– Wynoście się stąd, ale już! Nie chcę was widzieć, podobnie jak nigdy więcej waszej bursztynowej pani. Na miłość siostry Złotej, zejdźcie mi z oczu, bo nie ręczę z siebie! – Zamachnął się ostrzem na bliższego z gońców. Ten, początkowo osłupiały, został pociągnięty za ramię przez kompana. A za chwilę obaj jeźdźcy siedzieli już asekuracyjnie na złocistych rumakach.
– Przeklęci dezerterzy plugawiący kodeks świata, oby ich noga nigdy już nie skalała złocistej ziemi. – Jeden z mężczyzn splunął w kierunku Złotego, po czym obaj popędzili rumaki, odjeżdżając w grafitową noc.
Tak oto książę został przy popielatym ognisku bez dotychczasowych biesiadników za to z ciągle buzującym w nim wzburzeniem. Myśl, że jego małżonka Bursztyn mogła się bezpośrednio przyczynić do śmierci królewskiej córki, była doprawdy druzgocąca. Zaś narastający gniew z tego powodu nie mógł znaleźć ujścia. I bynajmniej nie zmniejszało go zawzięte uderzanie nożem w ognisko oraz posyłanie w mrok nocy srebrzystych iskier. Książę całym sobą czuł, że aby nie zaczął wyć z wściekłości, musiał uczynić teraz coś absolutnie spektakularnego, co odciągnie jego umysł od bólu, zdrady czy pohańbienia.
Za chwilę już wiedział, na co się porwie, niczym z motyką na słońce i na ten przeklęty czas nie dbał o konsekwencje. Za to energicznie skierował swe kroki pomiędzy pobliskich ludzi północy. Stanął pośrodku obozowiska i na całe gardło z prawdziwą pasją się wydarł:
– Dość porażek w imię zimnego honoru! Dość klęsk podszytych kodeksem światła! Na mróz i lód, na światło słońca, czas zacząć walczyć tak, aby przede wszystkim zgnieść wrogów oraz zesłać im sprawiedliwą karę. Zatem ja, książę Złoty, który walczyłem już przy was, obecnie pragnę was poprowadzić. Oto apeluję, abyśmy wszyscy otrząsnęli się po przegranej i założyli nowy zwycięski klan. Klan Srebrzystej Światłości ku zgubie naszych nieprzyjaciół! – Młodzieniec uniósł nóż tak wysoko, jak tylko mógł. Wówczas z okolic jednego z ognisk rozbrzmiał szyderczy głos Mysi:
– Ktoś tu chyba przesadził z pitnym miodem, ale dobrze już sfermentowanym. Ten najwyraźniej skutecznie pomieszał pożółkły umysł słabego człowieka z królestwa.
– Nie jestem słaby! Nie jestem słaby! – zagrzmiał w uniesieniu książę. – Myślę trzeźwo, jak nigdy, niezaślepiony na tej szarej ziemi w tę grafitową noc nadmiarem światła. Albowiem zdałem sobie sprawę, że nasz świat nawet pod jasnym słońcem jest zbrukany mrokiem, a przewodnią rolę przejmują w nim kłamcy oraz okrutni ludzie. Zrozumiałem, że trzeba walczyć z nimi, także uciekając się do niecnych działań i nie bać się splamić sobie rąk. Dlatego rzucam rękawicę każdemu, kto się sprzeciwia mej przewodniej roli nad wami. A wasz zimny honor nakazuje wam przyjąć wyzwanie. Zatem?! – Młodzieniec wyciągnął przed siebie nóż w poziomie i obracając się wokół własnej osi, spoglądał gorejącym świetlistością wzrokiem po strudzonych ludziach północy.
– Dobrze, niech będzie pojedynek. Srebro przeciw złotu. Mróz wobec światła! – wrzasnęła nagle Mysia i dumnie wstała. Na co książę popatrzył na jej niepozorną sylwetkę i nieco tonując emocje, oznajmił:
– Z tobą nie będę walczył…
– Ależ oczywiście, że nie ze mną, a z nim. Zmierzysz się z Popielem! – Dziewczyna wskazała na siedzącego za nią skrytego w mroku starego już mężczyznę, ale swoją tężyzną zdecydowanie przewyższającego wszystkich w obozie.
