Ale czy polityka naprawdę będzie dobra dlatego, że jej fundamentem stanie się dobry model kultury? Czy demokratyczna polityka w ogóle powinna opierać się na kulturze i do niej się odwoływać? Powodów, aby ze sceptycyzmem się nad tym zastanowić, jest aż nadto. Na przykład w retoryce ówczesnego serbskiego reżimu pojawił się nowy typ odniesień kulturowych. Po zakończeniu wojny w Bośni reżim ten coraz częściej szukał swojej kulturowej legitymacji (którą w poprzednim okresie było odwoływanie się do świętości i tradycji narodowych i ożywianie nacjonalistycznych mitów) w deklaratywnym wiązaniu się z modelami kultury humanistycznej, a nawet antynacjonalistycznej. Tak oto w retoryce reżimowych mediów równolegle z językiem nienawiści pojawiły się moralistyczne i pacyfistyczne tony7.
Zamiast szukać prawdziwej kultury dla prawdziwej polityki, może należałoby najpierw uznać, że wartości kultury, podobnie jak prawdy wiary, nie stanowią mocnego fundamentu demokratycznie rozumianej polityki. Zamiast polityki, której gwarancją jest kultura, polityki w imię kultury (a także tej w imię Boga), potrzebna jest kultura polityki, kultura zajmowania się sprawami publicznymi polis, przyzwyczajanie obywateli do przejmowania odpowiedzialności za działalność polityczną. Trzeba obalić stereotyp polityki, rozpowszechniony głównie wśród intelektualistów, według którego jest ona kontynuowaniem kultury innymi metodami, polem honoru i chwały zarezerwowanym tylko dla wybranych synów narodu, będących jednocześnie jego poetami, uzdrowicielami i wodzami.
Polityka ma jednak własną rację bytu. Niektóre rzeczy należy zrobić właśnie w imię polityki.
NARODOWE ŚWIĘTOŚCI I TOLERANCJA
W ostatnich czasach w Serbii często mówi się o świętościach narodowych. Niekiedy chodzi wówczas o sprawy narodu, a słowo „świętość” i inne słowa pochodzące z religii (świątynia, ołtarz, chrzest) stosowane są tylko retorycznie, jako figury uwypuklające niepodważalne znaczenie jakiejś narodowej wartości, osiągnięć kulturalnych lub politycznych. Można więc napotkać wyrażenia „świątynia nauki”, „święta wolność”, których sens – albo lepiej powiedzieć, znaczenie – nie zmieni się, jeżeli w miejsce metafor pochodzenia religijnego użyje się innych, jeżeli zamiast „świątynia nauki” powie się „dom nauki”, zamiast „święta wolność” – „złota wolność”.
W innych wypadkach, dla nas tutaj bardziej interesujących, świętości narodowe i podobne określenia, używane wtedy, gdy o sprawach narodowych mówi się językiem religii, nie tylko są środkami retoryki politycznej, które bez istotnych zmian mogą być zastąpione elementami innego pochodzenia, ale także, nie tracąc podstawowego znaczenia religijnego, zachowują specyficzną konfigurację i skuteczność języka religii. Świętości narodowe znajdują się wówczas w centrum zbiorowej komunikacji symbolicznej, w której i mówiący, i ich słowa, i sprawy, o jakich się mówi, otrzymują ów tajemniczy i zarazem zrozumiały sam przez się sens przynależny świętym sprawom religii. Między uczestnikami tej komunikacji i – również – między nimi a tym, co narodowe, nawiązuje się szczególna relacja, która, choć przejawia się w formach niezależnych od religii w wąskim sensie, odpowiada antropologicznym i teologicznym opisom zjawiska sakralnego albo cudownego. Toteż niekiedy wydaje się, że świętości narodowe mogłyby być świętościami w pełnym słowa znaczeniu, mimo iż pojawiają się extra ecclesiam.
