Strategia dla Polski. Отсутствует. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Отсутствует
Издательство: Автор
Серия:
Жанр произведения: О бизнесе популярно
Год издания: 0
isbn: 978-83-01-20615-4
Скачать книгу
działaczom „Solidarności” obowiązująca w latach 80. zasada „im gorzej, tym lepiej”. Oczywiście skala niepewności była ogromna, ale to nie ona przesądziła o tak wielkiej rozbieżności pomiędzy zamiarami a realnymi efektami. To nie były błędy prognozy, to były błędy koncepcji, która opierała się na wadliwej teorii ekonomicznej, na dominującej wówczas na Zachodzie doktrynie ekonomii neoliberalnej, która zdecydowanie przeceniała samoregulacyjne mechanizmy rynku i nie doceniała regulacyjnej roli państwa oraz znaczenia instytucji w przebiegu procesów gospodarczych (North 2005). To były też błędy realizacji, które brały się raz to z dogmatyzmu i doktrynerskiego podejścia do spraw, kiedy indziej zaś z nadgorliwości polityków. Dodajmy, że czasami także z najzwyczajniejszej naiwności, której negatywne następstwa potęgują się w okresach burzliwych, a takie przecież były tamte lata.

      Dlaczego tak się stało? Otóż szokowa terapia w swej zasadniczej części nie tylko została źle pomyślana, nie doceniając instytucjonalnych i społecznych aspektów transformacji (Poznanski 1997), lecz także była źle zrealizowana. Wielkim błędem była gwałtowna liberalizacja handlu zagranicznego, która pociągnęła za sobą zalew rynku wewnętrznego przez towary importowane, do czego gospodarka nie była przygotowana. Ewidentnie została przestrzelona polityka stabilizacyjna, zwłaszcza w latach 1990–1991 (Kołodko 1992b; Kołodko, Nuti 1997), kiedy stopy procentowe były zdecydowanie wygórowane, a co gorsza – odnosiły się również do ex ante zaciągniętych przez przedsiębiorstwa kredytów. Nadmierna była skala dewaluacji złotego i niepotrzebnie długo utrzymywano usztywnienie kursu złotego najpierw wobec dolara, a potem koszyka pięciu walut. Wygórowane były obciążenia przedsiębiorstw specjalnym podatkiem nałożonym na wzrost płac nominalnych. Tak zwany popiwek – który słusznie funkcjonował jako instrument polityki antyinflacyjnej już we wcześniejszym okresie – został nadużyty z motywacji nie pragmatycznej, lecz ideologicznej, gdyż skierowany był wyłącznie do przedsiębiorstw państwowych, pogłębiając dodatkowo i celowo ich trudności.

      Nic dziwnego, że działy się wtedy w Polsce rzeczy niezwykłe, gdyż w rezultacie takiej polityki zdarzały się strajki w przedsiębiorstwach państwowych, których załogi żądały prywatyzacji, ponieważ w firmach prywatnych popiwek nie obowiązywał. Na to zaś, aby dostrzec bardziej odległe w czasie konsekwencje tak przyspieszanej prywatyzacji, działaczom związkowym „Solidarności” nie starczało wyobraźni, a neoliberalnych ekonomistów i polityków niewiele obchodziły negatywne tegoż skutki społeczne (Ost 2007). To znamienne, ale także niejeden wybitny ekonomista, który wpierw na fali konsensusu waszyngtońskiego raczej bezkrytycznie opowiadał się za szybką prywatyzacją, później zmieniał swoje zdanie. Przykładowo, laureat Nagrody Nobla w naukach ekonomicznych, Edward C. Prescott, słusznie przypisując istotne znaczenie poprawie konkurencyjności i dynamice produkcji, w obliczu efektów przekształceń w tempie i na sposób zaproponowany przez „Strategię dla Polski” twierdzi, że realia dowiodły trafności obranej drogi. Pisze on:

      Twój artykuł z 2009 roku, A Two-Thirds of Success. Poland’s Post-Communist Transformation 1989–2009, to klasyka. Doskonale opisujesz tę niezwykłą transformację. Polska jest teraz rozwiniętym krajem przemysłowym i wkrótce dogoni, a może przewyższy swoich zachodnich sąsiadów […]. Masz rację, że prywatyzacja nie jest panaceum i musi być przeprowadzona w sposób zwiększający efektywność ekonomiczną, tak jak to miało miejsce w Polsce (Prescott 2019; jego podkreślenie).

