Ciemność. W obronie mroku. Sigri Sandberg. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sigri Sandberg
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-66436-42-8
Скачать книгу
pada na siatkówkę, jest niewielki, dlatego w oku nie może się skupić wiele światła naraz. Człowiek wynalazł oczywiście urządzenia wzmacniające ten niedoskonały zmysł wzroku. To zarówno aparat fotograficzny, jak i teleskop: ich otwory są większe niż w naszych oczach, skupiają światło za pomocą luster i soczewek, tak by pasowało do ludzkiego wzroku. Dzięki temu możemy zobaczyć więcej, niż pozwala nam nasza anatomia, możemy nawet spojrzeć daleko, daleko w przestrzeń kosmiczną – jeśli tylko na Ziemi jest wystarczająco ciemno.

      To, że w astronomicznym sensie nie ma czegoś takiego jak ciemność, to podstawowa wiedza. Ciekawostka. Staram się ją przyswoić. Sprawdzam, czy mnie pocieszy, pomoże. Ale w żaden sposób nie potrafię uwierzyć, że ciemności tak naprawdę nie ma. Bo jaką to robi różnicę małemu, źle skonstruowanemu człowiekowi, czy ciemność jest realna czy tylko postrzegana? I co z czarnymi dziurami, czarną materią, nocnym niebem i światłem, które mu zagraża? Jestem już taka zmęczona. Nie potrafię się niczym przejmować. Jestem taka malutka i zmęczona swoim przerażeniem.

      Podchodzę do zachodniego okna, tam jest najlepszy zasięg, dzwonię do męża. Mówię, że się boję.

      Odpowiada, że nie ma się czego bać. Mówię, że te słowa troszeczkę pomagają.

      Pytam, czy może zaśpiewać mi kołysankę. Śpiewa.

      Christiane

      Christiane Ritter to dama z wyższych sfer. Chociaż nastał już jasny wieczór w królestwie dnia polarnego, nadal ma na sobie płaszcz i kapelusz. Pierwszego wieczora w domku przyznaje, że nie ma pojęcia, jak wejść do śpiwora.

      „Mąż uprzejmie zdejmuje ze mnie kapelusz i płaszcz, następnie po prostu podnosi mnie i wkłada do śpiwora, po czym zawija w niego jak roladę”. Całą noc jest jasno. Albo szaro. Jedyne, co Christiane widzi, to mgła. I kamienie: „Kamień na kamieniu, widzę kamienie zarówno na jawie, jak i we śnie. Dostanę od nich rozstroju nerwowego, czuję to. Skalista kraina, całkowita gigantyczna jałowość, będzie mi towarzyszyć przez resztę życia jak zły sen”.

      Domek, w którym mieszka, został zbudowany przez grupę traperów legendarnego zimownika Hilmara Nøisa w 1928 roku. Mąż Christiane i jego towarzysz polowań Karl Nikolaisen stawiają dla niej tej jesieni dobudówkę o powierzchni kilku metrów kwadratowych – to buduar, który obiecał jej Hermann.

      Karl, który pochodzi z Nordlandu, sądzi, że to się źle skończy. Jest pewien, że dama z miasta z dalekiego południa Europy oszaleje z samotności. Oszaleje z powodu ciemności, burz, mężczyzn i mieszkania w małym domku.

      Ale stopniowo mgła się rozwiewa. Mężczyźni wychodzą na polowania, naprawiają pułapki na lisy, polują na pardwy. Trzeba zrobić zapasy, nim zapadnie noc polarna. Christiane zakochuje się w otwartej przestrzeni, w lodowcu zanurzonym w morzu, w ciszy, w świeżym śniegu pokrywającym otoczenie. Ich domek nazwano Przylądkiem Odpoczynku. To jedno z najpiękniejszych imion dla domku myśliwskiego, jakie słyszałam. A raczej najpiękniejsze. Przylądek Odpoczynku. Aż w końcu do Gråhuken przychodzą jesień i zmierzch.

      Noc polarna i górnik

      Kiedy słońce nie wschodzi ani nie zachodzi, kiedy cała jego droga przebiega poniżej horyzontu, zapada noc polarna. Jesteś więc na północ od północnego koła podbiegunowego lub na południe od południowego. Koła podbiegunowe to umowne niezupełnie statyczne okręgi wokół globu – równoległe do równika. Noc polarna przenika czasem bardziej na południe ze względu na wysokie góry i wąskie doliny. Do Rjukan w Telemarku na przykład słońce nie dociera w środku zimy. Gdy Rjukan było miastem przemysłowym, zbudowano tam kolejkę linową na górę, by robotnicy mogli zobaczyć światło i niebo nawet w Boże Narodzenie. Teraz miasto zalane jest sztucznym światłem, z lustrem słonecznym w samym centrum. W głębi fiordu Sognefjorden, w wiosce Kroken w Lustrafjorden, słońca brakuje przez osiem tygodni w okolicach Bożego Narodzenia.

