– Po pierwsze nic na to nie poradzę, że komuś brakuje taktu, a po drugie mógłbyś się wreszcie zdecydować, czy wolisz rano rozrabiać, czy zalegać na mojej pościeli. – Górska wygłosiła oświadczenie i z powrotem zamknęła oczy.
Telefon przestał dzwonić, ale po chwili sypialnię znów wypełnił dźwięk Cinema Paradiso, który jakiś czas temu Agata ustawiła w swojej komórce. Pomyślała, że można znienawidzić najbardziej ulubioną melodię, gdy jej dźwięk natarczywie wwierca się w mózg w niewłaściwym momencie.
– Do cholery, lepiej, żeby to było ważne – rzuciła, odbierając telefon bez patrzenia na wyświetlacz.
– Niestety jest. – Przy jej uchu zabrzmiał głos oficera dyżurnego. – Mamy wezwanie, jesteś pierwsza, do której się dodzwoniłem. Żart – dodał szybko.
– Ryzykujesz życiem, nie mam nastroju do żartów.
– Wiem, że dziś wypada ci wolne, ale brakuje ludzi, niektórzy w terenie, dwóch na szkoleniu. Rozumiesz?
– Mów wprost, o co chodzi, do licha. – Górska usiadła i pogłaskała kota, który umościł się wygodniej na jej poduszce i ziewnął.
– Zwłoki mężczyzny w apartamentowcu na rogu alei Wilanowskiej i Sobieskiego, przyślę ci dokładny adres.
– Przyślij wszystko, co masz, ale chyba wiem, który to budynek, kiedyś w nim byłam.
– Dwóch nieboszczyków w jednym bloku? – zdziwił się rozmówca. – Przeklęte miejsce?
– Nie, tamten zginął poza domem – odparła Agata. – Wiesz, co się stało?
– Jakieś balety celebrytów i pewnie coś poszło nie tak, skoro ktoś wyzionął ducha na amen. Prokurator w drodze i specjalnie dla ciebie przyjedzie też twój ulubiony medyk.
– Bardzo ci dziękuję, łaskawco. – Agata przewróciła oczami, jakby kolega mógł ją zobaczyć. – A teraz wyłącz się z łaski swojej, skoro czeka denat. – Odłożyła telefon, poszła do dużego pokoju i włączyła radio. W pomieszczeniu rozległ się sygnał dźwiękowy, a po nim głos spikera:
– Drodzy radiosłuchacze, witamy was ponownie po krótkiej przerwie na reklamy. Jest sobota, godzina siódma, mamy piękny, śnieżny poranek.
– Siódma? – jęknęła Górska i podeszła do okna. Na zewnątrz znów padał śnieg, a jego duże płatki niespiesznie opadały na czapki nielicznych przechodniów, którzy podążali ulicą Odyńca w sobie tylko znanym kierunku.
– U nas w studiu prawdziwie świąteczna atmosfera, która, mam nadzieję, za chwilę udzieli się także wam. Dziś mamy dla was moc niespodzianek, a na dobry początek posłuchajmy razem piosenki, która wprawi was w odpowiedni nastrój.
Agata, wpatrzona w zamglony, biały pejzaż, wybrała numer Chudego.
– Cześć, mamy wezwanie – powiedziała bez wstępów, przesuwając opuszkami po szybie. – Podobno jesteśmy ostatnią deską ratunku, bo inni zarobieni. Ale będziesz mógł się otrzeć o wielki świat, a to już coś.
– Celebryci?
– Podobno. – Podała Adamowi adres. – Kojarzysz ten budynek?
– Taa… z grubsza.
– Mam nadzieję, że nie uczestniczyłeś w tej balandze?
– Nie. – Chudecki parsknął śmiechem. – W końcu zostaliśmy w domu, ale i tak tamta impra miała być gdzie indziej.
– Uff, to dobrze, bo inaczej Wolski odsunąłby cię od śledztwa i zostałabym z tym sama jak palec. To co, widzimy się zaraz na miejscu – bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Tylko wypiję kawę, bo nie mogę się obudzić. – Agata zakończyła rozmowę i pogłośniła radio.
