Podpalacz. Peter Robinson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Peter Robinson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7508-952-3
Скачать книгу
martwi – powiedział Mark. – Nic mi nie będzie. Potrafię o siebie zadbać. Czy mogę już wrócić do celi? Nie zmrużyłem oka i jestem wykończony.

      Banks spojrzał na zegarek.

      – Zaraz będą dawać lunch. Słyszałem, że dziś jest nawet niezły hamburger i frytki.

      Mark podniósł się z miejsca. Zeszli na dół, po czym Banks przekazał chłopaka jednemu z funkcjonariuszy, który miał go eskortować do piwnicy, gdzie znajdowały się cele. Następnie Banks wyszedł na rynek i ruszył w kierunku Queen’s Arms. On też nabrał ochoty na hamburgera wołowego z frytkami. Zrezygnuje jednak z kufla piwa, który zazwyczaj wychylał w porze lunchu. Potem wybierał się do Adel na spotkanie z rodzicami Tiny i nie chciał, żeby czuć było od niego alkohol podczas rozmowy z doktorem Aspernem.

      Rozdział 3

      Banks wpadł na chwilę do domu, żeby wziąć prysznic i zmienić ubranie. Wczesnym popołudniem jechał do Adel, słuchając po drodze tego samego kwartetu smyczkowego Beethovena, który nadawali w radio podczas jego rozmowy z Markiem: dwunastego, w Es-dur.

      Mgła znacznie zrzedła i utrzymywała się tylko miejscami, Banks nie miał więc problemów z prowadzeniem auta. Temperatura powoli zmierzała w kierunku dwucyfrowych wartości. Na polu golfowym niedaleko Harrogate grało jakichś dwóch twardzieli w dżinsach i swetrach.

      Z obwodnicy zjechał na Otley Road, gdzie zatrzymał się na chwilę przed imponującą bramą krematorium Lawnswod, żeby zerknąć na mapę. Pojechał jeszcze kawałek główną drogą, po czym skręcił w prawo i dotarł do krętych uliczek Adel, zamożnego przedmieścia Leeds.

      Szybko znalazł duży dom na rogu, w którym mieścił się także gabinet lekarski. Wysiadając z samochodu, Banks pomyślał, że to nie będzie łatwe zadanie. Zarzuty Marka wobec Patricka Asperna mogą być bezpodstawne, a Banks miał przede wszystkim poinformować rodziców o śmierci córki oraz poprosić ich o zidentyfikowanie zwłok, nie zaś przesłuchiwać ojczyma w związku z wykorzystywaniem seksualnym pasierbicy. Wiedział jednak, że ta sprawa może się pojawić później, postanowił więc bacznie obserwować reakcję Asperna na zadawane pytania, aby wychwycić coś nietypowego.

      Banks wziął głęboki wdech i nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyła kobieta, która wyglądała młodziej, niż się spodziewał. Była mniej więcej w wieku Annie, tuż po trzydziestce, miała cieniowane blond włosy, bladą cerę, nieskazitelną skórę, zwiewną sylwetkę i sprawiała wrażenie przestraszonej.

      – Pani Aspern? – zapytał.

      Kobieta odpowiedziała skinieniem głowy. Zrobiła zdziwioną minę i przyłożyła dłoń do policzka.

      – Chodzi o pani córkę, Tinę. Jestem policjantem. Czy mogę wejść?

      – Christine? – Pani Aspern zmięła w palcach luźny kołnierz robionego na drutach swetra. – Ona już tutaj nie mieszka. Co się stało?

      – Czy możemy porozmawiać w środku?

      Usunęła się na bok i Banks wszedł na lśniący, wypolerowany parkiet.

      – Pierwsze drzwi na prawo – powiedziała pani Aspern.

      Ruszył we wskazanym kierunku i znalazł się w małym salonie o kremowych ścianach, z ciemnoniebieską kanapą i dwoma fotelami w tym samym kolorze do kompletu. Na ścianach wisiały dwa oprawione obrazy: jeden nad ozdobnym, ale spełniającym swą funkcję kominkiem. Obydwa przedstawiały pejzaże i obydwa miały proste czarne ramy.

      – Czy mąż jest w domu? – zapytał Banks.

      – Patrick? Przyjmuje pacjentów w swoim gabinecie.

      – Czy zechce pani poprosić go tu na chwilę?

      – Poprosić? – Wyglądała na zatrwożoną. – Ale… pacjenci.

      – Chcę porozmawiać z wami obojgiem. To ważne – oznajmił Banks.

