Musimy wreszcie poświęcić dość uwagi temu, co już czujemy i wiemy, nie tylko o świecie zewnętrznych relacji z innymi ludźmi i otoczeniem, lecz także o wewnętrznym świecie naszych własnych myśli, uczuć, aspiracji, lęków, nadziei i marzeń. Niezależnie od tego, kim jesteśmy i gdzie żyjemy, wszystkich nas coś łączy. Na ogół chcemy spędzić nasze życie w spokoju, spełniać własne pragnienia, słuchać głosu twórczej inspiracji, w sensowny sposób wnieść wkład w powszechne dobro. Chcemy mieć poczucie przynależności i chcemy, żeby nas ceniono za to, kim jesteśmy, chcemy się rozwijać jako jednostki, jako rodziny oraz jako społeczeństwa, mające wspólne cele i darzące się wzajemnym szacunkiem. Chcemy żyć w stanie indywidualnej dynamicznej równowagi, która jest zdrowiem, oraz w stanie kolektywnej dynamicznej równowagi, zwanej dawniej „powszechnym dobrem”, które polega na szacunku dla różnorodności, optymalizuje naszą wzajemną kreatywność oraz sprzyja przyszłości wolnej od niekontrolowanych nieszczęść.
Mam wrażenie, że ten stan kolektywnej dynamicznej równowagi bardzo przypominałby raj albo przynajmniej wygodny dom. Takie poczucie daje prawdziwy spokój – gdy rzeczywiście możemy cieszyć się nim w swoim wnętrzu i w świecie zewnętrznym. Na tym polega też zdrowie i prawdziwe szczęście. To poczucie bycia w domu na najgłębszym możliwym poziomie. Czyż nie tego właśnie wszyscy pragniemy?
Jak na ironię taka równowaga jest w naszym zasięgu przez cały czas, osiągalna przy odrobinie wysiłku, który mimo małej skali ma znaczenie, przy czym nie ma to nic wspólnego z myśleniem życzeniowym, surową autorytarną kontrolą ani żadnym rodzajem utopii. Ta równowaga jest obecna, gdy dostrajamy się do naszego ciała, umysłu i do sił, które sprawiają, że przeżywamy kolejny dzień, kolejny rok, a mianowicie gdy zestrajamy się z naszą motywacją, naszą wizją tego, co sprawia, że warto żyć i działać. Jest obecna w niewielkich aktach życzliwości, które zdarzają się między nieznajomymi, w rodzinach, a nawet między domniemanymi wrogami w czasie wojny. Równowaga jest w naszym zasięgu, gdy oddajemy do odzysku nasze butelki i gazety, wpadamy na pomysł oszczędzania wody, współpracujemy z sąsiadami albo chronimy dzikie tereny i inne gatunki, z którymi pospołu zamieszkujemy tę samą planetę.
Jeśli nasze cierpienia wywołuje choroba autoimmunologiczna naszej własnej planety i jeśli przyczyna tej choroby pochodzi z aktywności i stanu umysłu ludzi, może warto sprawdzić, czego możemy nauczyć się z przełomowych dokonań medycyny w odniesieniu do właśnie takich dolegliwości.
Okazuje się, że w ciągu ostatnich czterdziestu lat dzięki nadzwyczajnemu rozkwitowi badań naukowych i praktyki klinicznej w obszarze nazywanym medycyną ciała i umysłu, medycyną behawioralną, psychosomatyczną lub integracyjną dowiedzieliśmy się, iż owa tajemnicza dynamiczna równowaga nazywana przez nas „zdrowiem” składa się (aby użyć tego niezgrabnego i wydumanego określenia, które w dziwaczny sposób je od siebie oddziela) zarówno z ciała, jak i umysłu i może zostać uzdrowiona i wzmocniona poprzez wyjątkowe cechy skupionej uwagi. Wszyscy bowiem mamy głęboko w swoim wnętrzu potencjał dynamicznego, pełnego energii podtrzymywania wewnętrznego spokoju i dobrego samopoczucia oraz potencjał głębokiej, wrodzonej, wszechstronnej inteligencji, która wykracza poza warstwę czysto koncepcyjną. Gdy mobilizujemy w sobie ten potencjał, oczyszczamy go i robimy z niego użytek, stajemy się znacznie zdrowsi fizycznie, emocjonalnie i duchowo. Znacznie szczęśliwsi. Nawet nasze myślenie staje się jaśniejsze i w mniejszym stopniu doskwierają nam wewnętrzne burze.