– A wonderful dream of love and peace for everyone[4] – zanuciła z piosenkarką i poczuła łaskotanie na nodze. – Of living our lives in perfect harmony. – Za każdym razem, gdy stała przy oknie, Borys chciał jej towarzyszyć w oglądaniu zimowych widoków. Wzięła go na ręce i przytuliła do policzka. – A wonderful dream of joy and fun for everyone / To celebrate a life where all are free. – Wykonała kilka tanecznych ruchów i postawiła kota z powrotem na podłodze. – Postaram się kupić dziś choinkę – obiecała w drodze do łazienki.
* * *
Kinga nie spała od świtu. Rozemocjonowana popołudniowym wyjazdem, ściskała w rękach smartfon, szukając w sieci informacji na temat bożonarodzeniowego jarmarku w Wiedniu. Oglądała zdjęcia, czytała opisy i komentarze internautów, a później opadła na poduszkę i zamknęła oczy. Wyobrażała sobie, że trzyma Dawida za rękę i chodzi z nim pomiędzy stoiskami; odurzona wonią świątecznych smakołyków, podziwia dekoracje i ozdoby choinkowe, próbuje słodyczy i prażonych migdałów, pije grzane wino i kręci się na karuzeli.
Sielankowy obraz zmąciło wspomnienie czwartkowej kłótni z rodzicielką. Mówiąc Agacie o reakcji matki, Kinga minęła się z prawdą. W rzeczywistości Liliana Tomczyk wyraziła stanowczy sprzeciw wobec planów córki.
– Nie zgadzam się na tę eskapadę – oświadczyła, opierając ręce na biodrach. – Chyba kompletnie zwariowałaś, żeby wyjeżdżać nie wiadomo dokąd, z kimś, kogo prawie nie znasz.
– Mamo, niedługo skończę dziewiętnaście lat – przypomniała Kinga. – Jestem pełnoletnia, nie możesz mi zabronić. I nie jadę „nie wiadomo dokąd”, tylko do Wiednia, i z kimś, z kim spotykam się od kilku miesięcy.
– I uważasz, że wiesz o nim wszystko – zakpiła matka.
– Wszystko nie. – W głosie Kingi zabrzmiał pojednawczy ton. – Ale wystarczająco dużo, żeby mu zaufać.
– Chcemy z tatą go poznać. Dlaczego nigdy nie przyprowadziłaś go do domu?
– Mówiłam ci, że Dawid pracuje w korporacji do wieczora, a w weekendy studiuje zaocznie. Ledwo mu starcza czasu na życie prywatne. To chyba dobrze o nim świadczy, że się uczy i pracuje, prawda?
– Kinga, wiem, że nie mogę ci zabronić tego wyjazdu i nie przywiążę cię do kaloryfera, żeby cię powstrzymać, ale ty wiedz, że nie akceptuję tego pomysłu.
– Tato? – Dziewczyna spojrzała na milczącego do tej pory ojca.
– Lila… – zaczął Jerzy Tomczyk. – Chyba trzeba trochę zaufać.
– Swojej córce ufam. Nie ufam innym ludziom.
Teraz Kinga, na wspomnienie czwartkowej rozmowy i cichego piątku, posmutniała. Za nic nie zrezygnowałaby z wyprawy do Wiednia, ale nie chciała wyjeżdżać skłócona z matką. Postanowiła, że po śniadaniu jeszcze raz spróbuje ją przekonać, że może wierzyć Dawidowi. Nie było powodu do niepokoju, co rodzicielka zrozumie, gdy córka wróci w poniedziałek do domu, szczęśliwa i pełna wrażeń.
* * *
Agata zaparkowała samochód przed wejściem do budynku i na widok ochroniarza machnęła odznaką.
– Starsza aspirant Górska, wydział zabójstw – rzuciła i skierowała się do windy.
Jadąc, mimo woli zerknęła w lustro, które zajmowało jedną ścianę nowoczesnego, naszpikowanego elektroniką dźwigu, i to, co zobaczyła, niezbyt