I właśnie tu musimy pogodzić się z kolejnym faktem. Musimy nie tylko zaakceptować, że mamy podświadomość, która zajmuje się ponad 90 procentami wszystkich przetwarzanych danych, ale też, że podświadome myśli są logiczne i precyzyjne. Nie jesteśmy świadomi swoich myśli, ale one sterują naszym ciałem i zachowaniem, w dodatku robią to inteligentnie i w zrozumiały sposób. Właśnie w ten sposób prawie wszyscy niesamowicie sobie wszystko utrudniamy. Chętnie łapiemy się za głowę i klniemy, jak głupi byliśmy, bo znowu zapomnieliśmy klucza do drzwi, przypaliliśmy zupę czy uszkodziliśmy samochód w trakcie parkowania. Narzekamy na nasze nieprawidłowe trawienie, biadolimy, że boli nas głowa i biegamy do lekarza ze swoją alergią na kocią sierść, która nie może wywołać choroby u żadnego człowieka. My, cudowne dzieło ewolucji, ukoronowanie stworzenia, czujemy się bezsilni jak małe dzieci, chociaż jesteśmy najzdolniejszymi do działania na ziemi.
Przez pierwszych 36 miesięcy życia (licząc od zapłodnienia) człowiek nie jest wyposażony w żadne racjonalne umiejętności ani zdolność zrozumienia czasu. Ani przyszłość, ani przeszłość nie są częścią kontekstowej orientacji dziecka. Określenia jak rano, zaraz czy przed chwilą są jeszcze bez znaczenia. Zanim zacznie rozwijać się postrzeganie czasowo-kontekstowe, na przykład chwilowe zagrożenia są odbierane jako absolutne i trwałe. Przeżycia emocjonalne są stale przyporządkowane teraźniejszości. To, czego dziecko nie postrzega, nie istnieje dla niego. Ta obserwacja została podparta badaniami różnych teoretyków rozwoju. Z pewnością jednym z najbardziej znanych jest pionier psychologii rozwoju, szwajcarski psycholog Jean Piaget (1896-1980). W swoim teoretycznym modelu kognitywnego rozwoju pisze on, że dziecko do drugiego roku życia (od urodzenia) nie jest jeszcze w stanie zrozumieć, że istnieją przedmioty poza jego polem widzenia. Nie ma wytworzonego tak zwanego schematu stałego przedmiotu, to oznacza, że to, co znika z oczu, znika z myśli.
Z drugiej strony oznacza to jednak, że to, co jest przeżywane jest permanentnie obecne. Dla przypomnienia: dziecko nie ma żadnej teleologicznej (ukierunkowanej czasowo do przodu i możliwej do umyślnego przywołania) świadomości. Wszystko, co przeżywa jest magazynowane w ukrytej podświadomości. Dlatego właśnie w tym czasie na gruncie przeżyć i doświadczeń tworzą się podświadome wzory zachowania, które mogą utrzymywać się przez całe życie. Dziecko do drugiego roku życia postrzega swoje otoczenie czysto emocjonalnie – nie racjonalnie. Ponieważ emocje są odczuwane ciągle jako teraźniejszość, myśli, że jego przeżycia trwają wiecznie – nie zna jeszcze żadnej przyszłości, żadnego przemijania, żadnego czekania. Dlatego często dzieci płaczą tak bardzo rozpaczliwie, gdy coś je przestraszy albo coś je boli. Wierzą, że ten stan będzie trwał wiecznie.
Jeśli w ciągu właśnie tych trzech lat dziecko doświadczy traumatycznych przeżyć – do których należą już komplikacje w czasie ciąży i porodu, a także wczesnodziecięce pobyty w szpitalu albo bolesne przeżycia – buduje się u niego wyjątkowo wysoka wrażliwość na potencjalne sytuacje zagrożenia. Tu leży początek wszystkich traum. Nie później! Tygodnie w okolicach porodu wydają się być okresem, w którym próg odczuwanego zagrożenia życia jest najniższy. Zagrożenia czy złe wiadomości mają generalnie wyższy priorytet w naszym spostrzeganiu niż dobre wiadomości, ponieważ człowiek może przeżyć bez pozytywnych doniesień – w sytuacji ryzyka jest to jednak wątpliwe. Do trzeciego roku życia dziecko nie jest jeszcze wyposażone w żadne kognitywne umiejętności, które pomagają nam skutecznie przepracowywać to, co przeżywamy, ale jednak – i to jest tragiczne – dziecięcy umysł zauważa wszystko, co przeżywa i niczego nie zapomina – na pewno nie rzeczy, które wywołują lęk. W okresie trzech miesięcy od urodzenia wrażliwość na ulegnięcie traumie wydaje się najwyższa.