      Tak więc punkt startu „Strategii dla Polski” był wielce złożony. Z jednej strony byliśmy bogatsi nie tylko o spuściznę prorynkowych reform lat 80., lecz przede wszystkim o dokonania i doświadczenia lat 1990–1993. Z drugiej strony byliśmy ubożsi, gdyż odziedziczony po tamtym okresie poziom produkcji był znacznie mniejszy aniżeli w roku 1989. To fakt, że ówczesny spadek PKB o blisko 20% był mniejszy niż w jakimkolwiek innym kraju posocjalistycznej transformacji (Kołodko 2000, 2002a), ale przecież nie dlatego, że szokowa terapia to była pierwsza „dobra zmiana”, lecz dlatego, iż Polska, obok Węgier, była najlepiej ze wszystkich krajów socjalistycznych przygotowana do rynkowej transformacji. Polska miała prawie 20-procentowy udział sektora prywatnego, uwzględniając rolnictwo, w PKB; około połowy dostaw rynkowych, licząc bieżącą wartością, realizowano w cenach wolnych w połowie 1989 roku; w państwie funkcjonował dwupoziomowy system bankowy z wyodrębnionym bankiem centralnym NBP oraz siecią skomercjalizowanych (acz wciąż państwowych) banków regionalnych; istniał zalegalizowany rynek walutowy; działały oparte na ustawach instytucje służące przeciwdziałaniu monopolom, umożliwiające bankructwa nieefektywnych przedsiębiorstw, regulujące dopływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. To wszystko było w powijakach z dzisiejszego punktu widzenia, ale trzy dekady temu to był znaczący przedsionek gospodarki rynkowej, jakiego nie miał poza Węgrami żaden inny kraj regionu.

      Do mniejszej skali recesji transformacyjnej w Polsce aniżeli w innych krajach przyczyniła się także specyficzna spuścizna z okresu gospodarki socjalistycznej w postaci twardych zasobów finansowych ludności i przedsiębiorstw. Oszczędności walutowe gospodarstw domowych oraz jawne czy częściowo ukryte zasoby centrali handlu zagranicznego, które uprzednio stanowiły nieczynny potencjał, zostały uruchomione i wprowadzone z pożytkiem do szybkiego obrotu. Czynnik ten prawie w ogóle nie występował w takich krajach jak Bułgaria i Rumunia czy Białoruś i Ukraina.

      Nie byłoby „Strategii dla Polski” nie tylko w sytuacji, gdyby inaczej potoczyła się poprzedzająca ją krótka i dłuższa historia, lecz też nie byłoby jej w takim akurat, w jakim zrodziła się kształcie, gdyby nie żywe debaty naukowe i polityczne toczone z górą ćwierć wieku temu. To na pewno osąd subiektywny, ale wydaje mi się, że tamten dyskurs naukowy był bardziej żywy w porównaniu z tym współczesnym, a spory polityczne, pomimo ich ostrości, były bardziej nasycone autentyczną troską o prawdziwie dobrą zmianę i większą odpowiedzialnością. Tak czy inaczej, kiedyś przyjdzie badać historykom ten okres, a historycy myśli ekonomicznej będą zgłębiać ogrom prac analitycznych i teoretycznych, które w tym czasie powstały.

      Co prawda, ani nie mieliśmy teorii posocjalistycznej transformacji wtedy, kiedy nabierając impetu, była nam ona najbardziej potrzebna, ani nie mamy jej w dojrzałej i konsystentnej postaci obecnie. Ta praca domowa wciąż czeka na odrobienie. Powstało natomiast wiele prac przyczynkarskich, liczne analizy i studia, których nie sposób bagatelizować, wniosły one bowiem wiele do wyłaniających się koncepcji teoretycznych i praktycznych. Do ukierunkowania programu działań nie do zlekceważenia wkład wniosły też prace zbiorowe przygotowane przez zespół zorientowanych na politykę publiczną badaczy z Instytutu Finansów (Kołodko 1991, 1992a).

      Nie byłoby „Strategii dla Polski”, gdyby nie zespół kilkunastu technokratów wywodzących się ze środowiska akademickiego, ten specyficzny „Wicerząd wicepremiera”. Tak właśnie zatytułowany był jeden z artykułów opublikowanych na łamach dziennika „Rzeczpospolita”. Niektórzy obawiali się, inni wręcz mu to wytykali, że ten jedyny w swoim rodzaju „wicerząd” nie miał doświadczenia w pracy administracyjnej i działalności politycznej, ale to akurat była jego komparatywna przewaga, a nie ułomność. Nie obywało się też bez złośliwości. Dowcipkowano, że oto:

      doradcy wicepremiera postanowili udowodnić, że z szefem można współpracować, że nie jest on zupełnie obojętny na argumenty innych, że można nim pokierować. Tłumaczyli mu: jeśli zechcesz, będziesz chodził po wodzie. Spróbuj, skoncentruj się, ćwicz – uda się. Po wielu godzinach „suchej zaprawy” wicepremier stanął nad brzegiem Wisły, a po chwili chodził po rzece. Na brzegu rozmawiało ze sobą dwóch wędkarzy: – Poznajesz go? – zapytał jeden. – Tak, to Kołodko – powiedział drugi. – Zobacz, jaki arogant, nawet nie nauczył się pływać.

      Tę anegdotę wymyślili (i opowiadali między sobą) doradcy wicepremiera Grzegorza Kołodki. Może on liczyć na poparcie, lojalność i bliską współpracę około dwudziestu osób ulokowanych na wysokich stanowiskach