      Kręcąc głową, pani Aspern wyszła z salonu. Banks wykorzystał okazję, żeby się uważniej przyjrzeć obrazom. Akwarele wyglądały, jakby malowano je w mglistym świetle poranka. Jedna przedstawiała kościół Świętego Jana Chrzciciela, stojący kawałek dalej przy tej samej ulicy, który Banks odwiedził kiedyś z byłą żoną Sandrą, niedługo po przyjeździe do Yorkshire. Wiedział, że to najstarszy normański kościół w Leeds, wzniesiony w połowie dwunastego wieku. Sandra zrobiła wtedy kilka niezwykłych zdjęć. Prosty budynek słynie z misternych płaskorzeźb w prezbiterium i nad wejściem, ale na akwareli ledwie je zaznaczono.

      Drugi malunek przedstawiał las, też pewnie miejscowy, jak się domyślał Banks, i też w tym samym pretensjonalnym, przesyconym strzępkami mgły porannym świetle, w którym polana wyglądała jak magiczny las ze Snu nocy letniej. Na obydwu obrazach widniał ten sam podpis: Keith Peverell. Czyli bez związku z Tomem, czego zresztą Banks się spodziewał.

      Pani Aspern wróciła po kilku minutach wraz z rozdrażnionym mężem.

      – Proszę pana – wypalił mężczyzna, zanim Banks zdążył się przedstawić. – Nie mogę zostawiać moich pacjentów na lodzie. Proszę wrócić po siedemnastej.

      – Obawiam się, że to niemożliwe – stwierdził Banks, pokazując swoją legitymację służbową.

      Aspern obejrzał ją starannie i delikatny nieprzyjemny uśmiech wykrzywił kąciki jego ust. Spojrzał na żonę.

      – Dlaczego nic nie powiedziałaś, kochanie? Detektyw inspektor we własnej osobie – powiedział. – Zapewne to coś ważnego, skoro przysłali samego kataryniarza. Proszę spocząć.

      Banks usiadł. Zadowolony, że do rozmowy z nim wydelegowano kogoś odpowiedniego do jego statusu, choć zapewne wolałby komendanta miejscowych służb policyjnych, Aspern szybko zapomniał o pacjentach. Wyglądało na to, że sprawy potoczą się bardziej gładko. Jeśli Banks im pozwoli.

      Aspern był o dobre piętnaście lat starszy od żony, zgadywał Banks. Około pięćdziesiątki, z rzednącymi, rudawozłotymi włosami i kanciastymi rysami był nawet przystojny, choć Banks uznał za odstręczające jego cyniczne spojrzenie i usta, na których nieustannie błądził pełen wyższości, paskudny uśmieszek. Miał sylwetkę kogoś, kto regularnie gra w tenisa i golfa oraz odwiedza siłownię. Jako lekarz wiedział pewnie wszystko o korzyściach płynących z aktywnego trybu życia, choć Banks znał więcej niż jednego lekarza, wśród nich patologa doktora Glendenninga, którzy palili, pili i mieli gdzieś ćwiczenia fizyczne.

      – Niestety przynoszę złe wiadomości – zaczął, gdy państwo Aspernowie usiedli naprzeciwko niego na kanapie. Pani Aspern ogryzała już paznokieć, jakby w oczekiwaniu na najgorsze. – Dotyczą państwa córki Tiny.

      – Zawsze nazywaliśmy ją Christiną, proszę pana – sprostowała kobieta.

      – Niech pan to wreszcie z siebie wyrzuci – ponaglał Aspern. – Czy zdarzył się jakiś wypadek?

      – Nie – odparł Banks. – Christina nie żyje. Przykro mi, nie da się tego powiedzieć delikatniej. Będę prosił jedno z państwa lub obydwoje o zidentyfikowanie zwłok.

      Małżonkowie siedzieli w milczeniu, nie patrząc na siebie, nawet się nie dotykając. W końcu Aspern zapytał:

      – Nie żyje? Jak to? Co się stało?

      – Zginęła w pożarze. Czy wiedzieliście państwo, że mieszkała na barce tuż pod Eastvale?

      – Tak. Kolejny z jej głupich pomysłów. – Dopiero teraz Aspern spojrzał na żonę. Płakała, jakby od obierania cebuli, nie wydając żadnego dźwięku. Jej mąż wstał po pudełko chusteczek jednorazowych. – Proszę, kochanie – powiedział, kładąc je na jej kolanach.

      Nawet