Już w trzecim tygodniu ciąży – w tym czasie matka zazwyczaj nie wie jeszcze, że jest w ciąży – zaczyna bić serce i rozwijają się pierwsze komórki nerwowe. Za pomocą tych ostatnich jesteśmy w stanie rejestrować chemiczne różnice w matczynej krwi w naszym otoczeniu. W macicy nie ma jeszcze wielu odczuwalnych różnic – zarodkowi jest zawsze mniej więcej tak samo ciepło i ciemno. Jednak od tego czasu mały zlepek komórek, który dwa i pół tygodnia później jest naszym ośrodkiem nerwowym, jest już w stanie poczuć, czy w jego otoczeniu znajdują się hormony stresu, szczęścia, snu czy na przykład leki. Dziecko wchodzi w interakcje z ciałem matki. Zaczyna – w szerokim sensie – myśleć. Po kolejnych sześciu tygodniach nazywa się już to małe nagromadzanie komórek nerwowych, które ciągle rozwijają się dalej, mózgiem.
W wieku około pięciu miesięcy płód zdobywa nawet całkiem wyraźne wyobrażenie, czy jest mile widziany w brzuchu czy niechciany. Musi tylko stać się zauważalny w matczynym organizmie, na przykład, kiedy się obraca czy naciska na ścianę jamy brzusznej matki od środka. W tym czasie staje się to jego zwykłym zajęciem i otrzymuje na nie odpowiedź matki w formie neurotransmiterów, które przez pępowinę dostają się bezpośrednio do mózgu embrionu i umożliwiają mu poczucie podobnych emocji jak te, które odczuwa jego matka. Albo cieszy się, gdy czuje ruchy swojego dziecka, wtedy wydzielają się endorfiny, które wywołują uczucie szczęścia, albo jest zrozpaczona, bo nie chce żadnego dziecka, wtedy embrion dostaje zastrzyk adrenaliny. Ten hormon stresu wywołuje u nienarodzonego dziecka wrażenie bliskie porażeniu prądem. Gdy doświadczy ono tego kilka razy, wyciąga wniosek, że najwyraźniej bardzo złym pomysłem jest dawanie się wyraźnie zauważyć. W czasie przed narodzinami stres nie daje się subiektywnie zinterpretować i dlatego jest postrzegany przez embrion jako absolutny! Przyczyny wszystkich uwarunkowanych stresem objawów należy zatem szukać tutaj.
Warunkowanie
W ten sposób znaleźliśmy się przy temacie łączenia bodźców z reakcjami zwanym też warunkowaniem. Zasada warunkowania da się opisać w naprawdę prosty sposób. Czujesz coś (na przykład lekkie porażenie prądem), na co reagujesz niedającym się opisać uczuciem szoku elektrycznego (silnie nieprzyjemnym wrażeniem i pobudzeniem) i równocześnie spostrzegasz coś określonego, co dotąd było ci obojętną sekwencję dźwięków „cyk”. Im częściej to się dzieje, tym szybciej zaczniesz wierzyć, że to, co dotąd było obojętne wyzwala twoje uczucie: to znaczy drżysz już na samo słowo „cyk”. Przez stałą zbieżność obu bodźców emocjonalne znaczenie jednego z nich jest po prostu rozciągane na drugi. Tak dochodzi do tego, że ludzie rzeczywiście wierzą, iż dym papierosów doprowadzi do wydzielania się hormonu szczęścia, chociaż każdy niepalący kaszląc przy wdychaniu potwierdzi, że dym w żadnym razie nikogo nie uszczęśliwia. Palacz jest uwarunkowany w ten sposób, że palenie jest dozwolone tylko dla dorosłych i wypełnia krótkie przerwy: czuje, że kiedy kopci, jest wolny od presji oczekiwań innych osób.
Okazuje się, że ulegamy wielu warunkowaniom. Na przykład, u prawie wszystkich ludzi następuje wydzielanie adrenaliny, gdy ktoś na nich nakrzyczy – przy tym donośny głos nie jest w żaden sposób zagrażający, co może stwierdzić każdy, kto słyszał na żywo tenora śpiewającego w operze. Właściwego zagrożenia w silnym głosie ludzie często doświadczają już w łonie matki, gdy ktoś, jej rodzice, partner albo ktoś inny nakrzyczy na nią albo ona sama zdenerwuje się i zacznie krzyczeć. Równocześnie z wydawaniem głośnych dźwięków u matki wydzielają się hormony stresu, które dziecko w brzuchu wyraźnie odbiera – dlatego, że wcześniej w wychowaniu dzieci nie tylko krzyczano, ale też bito je i raniono. W tak skomplikowany i trwały sposób mogą oddziaływać warunkowania.
Teraz