– Tak jak ciebie mój przyrodni brat. – Księżniczka poszerzyła złocisty uśmiech i pogroziła przyjaciółce palcem ozdobionym złotymi obrączkami. A wobec zafrasowanej miny baronowej, spoważniała i z troską dodała: – Przepraszam, nie chciałam. Wiesz, że szanuję twoją miłość do mego brata. Jednakże jego serce wciąż jest otwarte na uczucie i zarazem wolne od niego do jakiejkolwiek kobiety, nic na to nie poradzę.
– Owszem, mogłabyś… – westchnęła Bursztyn i nieco cierpko stwierdziła: – Wystarczyłoby z twoich złocistych ust jedno słówko twemu ojcu, a wyswatałby mnie z twoim bratem. Król niczego by ci przecież nie odmówi oraz uwierzył, że przemawia przez ciebie czysta światłość. I… w sumie miałby rację. Sama wiesz, że Złoty byłby przy mnie szczęśliwy.
– Oczywiście, nie wątpię – zgodziła się Złota, pocałowała przyjaciółkę w policzek i wyszeptała jej słodko do ucha: – Zaniosę modlitwy światła oraz pomyślności w intencji rozkochania się Złotego właśnie w tobie, kochana. Ale nigdy nie będę nakłaniać nikogo, aby związał się z drugą osobą bez uczucia słonecznej miłości – powiedziawszy to, ucałowała Bursztyn w drugi przypudrowany na złoto policzek i z sympatią spojrzała jej w oczy.
– Dziękuję, Wasza Świetlistość, za intencjonalne modlitwy, kolejne – burknęła niepocieszona baronowa, po czym wskazując na parę złocistych rumaków, zasugerowała: – Wracamy już do pałacu? Niedługo zacznie zachodzić słońce.
– Otóż… nie tak prędko – uśmiechnęła się ujmująco Złota. Rozświetliła swe oczy i zwróciła do góry dłonie, które zajaśniały intensywnym światłem. Wówczas również tarcza słoneczna na niebie uległa rozjaśnieniu, jakby jeszcze zwiększając swą objętość.
– Jak ty to robisz…? Ciągle mnie to zdumiewa – oznajmiła z nieskrywanym podziwem, ale i zazdrością Bursztyn. Zaraz jednak wzruszyła ramionami okrytymi szafranowymi koronkami cytrynowej sukni i rezolutnie rzuciła: – Teraz rzeczywiście nie musimy się spieszyć do domu, więc możemy tam podążać spokojnie kłusem.
– Jak sobie życzysz. – Złota dała się podsadzić gwardziście, jednemu z siedmiu, którzy towarzyszyli kobiecej parze w przejażdżce.Niebawem królewska córka zrównała złocistego rumaka ze złotym wierzchowcem baronowej i z końskich grzbietów arystokratyczne damy kontynuowały beztroską pogawędkę:
– Pogodowi wieszcze zapowiadają na nadchodzące dni ciepłe słońce oraz bezchmurne niebo. Może więc przyjedziemy w te okolice także jutro? – zapytała Bursztyn, rozglądając się po kanarkowych łąkach, gdzie niepodzielnie królowały złociste kwiaty, a pośród nich rozchodziły się trele miodnych kanarów.
– Niestety nie będę mogła ci towarzyszyć. Może weź ze sobą lady Pomarańczę – zasugerowała Złota.
– Tylko nie Pomarańczę. Nie mogę po prostu tego znieść, jak wszędzie chodzi za twoim bratem, naprzykrza mu się i w ogóle. A te jej niewybredne żarty rodem z pospólstwa? Daj spokój… – Zdegustowana baronowa wywróciła do góry bursztynowe oczy. A spoglądając z ukosa na księżniczkę i marszcząc brwi, jeszcze markotnie dopytała: – Na pewno nie znajdziesz dla mnie czasu?
W odpowiedzi Złota posłała jej kolejny słodki uśmiech i rozkładając wymownie ręce, przymilnie oznajmiła:
– Naprawdę jestem jutro zajęta. Od rana będę rozdawała złocisty chleb biedocie. Plony były nader obfite, spichlerze są pełne ziarna i żywności mamy w królestwie sporą nadwyżkę. Zaś po południu udzielam znaku słońca chętnym mieszkańcom stolicy. Z kolei wieczorem mam zaszczyt prowadzić chór światła i tańczyć w kaplicy Jedynego Słońca.
