Sebastian Bergman. Michael Hjorth. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Michael Hjorth
Издательство: PDW
Серия: Czarna Seria
Жанр произведения: Криминальные боевики
Год издания: 0
isbn: 9788380153110
Скачать книгу
dwie funkcje. Jest środkiem ostrożności: jeśli odzyskają przytomność, nie będą w stanie go zidentyfikować.

      – To znaczy, że go znają? – włączyła się Vanja.

      – Niekoniecznie, poza tym równie dobrze może chodzić o poczucie winy. On musiał je odczłowieczyć. Pozbawić twarzy. Dosłownie.

      – Czy wiemy, że Ida Riitala była pierwszą ofiarą? – spytał Billy.

      – Data stanowi pewną wskazówkę – odparł Sebastian cierpko i wyobraził sobie, jak nagroda za najgłupsze pytanie spotkania przechodzi z rąk Torkela do Billy’ego.

      – Może istnieć ciemna liczba: kobiety, które nie chciały albo nie miały odwagi tego zgłosić – bronił się Billy ze wzrokiem przekornie utkwionym w Sebastianie.

      – To rzadko spotykane przy napaściach na tle seksualnym – zaoponował Sebastian, choć musiał niechętnie przyznać, że w słowach Billy’ego coś jest. Torkel zachował nagrodę.

      – Na razie koncentrujemy się na Idzie – zarządziła Anne-Lie. – Na konferencji prasowej dziś wieczorem poprosimy ewentualne ofiary, żeby się zgłaszały, i zobaczymy, co dalej.

      Wstała, jakby chciała zaznaczyć, że spotkanie dobiegło końca.

      – Czy wracając do domu, Ida mijała jakieś kamery? – zapytał Billy, zbierając materiały, które miał przed sobą.

      – Były ze dwie, ale żadna bezpośrednio nie sąsiadowała z miejscem ataku – odparł Carlos.

      – Mogę dostać nagrania?

      – Oczywiście.

      – Jeżeli ofiary coś łączy, chcę o tym wiedzieć przed konferencją prasową – oznajmiła Anne-Lie.

      Wszyscy skinęli głowami i spotkanie ostatecznie się zakończyło. Vanja wstała i pierwsza wyszła z pokoju, nie posławszy ani jednego spojrzenia Sebastianowi. Po drodze na swoje miejsce Sebastian spojrzał przelotnie na Anne-Lie. Skinęła mu głową i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Ucieszyło go, że został doceniony, ale to nie o jej uznanie walczył.

      Była ofiarą.

      Ta myśl uderzyła Sebastiana, jak tylko Ida otworzyła drzwi na tyle, na ile pozwalał łańcuszek, a on i Ursula podstawili legitymacje pod wizjer. Nie czuła się dobrze i nie życzyła sobie ich obecności, a przynajmniej jego. Uświadomił to sobie, gdy niechętnie wprowadziła ich do salonu w dusznym mieszkaniu. Usiedli obok siebie na sofie, a Ida pozostała w pozycji stojącej, blisko drzwi, jakby była gotowa uciec w razie najmniejszego niebezpieczeństwa. Sebastian widział, jak nerwowo skręca w palcach kosmyk włosów zwisający prosto i ciężko wzdłuż policzka, a jednocześnie przygryza wargę. Coś się zepsuło w tej chudej kobiecie o zapadniętych oczach tamtej nocy na Starym Cmentarzu. Rana się nie zasklepiła, nie nastąpiła poprawa.

      – Nie chce pani usiąść? – zapytała przyjaźnie Ursula i skinęła głową w kierunku fotela przy oknie.

      Ida pokręciła głową.

      – Dobrze mi się tu stoi. W jakiej sprawie państwo przyszli?

      – Zna pani Rebeccę Alm?

      Ida bezgłośnie pokręciła głową.

      – Nigdy pani nie spotkała tej kobiety? – kontynuowała Ursula, położyła zdjęcie na stole i delikatnie pchnęła je w kierunku Idy.

      Ta zrobiła krok do przodu i spojrzała, nie biorąc go nawet do ręki. Ponownie pokręciła głową.

      – Nie, nie wiem, kto to jest. – Podniosła wzrok znad zdjęcia i spojrzała prosto na Ursulę. – Dlaczego mnie o to pytacie?

