Idee zakłócają płaszczyznę życia.
29/07/48
…Co to znaczy w młodym wieku otworzyć nagle oczy na udręki życia, na jego ponaglenia?
To znaczy usłyszeć pewnego dnia echo głosu tych, którzy idą inną drogą, to chwiejnym krokiem wynurzyć się z dżungli i runąć w otchłań:
To znaczy także być ślepym na pomyłki buntowników, to tęsknić w udręce całym sobą do wszystkiego, co przeciwne dziecięcemu życiu.
To porywczość, dziki entuzjazm, zalewany falami niezadowolenia z samej siebie. To okrutna świadomość własnej arogancji…
To poczucie upokorzenia przy każdym przejęzyczeniu, bezsenne noce spędzone na przygotowywaniu się do jutrzejszych rozmów i zadręczaniu się tymi, które odbyły się wczoraj… to pochylona głowa, twarz ukryta w dłoniach… to „mój boże, mój boże”… (małą literą, oczywiście, bo boga nie ma).
To ochłodzenie uczuć do własnej rodziny i wszystkich idoli dzieciństwa… To kłamanie… uraza, a potem nienawiść.
To narodziny cynizmu, krytyczne podejście do każdej myśli, każdego słowa i działania. („Ach, być całkowicie, absolutnie szczerym!”) To zawzięte i nieustanne podważanie przyczyn…
To odkrycie, że katalizatorem i [W tym miejscu wpis się urywa].
19/08/48
To, co dawniej zdawało mi się miażdżącym jarzmem, postanowiło mnie zaskoczyć i nagle spadło mi pod stopy, stając się ciężarem, który muszę z trudem za sobą wlec. Jakże chciałabym się poddać! Jak łatwo przyszłoby mi przekonać samą siebie o słuszności drogi życiowej moich rodziców. Gdybym przez rok spotykała się wyłącznie z nimi i ich przyjaciółmi, przestałabym się opierać – poddałabym się? Czy moja „inteligencja” musi się regularnie kąpać w ożywczym strumieniu niezadowolenia innych ludzi, w przeciwnym razie zamiera? Gdybym tylko mogła wytrwać w swoich postanowieniach! Czuję bowiem, że się waham, walczę z myślami – czasem nawet sądzę, że jestem gotowa studiować na jakiejś tutejszej uczelni.
Nieustannie myślę o matce – jest taka piękna, ma tak gładką skórę, tak bardzo mnie kocha. Przypominam sobie, jak pewnej nocy leżała, wstrząsana spazmami szlochu – nie chciała, żeby usłyszał ją tata, który był w drugim pokoju, a każdej fali jej łez towarzyszyło jakby głuche czknięcie – ludzie przez swą tchórzliwość wchodzą w jałowe związki czy raczej pozwalają się w nie wciągać, poddając się biernie sile konwencji – jakże obmierzłe, straszne, nędzne życie prowadzą –
Jak ja mogę ją skrzywdzić, tę pokonaną, nigdy niestawiającą oporu kobietę?
Co zrobić, by się wzmocnić, by odnaleźć w sobie okrucieństwo?
1/09/48
Co oznacza wyrażenie „być na gazie”?
Góra wyrzucona z procy.
Jak najszybciej przeczytać Elegie duinejskie [Rilkego] w przekładzie [Stephena] Spendera.
Znów zanurzam się w Gidzie – co za jasność i precyzja! W rzeczywistości jednak fenomenalny jest sam Gide – jego proza wydaje się mało znacząca, podczas gdy Czarodziejska góra [Manna] to książka na całe życie.
Wiem to na pewno! Czarodziejska góra jest najdoskonalszą powieścią, jaką czytałam. Nie da się z niczym porównać niesłabnącej rozkoszy, którą odczuwam, obcując z tym dziełem. Jednak po emocje w czystej postaci, fizyczną przyjemność, poczucie bezdechu i bezdusznie uciekającego życia – prędzej, prędzej – po świadomość życia – nie, inaczej: świadomość bycia żywą – sięgnęłabym po Jana Krzysztofa [Romaina Rollanda] – Ale tę książkę powinno się czytać tylko raz.
***
…„Chciałbym sobie na takie zasłużyć wspomnienie: «Grzeszył diabelsko, lecz jego książki są w cenie»”.
Hilaire Belloc
***
Na całe popołudnie zanurzyłam się w Gidzie i słuchałam nagrania Don Giovanniego [Mozarta] (wykonanie z festiwalu w Glyndebourne) pod dyrekcją [Fritza] Buscha. Kilka arii – tak słodkich, że dusza przy nich wzlatuje! – nastawiałam kilkakrotnie raz za razem (Mi tradi quell’alma ingrata i Fuggi, crudele, fuggi). Gdybym mogła ich słuchać nieustannie, jak śmiałą i pogodną osobą bym była!
Wieczór roztrwoniłam z Natem [Nathanem Sontagiem, ojczymem S.S.]. Dał mi lekcję jazdy samochodem, a potem poszłam z nim na film przygodowy w technikolorze i udawałam, że się dobrze bawię.
Po napisaniu ostatniego zdania przeczytałam je ponownie i postanowiłam skreślić. Ostatecznie jednak zdecydowałam, że tego nie zrobię. – Nic bym nie zyskała na notowaniu tylko przyjemnych wydarzeń – (Zresztą i tak jest ich za mało!) Odnotowuję więc, jak bezsensownie zmarnowałam czas dzisiaj, aby sobie nie pobłażać i nie narazić na szwank jutra.
2/09/48
Pełna łez dyskusja z Mildred [Mildred Sontag z domu Jacobson, matka S.S.] – niech to szlag! Powiedziała: „Powinnaś się bardzo cieszyć, że wyszłam za Nata. Inaczej na pewno nie jechałabyś do Chicago, o nie! Wiedz, że jestem bardzo niezadowolona z twojego wyjazdu, ale czuję, że muszę ci to wszystko jakoś wynagrodzić”.
Może powinnam się cieszyć!!!
10/09/48
[Wpis wraz z datą zanotowany na wewnętrznej stronie okładki drugiego tomu Dzienników André Gide’a należącego do S.S.].
Skończyłam czytać tę książkę o 2.30 tego samego dnia, w którym ją kupiłam –
Powinnam była ją czytać znacznie dłużej i będę musiała w przyszłości powtórzyć tę lekturę wielokrotnie – Gide i ja tak znakomicie pasujemy do siebie pod względem intelektualnym, że przy każdym zdaniu,