– Ostatnio to twój standardowy rozkład zajęć prawie każdego dnia. Nie zbrzydło ci jeszcze… to świecenie? – zadrwiła nieco Bursztyn. A zanim doczekała się odpowiedzi, sama ciągnęła dalej: – W takich okolicznościach, skoro przedkładasz towarzystwo żółtego motłochu nad moje, spędzę ranek na przymierzaniu nowych strojów, które raczyłam ostatnio kupić, a jeszcze nie miałam ich na sobie. Później odwiedzę port. Podobno lada dzień mają przybić statki kupieckie z Oazy Sfinksa i w sprzedaży pojawią się egzotyczne świecidełka w kolorze błękitu rodem z samego przeklętego południa. Nie przepuszczę takiej okazji. Zaś na koniec dnia… – Baronowa zawiesiła głos i melancholijnie zakończyła: – powitam, również w porcie, wuja Tycjana. Właśnie wraca z republiki, gdzie zabawił wyjątkowo długo i należy go po powrocie stosownie ugościć. Jakby nie patrzeć to teraz moja najbliższa rodzina.
– Wciąż łączę się z tobą w bólu z powodu twej wielkiej starty. – Złota położyła krzepiąco dłoń na ręku przyjaciółki.
– W wypadku na morzu zginęła nie tylko moja, ale i twoja matka – zauważyła Bursztyn.
– To prawda, ale w jakiś sposób ciągle odczuwam jej obecność w promieniach słońca. Więc jest tak, jakby towarzyszyła mi prawie cały czas.
– Osobiście tak nie potrafię – zamyśliła się baronowa, po czym już całkiem swobodnie dodała: – Zostawmy przeszłość tam, gdzie jej miejsce. Ja w każdym razie swoje łzy już wypłakałam i teraz zamierzam czerpać z życia garściami. A w jakim sposób, to dopiero co raczyłam ci wspomnieć.
– Cudownie – skwitowała ponownie rozpromieniona Złota.
– Co jest w tym niby dla ciebie takiego cudownego? – zainteresowała się zupełnie poważnie Bursztyn.
– Ależ wszystko! – Królewska córka w szczerym zachwycie wyrzuciła w górę ramiona. Jej przyjaciółka popatrzyła na nią z pewną zazdrością i zapytała:
– Dlaczego taka jesteś?
– Jaka?
– Przecież wiesz… dobra, świetlista, zawsze uśmiechnięta, życzliwa. Słowem… szczęśliwa cokolwiek by się nie działo.
– Ponieważ… – Złota powiedziała jakby w tajemnicy, nachyliła się nad baronową i gromko wypaliła: – Kocham wszystkie świetliste istoty świata! Kocham!
– Ja kocham tylko twojego brata… – mruknęła w odpowiedzi Bursztyn.
– A nieprawda. – Z uśmiechem na ustach droczyła się księżniczka.
– Więc niby jeszcze kogo? – zaciekawiła się żywo młoda baronowa.
– Ano siebie, kochana! – krzyknęła odkrywczo Złota. – Siebie także kochasz!
– Nie mów tak.
– Czemu? – zdziwiła się siostra Złotego i wyjaśniła: – Miłość jest piękna sama w sobie również skierowana do własnej osoby. Więc kochaj siebie i czerp z tego garściami swe złociste szczęście, najdroższa!
„Kochaj siebie i czerp z tego złociste szczęście”… – spoglądając na swe lustrzane odbicie w zwierciadle, obecna już nie baronowa, a księżna Bursztyn wspomniała niegdysiejsze słowa królewskiej córki. Szybko jednak skończyła wspominki dawnych dyskusji z martwą na ten czas siostrą krwi. Odłożyła podręczne lusterko na komodę i rozejrzała się po swej komnacie w królewskim pałacu.
Widokiem ociekających złotem ścian oraz sufitu zdobionych misternymi płaskorzeźbami słońc i świetlistych pejzaży próbowała koić zmysły. Dłuższy czas skupiła uwagę na złotej klatce z kanarkami i fikuśnym żyrandolu z kryształów, który przypominał nieco kiść żółtych bananów poprzeplatanych szafranowymi winogronami. Wszak niebawem ponownie popatrzyła na stojących przy drzwiach gońców. Ci właśnie przynieśli jej druzgocące, a zarazem wydawałoby