      Na Svalbardzie w środku zimy jest zupełnie ciemno. Nie mają tam półmroku. Nie ma błękitnej godziny. Nie ma szarówki. W środku dnia jest tak samo ciemno jak o północy. Słońce jest ponad sześć stopni poniżej horyzontu także w południe. Nazywają to nocą polarną. W Longyearbyen trwa ona około ośmiu tygodni.

      W czasie mojej pierwszej zimy tam, na górze, byłam przede wszystkim zafascynowana. Miasto było oczywiście oświetlone, ale dookoła panowała niewiarygodna ciemność.

      Wiadomo, że w takim miejscu, w czasie tak długiej nocy, sztuczne światło jest potrzebne. Dla przyjemności i bezpieczeństwa, no i do pracy.

      Tej pierwszej zimy na północy było fajnie. A także w kolejne zimy. Za trzecim razem kupiłam lampę z dziennym światłem, dzięki której miałam być mniej senna, co pozwoliło mi trochę popracować. Wreszcie w czasie szóstej, siódmej i ósmej podróży przestało być fajnie. Spałam i spałam.

      Svein Jonny Albrigtsen to górnik, z którym przeprowadziłam wywiad podczas jednej z takich nocy polarnych. Zamieszkał na Svalbardzie w 1974 roku, a więc przed moim urodzeniem, i pracuje w kopalni od trzydziestu lat. W ostatnich latach codziennie o 6.15 jeździ autobusem z Longyearbyen do Kopalni 7, która leży dobre dziesięć kilometrów za miastem, w głębi góry. Pracuje w czarnym chodniku i wraca do domu około szesnastej. Nie widuje światła, nawet gdy dzień wraca do miasta w lutym. Powiedział mi, że jest bardziej zmęczony, gdy jest zupełnie ciemno, ale że kiedyś, gdy nie było tak dużo sztucznego światła ani latarni, noce polarne były jeszcze ciemniejsze. Nie było tu wtedy samolotów. Ostatni prom wypływał w październiku i całą zimę Svalbard był odizolowany. Wtedy Svein znał wszystkich w mieście, teraz już tak nie jest.

      Ale bać się? Nie, nigdy się nie bał.

      – Dopóki lampa świeci, wszystko jest dobrze – mówi.

      Albrigtsen opowiada o innych, którzy mieli problemy. Nie potrafili zasnąć, kiedy noc nie różniła się od dnia.

      Jest wiele takich historii o ludziach, którzy nie potrafili funkcjonować w wiecznej ciemności. Ktoś miał przyjść do pracy o ósmej, ale przyszedł dopiero o czternastej, następnego dnia o szesnastej, potem nie mógł zasnąć aż do kolejnego dnia i wszystko się posypało. Tacy ludzie, którzy nie potrafią opanować ciemności, szybko wynoszą się na południe.

      Pamiętam, że spotkałam kiedyś turystów, którzy spontanicznie wybrali się na wycieczkę z Oslo na Svalbard w grudniu. Siedzieli w pubie w piątkowy wieczór i rozmawiali o planach na następny poranek, gdy zrobi się jasno. Nie wierzyli nam, kiedy mówiliśmy, że jeszcze długo pozostanie ciemno. Śmiali się z tego.

      Stacja Finse świeci

      W ten poniedziałek w Finse robi się coraz ciemniej. Widzę to, czuję. Wychodzę za domek za potrzebą. Zwykle załatwiamy to tutaj. Nie używam latarki czołowej. Czasem się przydaje, ale promień światła jest bardzo ograniczony i im lepiej widzisz to, co oświetlasz, tym gorzej widzisz otoczenie, krajobraz, niebo. Czołówki stały się o wiele mocniejsze w ostatnich latach. Gdy spotykasz kogoś z taką lampką, biegając na nartach, może to mocno ograniczyć twoje widzenie, i to na dłuższy czas.

      Próbuję jak kot przyzwyczaić oczy do ciemności. Ludzie to gatunek o bardzo słabym widzeniu w nocy. Koty mają kąt widzenia 285 stopni i bardzo dobrze widzą w nocy. Mitem jest jednak, że mogą widzieć w totalnej ciemności – wtedy polegają na innych zmysłach, na słuchu, węchu i czułych wibrysach.

      Nie widzę stąd stacji Finse, ale chmura nad wzniesieniem za domkiem jest nieco bardziej żółta niż reszta nieba. Chociaż hotel i schronisko są zamknięte, a stacja pomimo dużych protestów od niedawna nie ma obsługi, to jednak świeci całą dobę przez cały rok.

      Poza tym mimo śniegu nie widzę za dużo. Ledwie zarys gór. Kamieni nie widać