Jedną z często przywoływanych dziś w Serbii świętości jest serbski język. Stał się on przedmiotem prawdziwego kultu. Przypisuje mu się rolę fundamentu narodu, strażnika tożsamości narodowej – jako że ponoć ząb czasu się go nie ima, że potrafi stawić opór przemianom historycznym – nazywa serbską cerkwią narodową. Rozpowszechnia się przekonanie, że w języku zawiera się byt narodu w postaci danej mu przez Boga, a więc to w języku serbskim trwa byt serbskiego narodu. Jednocześnie ci, którzy co rychlej za alfę i omegę zbiorowego istnienia uznali język, ostrzegają, że z trudem i niechętnie odkrywa on tajemnicę zbiorowego bytu, że odsłania ją tylko częściowo, poprzez poetów, zwanych niekiedy „kapłanami języka”. Narodowa poezja, niby jakaś religia, która odczytuje i tłumaczy wiernym boże znaki i przykazania, otrzymała zadanie nasłuchiwania i przekazywania narodowi świętych i tajemnych przesłań języka narodowego. W prasowej zapowiedzi audycji telewizyjnej o poezji napisano: „Poetycki metronom zawsze najprecyzyjniej wystukiwał duchowy rytm etnosu, a zarazem miał moc aktywizowania genu nagromadzonych przez wieki przekazów, zebrania ich w jedno i ofiarowania własnemu narodowi, aby mu służyły jako drogowskaz w trudnych czasach” („Politika”, 3.06.1988).
Choćby jednak ów drogowskaz był nie wiadomo jak dobry, słowa poezji zaledwie zwiastują tajemny byt ukryty w języku. Nie dlatego, że poeta nie mówi wszystkiego, co wie i czuje, ale że nawet on nie wie do końca, co mówi przez niego język. Dotyczy to także wielkiego Njegoša8, który według jednego z wielbicieli „powiedział więcej, niż wiedział, i dotknął tajemnic, których niedwuznaczne rozwiązanie nie jest nam potrzebne”9.
A więc nie są nam potrzebne odpowiedzi. Przeciwnie, trzeba, aby tajemnica pozostała ukryta, ewentualnie zaledwie dotknięta. Pokazuje to, w jakim stopniu kult języka narodowego jest kultem we właściwym tego słowa znaczeniu. Naród, tak jak religia, ma swoją ukrytą substancję, ale nie odkrywa jej do końca. Co więcej, domaga się, by ta substancja pozostała niedostępna, objęta zakazem, towarzyszącym, jak zauważyli antropolodzy i teolodzy, stosunkowi do rzeczy świętych. Mówiąc o narodzie niemieckim jako tajemnicy, o Niemczech jako mistycznej wspólnocie, którą Ernst Jünger nazwał „podziemnymi Niemcami”, to jest o wizerunkach narodu powstałego w Niemczech po klęsce pierwszej wojny światowej, Ulrich Bielefeld pisze: „Próba odkrycia, co się za tym ukrywa, naraża w jakiś sposób na groźbę kary. Można odkryć tylko to, czego się odkryć nie da […]. Substancjalno-narodowy topos można pokazać tylko jako tajemnicę”10.
Język, folklor, gęśle, ale także pomniki, mogiły i groby bohaterów narodowych oraz inne narodowe symbole, mity i relikwie pochodzenia świeckiego stają się święte poprzez swoistą narodową sakralizację. W przeciwnym kierunku dokonuje się przetwarzanie świętości religijnych – w Serbii przeważnie prawosławnych – w święte sprawy narodu. Ich sakralna natura jednak nie znika, tylko zostaje przeniesiona na inny plan, można więc mówić o świętościach parareligijnych, to jest narodowo-politycznych. Dotyczy to także postaci świętych, świętych relikwii, świętych ksiąg, obrzędów i świątyń, kiedy mówi się o nich jako o świętościach narodowych, ponieważ nie myśli się wówczas o ich teologicznym znaczeniu.
Na przykład Hilandarowi11 jako serbskiej świętości narodowej nadaje się znaczenie szersze, niż ma dla wyznawców prawosławia, toteż do narodowego kultu tego monasteru mogą się włączyć wszyscy Serbowie. Owemu kultowemu miejscu w 1991 roku złożył hołd ówczesny prezydent Serbii, a jego dar nie zawierał znaku krzyża. Oficjalna Serbia do dziś poświęca uwagę Hilandarowi jako świętości narodowej, starając się utrzymać kontrolę nad jej polityczno-symboliczną wartością. Świadczy o tym fakt, że obchody osiemsetlecia Hilandaru przejął państwowy komitet z prezydentem Serbii na czele12.
O serbskich monasterach jako świętościach więcej mówi się dzisiaj w sensie narodowo-politycznym niż religijnym. Są one nie tyle świętościami chrześcijańsko-prawosławnymi, ile narodowo-serbskimi. Pewien współczesny