      – Spotkało ją to samo co panią – wtrącił się Sebastian, zanim Ursula zdążyła odpowiedzieć. – W Gävle – dodał w nadziei, że Ida poczuje się bezpieczniej, kiedy usłyszy, że człowiek, który zrobił jej krzywdę, zmienił miejsce i dzieli ich kilkanaście kilometrów. Nie trzeba było mówić nic więcej, opowiadać wszystkiego. Nie potrzebowała informacji, że atak tym razem zakończył się śmiercią i że doszło do niego w mieszkaniu ofiary. Mogłoby to odebrać jej jedyne miejsce, w którym czuła się bezpiecznie. Własny dom. Tylko godziny dzieliły ich od chwili, kiedy prasa pozna związek między napaściami a śmiercią Rebekki, ale Sebastian czuł, że izolacja Idy obejmuje nawet serwisy informacyjne i internet. W najlepszym wypadku nawet się nie dowie.

      Ida tylko skinęła głową. Nie zadawała żadnych pytań, nie zastanawiała się, jak, kiedy i dlaczego, nie chciała wiedzieć, czy wpadli na jakiś trop.

      Zapadła kilkusekundowa cisza.

      Jest ofiarą, pomyślał znowu. Wokół całej jej postaci unosiła się aura szoku i chaosu. Ursula zabrała z powrotem zdjęcie i wstała.

      – Czyli nigdy przedtem jej pani nie widziała?

      Ida znów pokręciła głową. Ursula zrobiła krok wokół stolika i spojrzała na Sebastiana. Poczuła, że powinni się zbierać.

      – Ktoś pani pomaga? – spytał łagodnie Sebastian, nie ruszając się z miejsca. – Po tym, co się stało.

      – Jak to?

      – Po tak wstrząsającym wydarzeniu człowiek przestaje żyć jak przedtem. Zdarza się, że potrzebuje pomocy w dojściu do siebie. Kogoś do rozmowy.

      – Modlę się.

      – Kogoś oprócz Boga.

      Ida spojrzała mu w oczy po raz pierwszy od ich przyjścia.

      – Nie wierzy pan, że On jest w stanie pomóc?

      Sebastian nie odpowiedział wprost. Nie wierzył w żadną siłę wyższą. Był jednak przekonany, że wiara i religia mogą dać poczucie przynależności do wspólnoty, przekonać, że istnieje coś potężniejszego – pewien sens, porządek. Wiara w coś takiego naprawdę mogła pomóc w wielu sytuacjach, on jednak miał równie silne przekonanie, że młoda kobieta po ciężkiej traumie potrzebuje czegoś innego, czegoś więcej.

      – Uważam, że Jego zdolność do pomocy na co dzień jest cokolwiek ograniczona.

      – Nie wierzy pan w Boga i Jezusa – zawyrokowała Ida i zabrzmiało to tak, jakby już wyrobiła sobie o nim zdanie i ustaliła, jakim jest typem człowieka.

      – Moi rodzice wierzyli – odparł zgodnie z prawdą, próbując mimo wszystko nawiązać z nią jakąś więź.

      – Ale pan nie. – Ida obstawała przy swoim. – Dlatego pan nie rozumie, w jaki sposób pomaga, jeśli tylko mu zaufamy.

      To była prawda. Nie rozumiał.

      Nigdy.

      A tym bardziej nie okazywał zaufania.

      Zamiast tego większą część okresu dorastania poświęcił na walkę ze wszystkim, w co wierzyli i co reprezentowali jego rodzice. W końcu nie tylko oni poczuli się zmęczeni jego buntowniczym brakiem zainteresowania i aktywnym dystansowaniem się od nich. Matka mu to wypomniała podczas ich ostatniego spotkania.

      „Bóg cię opuścił, Sebastianie”.

      „Odjął od ciebie swoją rękę”.

      Jeśli tak było w istocie, sporo by to tłumaczyło. Sebastian nie zamierzał jednak zostać jednym z tych, którzy w obliczu trudności życiowych zaczynają się zapoznawać z rozmaitymi wspólnotami i teoriami, szukając odpowiedzi. Możliwość zrzucenia winy za wszystko na kogoś lub na coś byłaby wygodna. Nie musiałby się czuć w pełni odpowiedzialny za to, że nie mógł zatrzymać przy sobie swojej córki, nie potrafił jej uratować. Mógłby powiedzieć, że