Prawo do różnicy
Nie ma wątpliwości, że ideologowie wojowniczego etnicznego nacjonalizmu opierają się na etnocentrycznym modelu kultury, w którym jej oryginalne cechy i różnice wyolbrzymione są ponad wszelką miarę. Język nacjonalizmu powołuje się na kulturę jako uprzywilejowaną ostoję odrębności i jedyności, podstawowy wyraz niepowtarzalnego ducha narodowego, narodowego bytu lub mentalności. W języku tym zawiera się tożsamościowa i relatywistyczna retoryka, w której sławetne prawo do różnicy przeciwstawiane jest europocentrycznej kulturze, czyli tak zwanemu globalnemu imperializmowi. Język, jakim mówi się o kulturze, tutaj staje się językiem izolowanej, homogenicznej, zadowolonej z siebie i zagrożonej przez innych wspólnoty narodowej. Jest to język zasadniczej, głębokiej i niepokonywalnej różnicy między narodami, widocznej przede wszystkim w kulturze.
Ale problem mówienia tym językiem o kulturze i opartej na nim polityki polega nie tylko na wyolbrzymianiu różnic między kulturami i doprowadzaniu do niedającego się pogodzić antagonizmu. Polega on także, i to w większym stopniu, na tym, że od odmienności różnych rodzajów kultury – przy czym dla każdego rodzaju żąda się prawa do istnienia – szybko przechodzi się do różnic jakości, wartości, do relacji między kulturą dobrą (rozwiniętą, autentyczną) i złą (prymitywną, zacofaną). Tak oto typowa dla nacjonalistów krytyka tego, co nazywa się globalizmem i kosmopolityzmem nowego światowego ładu, tylko pozornie walczy o różnorodność i oryginalność kultur narodowych. Jej prawdziwy cel to afirmacja mniej relatywistycznego, mniej zróżnicowanego i demokratycznego prawa, którym jest prawo do wyższości, do pierwszeństwa, do odrębności własnej kultury narodowej.
Różnicę między Nami i Nimi, między kulturą naszą i jakąś inną, tutaj uważa się za różnicę między kulturą prawdziwą i autentyczną a rozmaitymi postaciami fałszywej i sztucznej lub będącej na niższym stopniu rozwoju. W takiej sytuacji nasza kultura ma nie tylko zachować i obronić swoją tożsamość – ma zrobić o wiele więcej: winna wziąć na siebie i zrealizować mesjanistyczną rolę, oświecić, wyedukować i uratować od klęski pozostałe kultury. Na przykład w Serbii istnieje dziś mit, który mówi, że tylko stara serbska kultura jest autentyczna, „bizantyjska”, prawosławna, że ratuje Boga i człowieka od niebezpieczeństw, na jakie rzekomo są narażeni w innych kulturach. W odpowiedzi na to w Chorwacji i Słowenii ożywiony został mit o zakorzenieniu w tych byłych jugosłowiańskich republikach autentycznej kultury europejskiej, kultury katolickiego Zachodu, która od wieków opiera się nachalnemu barbarzyństwu południowych sąsiadów.
Wybrany naród kultury
Analizując język, jakim mówi się o różnicach kulturowych i prawie narodów do życia zgodnego z tymi różnicami, można zauważyć, że z reguły pojawia się tu wyjątkowo agresywna idea narodu powołanego do podjęcia się mesjanistycznej roli tego jedynego, który wie, co to jest prawdziwy człowiek, prawdziwy Bóg i autentyczna kultura. Żądanie przyznania tożsamości kulturowej, zachowania bytu narodowego lub narodowej duchowości jest w ostatecznym rozrachunku tylko pretendowaniem do uprzywilejowanego statusu narodu wybranego. Wydaje się bowiem, że nie wszystkim dana jest tożsamość kulturowa, określona jako byt narodu wcielony w kulturę jednej wspólnoty etnicznej. Jest to wyjątkowy dar boży, wartość zastrzeżona tylko dla nas. Inni albo w ogóle nie mają tożsamości kulturowej, albo zupełnie ją zaniedbali. Amerykanie na przykład nie mają tożsamości, ponieważ są sztuczną wspólnotą, bez prawdziwej tradycji, bez pamięci zbiorowej, bez duszy. Zachodnim Europejczykom, pogrążonym w materializmie i kosmopolityzmie, pozostało coś w rodzaju chorej, osłabionej, podupadłej tożsamości. I wreszcie Muzułmanie5 i Chorwaci stanowią dla serbskich nacjonalistów przykład narodów, które swą prawdziwą (to jest serbską i prawosławną) tożsamość zdradziły i przyjęły islam i – odpowiednio – katolicyzm.