Wobec wyznaczenia go do walki ten wojownik niespiesznie wychylił się do przodu, ukazując swą niedźwiedzią posturę w blasku księżyca. Podniósł wzrok i wbił srebrzyste spojrzenie w Złotego. On zaś dostrzegł twarz niemal pozbawioną człowieczego wyglądu, gdzie jedne blizny zachodziły na drugie, kwadratowy podbródek był przesunięty w lewą stronę, za to nos w prawą. Do tego czoło nosiło ślady jakby wgnieceń, a jedna z kości policzkowych wystawała na zewnątrz i nie była obciągnięta skórą.
– Niech tak będzie, walczmy… – jęknął po dokonanych oględzinach Złoty, który obecnie już nie przejawiał tak nieprzejednanego zapału do walki. Wszak nie miał też zamiaru rzucać swych słów na zimny wiatr i tchórzliwie wycofywać się z pojedynku.
Ten miał się rozegrać dosłownie za chwilę. Ponieważ srebrzyści ludzie północy zgodnie powstali i otoczyli kręgiem Popiela oraz Złotego, a także kilka palących się ognisk między przeciwnikami. Zaś dzięki dostatecznej ilości światła z płomieni, zadzierając głowę, książę mógł teraz podziwiać starego wojownika w całej okazałości, jak również jego broń. Oto odziany w niedźwiedzie futra czempion północy zademonstrował w potężnych łapach monstrualną siekierę. Zważywszy na rozmiar jego oręża oraz górującą nad innymi sylwetkę, można było go wziąć nieomal za olbrzyma powołanego na ten świat do wykarczowania Wielkiej Puszczy. Lecz książę tylko przełknął ślinę na myśl, iż na ten czas ów wojownik w przenośni miał do ścięcia tylko jedno drzewo, za to jawiące się tuż przed nim i złote. A mówiąc wprost, zadanie posępnego Popiela stanowiło zdekapitowanie Złotego.
– Walczcie! – Mysia wręcz rozdarła piskliwym krzykiem przestrzeń, czym dała jednoznaczny sygnał do starcia. W odpowiedzi książę skoncentrował uwagę już tylko na potężnym przeciwniku. Czekał, aż ten, jak na berserka północy przystało, szaleńczo zaatakuje, aby sam mógł zręcznie zejść z linii ciosu siekierą i skutecznie kontratakować. Jednak szybko zrzedła mu mina, gdy zauważył, że stary wojownik miał już srebrzyste dni swej świetności dawno za sobą i nie kwapił się z szarżą. Zamiast tego czekał biernie, stojąc w defensywnej postawie. A niestety tak się składało, że to Złoty był tym, który rzucił wyzwanie, więc w obliczu pasywnego przeciwnika sam musiał przejąć inicjatywę. Dlatego omijając ognisko dzielące go od rywala, ruszył ostrożnie z wyciągniętym nożem ku Popielowi. Ten wykonał niby od niechcenia wymach siekierą. Lecz w efekcie jej potężne okucie poszybowało z niesamowitą szybkością i siłą. Jednak przede wszystkim broń ta była niesamowicie dalekosiężna, przez co Złoty musiał się ratować gwałtownym skokiem w tył. Kolejne jego podejście także skoczyło się fiaskiem oraz unikiem, który niefrasobliwie zwieńczył pacnięciem tyłkiem prosto w ognisko.
Ku swojej zgubie w płomieniach zabawił nieco zbyt długo, ponieważ wyskoczył z nich dosłownie z płonącym siedzeniem. Kiedy zaś przy wtórze chichotów tłumu, zaczął się gorączkowo klepać po pośladkach, gasząc ogień, Popiel wreszcie energiczniej zaatakował. W odpowiedzi, unikając głowni siekiery, książę ruszył do panicznego odwrotu. A czynił to, nie zważając na spowite ogniem siedzenie, czym obecnie wzbudził już gromkie salwy śmiechu publiki. I to do tego stopnia mocne, że niektórzy z obserwatorów padli na ziemię i chwycili się ze śmiechu za boki. Jednakże widok był doprawdy jedyny w swoim rodzaju. Choć