Ciemność. W obronie mroku. Sigri Sandberg. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sigri Sandberg
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-66436-42-8
Скачать книгу
nazywane jest „południową Arktyką”: temperatura i krajobraz są podobne. Wiatr i zimy są podobne. Nie ma tu drzew. Średnia roczna temperatura jest ujemna. Tu przyjeżdżali dawni bohaterowie. Brytyjski polarnik Ernest Shackleton przygotowywał się tu do swoich długich, trudnych ekspedycji. Fridtjof Nansen był tu nieco później. A w domu Roalda Amundsena znaleźć można zdjęcia zarówno jeziora Finsevatnet, jak i lodowca Hardangerjøkulen. Finse to miejsce o dość krótkiej historii, trochę jak Svalbard. Pierwsza mała społeczność pojawiła się tu podczas budowy linii kolejowej Bergensbanen otwartej w 1909 roku.

      Robotnicy kolejowi przybywali tu z nizin, ubiegali się o pracę i mieszkali w małych barakach, wysoko w górach, budując linię kolejową ze wschodu na zachód długą na 492 kilometry. W głębi najczarniejszej góry drążyli tunele, używając dynamitu i siły własnych rąk. Projekt był szczytem możliwości ówczesnej wiedzy i technologii budowlanej, a praca ciężka. W kurzu, błocie i ciemności, w śniegu, burzach i ulewach.

      Bergensbanen nazywano trudnym, wymagającym i ogromnym projektem, który kosztował tyle co cały ówczesny roczny budżet państwa: 52,5 miliona koron. „Wielkie dzieło naszych czasów”, tak nazwał tę linię król Haakon, otwierając ją w listopadzie 1909 roku. Dzięki niej można było przedostać się z Oslo do Bergen w 15 godzin. Lub wysiąść wysoko w górach. Zameldować się w dobrym hotelu.

      Tym razem wysiadam tylko ja. Przy stacji kolejowej nadal działa hotel. Kilkaset metrów dalej stoi duże schronisko górskie. Wszystko jest teraz zamknięte. To nie sezon. Wieje.

      Rozpalam w piecu i zaczynam się bać

      Wkładam narty i gogle i zmierzam w kierunku domku. Bagaż ciągnę za sobą na saniach. Mam tam dość jedzenia i innych zapasów na kilka samotnych dni. Jak wspomniałam wcześniej, do Finse nie prowadzi żadna droga, najbliższy sklep jest kilkadziesiąt kilometrów stąd. Po przejściu trzech kilometrów w świeżym śniegu i przy lekkim wietrze widzę domek. Wsadzam klucz do zamka.

      Wypakowuję się, w domku jest zimno, rozpalam w piecu. Wyglądam przez okno na płaskowyż, skute lodem jezioro, które owiewa wietrzyk. Zbliża się trzecia. Już niewiele czasu pozostało do zmroku. Domek jest lepszy i większy niż ten, o którym pisała Christiane Ritter, prawie pięć razy większy. Piec też jest lepszy: ma nawet szklane drzwiczki, więc mogę zobaczyć płomienie, dają dobre żółte światło.

      Nie wiem, czy żałuję. Tak, żałuję. Bo chociaż podjęłam się tego z własnej woli, teraz boję się momentu, w którym zrobi się ciemno, boję się tak bardzo, że czuję to głęboko w sercu i w całym ciele, nawet w stopach. To wręcz boli. Wiem, że ciemność mnie przykryje, nie otuli, tylko przydusi. Wiem, że rozległe powierzchnie okien staną się czarne, krajobraz zniknie, wiem, że stanę się wtedy cięższa. Czuję to w całej sobie, a znam siebie dobrze.

      Dlatego już dziś, pierwszej nocy, opracowuję rytuał. Siedzę i czekam, aż przyjdzie. Pozwalam ciału się uspokoić, siadam o zmierzchu, szydełkuję, wyglądam przez okno. Błękitna godzina mnie otacza. Nie włączam żadnego światła, nie zapalam żadnego ognia poza piecem, bo gdybym to zrobiła, ciemność za oknem stałaby się jeszcze czarniejsza. Może to próba zaproszenia ciemności do środka, aby nie była dla mnie tak surowa.

      Wiem, że najgorszy moment dopiero nadejdzie, gdy położę się i zamknę oczy, próbując zasnąć. Gdy będę musiała zrezygnować z kontroli. Nie boję się wilka, zjawy czy niedźwiedzia polarnego. Czego więc się boję?

      Chcę napisać ci o ciemności.

      Bałam się ciemności od dzieciństwa, kiedy byłam starszą siostrą obarczoną odpowiedzialnością za gromadkę młodszego rodzeństwa.