Wojna w imię kultury
Naród wybrany jako swoisty zbiorowy bohater kulturowy cywilizacji europejskiej, jeśli nie światowej, ma za zadanie bronić swojej drogocennej odrębności, ale też walczyć, choćby ogniem i mieczem, o zwycięstwo autentycznych wartości kulturowych.
Podczas minionej wojny w byłej Jugosławii wszystkie walczące strony jako jeden z głównych powodów włączenia się do wojny wymieniały obronę kultury, i to nie tylko swojej narodowej, ale kultury w ogóle, jako wartości europejskiej i ogólnoludzkiej. W niektórych serbskich mediach zdobycie Srebrenicy – bośniackiego miasteczka, gdzie ludność muzułmańska stanowiła większość – które nastąpiło pod koniec lipca 1995 roku i podczas którego wymordowano ponad siedem tysięcy ludzi, opisane zostało jako przywrócenie w tym mieście osiągnięć cywilizacji, to jest jako „przewietrzenie Srebrenicy”. Wkrótce potem armia chorwacka przeprowadziła operację „Burza”, przejmując kontrolę nad częścią Chorwacji będącą od początku wojny w rękach sił zbrojnych samozwańczej Republiki Serbskiej Krajiny. Niektóre chorwackie media wychwalały tę akcję jako powrót kultury na tereny, które Serbowie „zamienili w chlew”6.
W tych i podobnych przykładach powoływanie się na kulturową wyższość zwycięzców służy temu, aby zbrodniczy mord na cywilnej ludności przedstawić jako dokonaną przemocą, ale skuteczną metodę podnoszenia standardów cywilizacyjnych na terytorium, które wcześniej zajmowali ludzie na niższym poziomie kultury niż zwycięzcy. W historii tych wojen krzyżowych prowadzonych w imię kultury model ten znany jest pod nazwą „ostateczne rozwiązanie”.
Pogarda dla narodu w imię kultury
Tymczasem ofiarami nacjonalistycznych kulturträgerów są nie tylko inni, inne narody, inne kultury, inne religie. Swoją daną przez Boga misję szerzenia jedynej autentycznej kultury i jedynej prawdziwej wiary pełnią także, może najżarliwiej, na szkodę własnego narodu. Ruch na rzecz kultury narodowej często oznacza prześladowanie niewystarczająco świadomych albo nie dość zdyscyplinowanych narodowo rodaków, zwłaszcza tych, którzy przyjęli wzory heterogenicznej i otwartej kultury miejskiej. Jeszcze większy gniew nacjonalistycznych kulturträgerów budzą szerokie rzesze ludności, które nie okazują w wystarczającym stopniu przywiązania do rzekomych tradycji oraz wartości narodowych i – niegodne, by należeć do narodu wybranego – ulegają obcym wpływom, zachodnim modom. Albo, co gorsza, za swoją uważają kulturę ludową z elementami rodem z Orientu. Przemówienia proroków kultury narodowej pełne są lamentów w stylu O tempora, o mores. Jak powiada jeden z owych proroków, Serbowie to „wielce powierzchowny”, „moralnie chwiejny”, „nieoświecony, źle wychowany”, „obdarzony krótką pamięcią” naród, który „żyje na płyciznach” i „lubi wulgarną muzykę oraz niesmacznie ubrane piosenkarki”. Tak krytycznie i z takim lekceważeniem nie mówią o Serbach nawet ich najbardziej zajadli wrogowie za granicą. Nic zatem dziwnego, że wojujący patrioci najłatwiej decydują się na złożenie wojnie w ofierze własnego narodu. Ich niemiłosierna miłość do