Jeśli mamy odpowiednią motywację, potencjał skupionej uwagi i inteligentnego działania można kultywować, wzmacniać i doskonalić w zakresie przekraczającym najśmielsze oczekiwania. Niestety na taką motywację zdobywamy się tylko wtedy, gdy zapadamy na śmiertelnie niebezpieczną chorobę albo gdy przeżyliśmy głęboki szok wywołujący olbrzymi ból fizyczny i psychiczny. Może się ona pojawić, jak pojawia się w życiu wielu uczestników programu MBSR w Klinice Redukcji Stresu, gdy zostają brutalnie sprowadzeni na ziemię przez to, że bez względu na zdumiewające postępy techniki sama medycyna boryka się z ogromnymi ograniczeniami, w efekcie czego zupełny powrót do zdrowia stanowi rzadkość, a terapia jest często jedynie działaniem hamującym zmiany, jeśli w ogóle istnieje skuteczna terapia w danym przypadku. Zdarza się, że nawet diagnoza dotycząca tego, co nie skutkuje, jest nieścisła i często opiera się na żałośnie niepełnej wiedzy.
Jednocześnie nie będzie przesady w stwierdzeniu, że, jak wspomniano w Przedmowie, rozwój medycyny, neuronauki i epigenetyki wskazuje na możliwość mobilizacji naszych wrodzonych zasobów, którymi dysponujemy z racji bycia ludźmi. Możliwości rozwoju, uzdrowienia i przemiany są w naszym zasięgu przez całe życie. Są wplecione w nasze chromosomy, geny i genom, w nasz mózg, ciało, wzajemne relacje i w naszą relację ze światem. Uzyskujemy do nich dostęp, wkraczając na ścieżkę tam, gdziekolwiek akurat jesteśmy, tyle że to zawsze jest tutaj, w jedynej chwili, jaką mamy do dyspozycji, a tą chwilą zawsze jest „teraz”. Wszyscy posiadamy potencjał uzdrowienia i przeobrażeń niezależnie od naszej sytuacji, od tego, czy jest przewlekła, czy dopiero ją odkryliśmy, czy wydaje nam się „dobra”, „zła” lub „paskudna”, czy budzi nadzieję, jest beznadziejna, czy jej przyczyny leżą w świecie zewnętrznym, czy wewnętrznym. Ów wewnętrzny potencjał przysługuje nam z urodzenia. Znajduje się w zasięgu ręki, przez całe życie, ponieważ nie jest w żaden sposób od nas odrębny. W samej naturze naszego gatunku leży uczenie się, rozwój, uzdrowienie i podążanie ku większej mądrości i ku większemu współczuciu.
Niemniej potencjał ten wciąż musimy odkrywać, rozwijać, używać w działaniu. To największe wyzwanie naszego życia oraz szansa, by jak najlepiej wykorzystać każdą dostępną chwilę. Z reguły te właśnie chwile przegapiamy lub wypełniamy je mniej czy bardziej zadowalającą treścią. Równie łatwo zauważyć jednak, że w życiu nie mamy do dyspozycji nic innego jak właśnie kolejne upływające chwile. Pełna obecność, gdy się wyłaniają, jest prawdziwym darem, a gdy nam się to udaje, zaczynają się dziać naprawdę interesujące rzeczy.
Wkroczenie na ścieżkę pielęgnowania zdolności uczenia się, rozwoju, uzdrowienia i przemiany pośród przypadających nam w udziale chwil jest naszym życiowym zadaniem oraz największą przygodą naszego życia. W ten sposób rozpoczyna się podróż ku zrozumieniu, kim naprawdę jesteśmy oraz ku przeżywaniu życia, jak gdyby naprawdę miało ono znaczenie. A ma. Większe, niż sądzimy. Większe, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. To znaczenie nie sprowadza się jednak do zwykłych przyjemności i poczucia spełnienia, choć mimo wszystko nasza radość, poczucie pomyślności i spełnienia z pewnością rozkwitną.
Zmobilizowanie i rozwinięcie własnego potencjału stymuluje podróż ku fizycznemu i duchowemu zdrowiu. Najważniejszą jego częścią jest umiejętność skupiania uwagi, zwłaszcza na tych aspektach życia, którym dotąd nie poświęcaliśmy jej zbyt wiele, które ignorowaliśmy od niepamiętnych czasów.
Skupienie uwagi doskonali i pogłębia zażyłość ze świadomością, cechą naszego istnienia, która wraz z językiem wyróżnia potencjał naszego gatunku w dziedzinie uczenia się i przeobrażenia, zarówno na poziomie jednostkowym, jak i zbiorowym. Rozwijamy się, zmieniamy, uczymy i stajemy się świadomi poprzez bezpośrednie ujmowanie otaczających nas rzeczy pięcioma zmysłami sprzężonymi z mocą umysłu, który buddyści uznają za kolejny samodzielny zmysł. Jesteśmy w stanie dostrzec, że każdy aspekt doświadczenia jest częścią nieskończonej sieci wzajemnych powiązań. Niektóre z nich mają ogromne znaczenie dla naszej obecnej i długofalowej pomyślności. Co prawda, wiele z tych związków może nam na razie umykać. Mogą one w tej chwili stanowić ukryty wymiar osnowy naszego życia, muszą jednak zostać odkryte. W każdym razie owe ukryte wymiary, które można nazwać nowymi poziomami