      – Pamiętajcie, żeby zamknąć obie pary drzwi – mówiłam do rodziców po tym, jak zaśpiewali mi kołysankę. Każdego dnia przypominałam im o zamknięciu drzwi.

      Aby nikt nie przyszedł. Z ciemności.

      Słowo ciemność i kulturowy podział

      Dla mnie słowo ciemność łączy się ze swoistym wstrząsem. Ze straszliwym wstrząsem głęboko w środku. Kojarzy się z żalem i chorobą, z nocą i czernią – i z moim własnym lękiem przed ciemnością.

      Ciemność to negatywne słowo, ciężkie i smutne, ciągnie za sobą w dół inne słowa: typ spod ciemnej gwiazdy. Ciemny okres życia, historii. Grobowe ciemności. Ciemna masa. Ciemna przyszłość i przeszłość. Wieki ciemne. Zwykle trzeba zapalić światło, by wszystko już było w porządku, w wierszach i piosenkach, w literaturze i życiu. Często zostawiałam uchylone drzwi, by światło z korytarza wpadało do sypialni.

      Ludzie od zawsze walczyli z wewnętrzną i zewnętrzną ciemnością. Była wrogiem tak jak mróz, czymś niebezpiecznym – a światło z definicji było dobre. Według mitologii greckiej ogień ukradziono bogom. Po tym, jak stworzone zwierzęta otrzymały wszystkie dobre cechy, bóg Prometeusz ukradł ogień i dał go ludzkości na pocieszenie. Bóg nad bogami, Zeus, wściekł się i stworzył kobietę, aby ukarać człowieka.

      Od tej pory ludzie starali się zdobyć więcej światła. W zachodnim myśleniu światło kojarzone było z prawdą, wiedzą i zdolnością widzenia. Światło oznaczało życie i dobro, ciemność zaś – śmierć i zło. W tekstach religijnych sprzed wielu tysięcy lat czytamy o bogach słońca i o ciemnych zimnych krainach śmierci. Podział na jasne niebo i mroczne piekło utrzymał się zarówno w subkulturach, jak i w kulturze popularnej. Światło jest bezpieczeństwem, w świetle ciemne moce tracą siłę, a trolle zamieniają się w kamień, który pęka.

      Czy ten kulturowy podział utrudnił nam dostrzeżenie, że ciemność może być także ciepła, może być dobra? Dopiero teraz, w ostatniej sekundzie historii człowieka, ktoś odważył się powiedzieć, że… hm, może ciemność również jest ważna. Może trochę. Ważna. Dla wielu.

      Urodziłam się w 1975 roku, więc zarówno moje pokolenie, jak i poprzednie dorastały w świetle elektrycznym. W moim życiu nie było właściwie mroku poza miejscami daleko za miastem i wsią. Może dlatego boję się ciemności? Może dlatego nie myślałam wcześniej o tym, co tracimy?

      Teraz pozwólcie, że spróbuję zdefiniować ciemność bardziej naukowo i konkretnie.

      Bo czymże jest ciemność

      Gdy słońce zejdzie poniżej 18 stopnia pod horyzontem, zapada astronomiczna ciemność. Jednak ze względu na zanieczyszczenie świetlne na świecie ciemności można doświadczyć jedynie na pustkowiu w górach, na pustyni lub na pełnym morzu. Amerykańska baza naukowa na biegunie południowym w końcu czerwca jest prawdopodobnie najciemniejszym zamieszkanym przez ludzi miejscem na Ziemi. Teoretycznie. Gdyby wyłączono tam wszystkie światła. I gdyby nie było tyle śniegu.

      Aby poznać ciemność, musimy najpierw zrozumieć światło. Astrofizyka definiuje wszak ciemność jako nieobecność światła. W kosmosie odległości między obiektami mogą być niewyobrażalnie wielkie, rozproszenie światła między jego źródłem a nami niemal nie następuje, fizycy mówią więc, że ciemność jest nieobecnością światła w tym kierunku, w którym patrzysz.

      Ciemność można więc zdefiniować jako postrzeganą nieobecność światła.

      Bo tym w istocie jest: niewielkie ilości światła rozproszone są w całym wszechświecie – tylko nasze oczy nie są zdolne go dostrzec ze względu na swoją niedoskonałą budowę. Ludzie mogą zobaczyć światło, które jest w istocie falami elektromagnetycznymi, kiedy odległość między falami wynosi między 400 a 700 nanometrów (jeden nanometr to jedna miliardowa metra). Ciepłe żółtoczerwone światło ma większą odległość między falami