwie masz na imię? – spytał Paweł z nagłym zaciekawieniem.
– Nela – odparła dziewczynka.
– Wiesz co, Nelka? Przypomniałem sobie, że mam chyba w domu tę maść z kasztanowcem. Posmarujemy nogę, dobrze?
– Jasne! – Dziewczynka podwinęła nogawkę i ponownie zademonstrowała siniak w całej okazałości.
Paweł poszedł do kuchni i przeszukał domową apteczkę. Maść znalazła się w pudełku ze środkami na oparzenia i komary.
Wrócił do salonu, gdzie Nela przez cały czas oglądała gitarę.
– Chciałabyś się nauczyć grać? – skapitulował medyk.
– A pewnie! – wybuchnęła entuzjazmem. – Teraz?
– Teraz to ja chciałem się wybrać na przejażdżkę rowerową – westchnął, smarując grubszą warstwą maści podstawioną w tym celu nogę.
– Ekstra! – zawołała z niemniejszym entuzjazmem. – Na rowerze też mnie pan może nauczyć?
– Nie umiesz jeździć? – zdumiał się.
– Nie. Tata miał mnie uczyć, ale on wyjechał i chyba już nie wróci…
– Jak to? – zainteresował się mało dyskretnie Paweł.
– Mama mówiła, że może wróci, ale ja wiem, że nie. Bo zabrał wszystkie rzeczy, a mamusia tak płakała…
– Hmm… – Paweł mruknął zakłopotany. Nie wiedział, jak przerwać tę szczerą relację dziecka. Nie był wcale pewny, czy matka dziewczynki życzyłaby sobie takich zwierzeń.
Skończył nakładać maść, a potem zaprosił Nelę przed dom. Rower nadal stał na swoim miejscu, co doskonale świadczyło o tej ulicy. Być może była to jednak zasługa Figi, która szczeknęła ostrzegawczo, gdy tylko wyszli.
Dziewczynka dotknęła kierownicy.
– Jaki fajny. Kiedy zacznie mnie pan uczyć?
– A kiedy masz czas? Chyba powinnaś spytać mamy? A może to ja powinienem? – Zamyślił się. Choć początkowo zamierzał się z humorem wywinąć z całej tej historii, teraz zrobiło mu się żal tej małej, jej matki i brata. Nie można być tak egocentrycznym. Potem ludzie dziwią się, skąd na świecie tyle znieczulicy – pomyślał. Należy wznieść się ponad swoje obawy i uprzedzenia i wyciągnąć pomocną dłoń, bo tak się właśnie zaczyna zmienianie świata. Od siebie.
Te myśli bardzo