Gdy Konrad się podniósł, by znów zaszarżować, Iwo z drugiego rękawa wyjął obręcz żonglerską. Okręcił ją wokół palca i rzucił Stelli, a ta złapała ją z gracją i dostojnym, wręcz kocim krokiem zbliżyła się do Konrada. Chłopak próbował ją kopnąć, jednak Stella zwinnie uskoczyła, jakby tańczyła na linie. Konrad chciał złapać jej ramię, ale wykonała salto, dzięki czemu znalazła się za jego plecami. Podrzuciła obręcz nad głowę, a ta, opadając, skrępowała Konrada. Zacisnęła się mocno wokół jego ramion, a chłopak opadł bezwładnie na ziemię niczym szmaciana lalka.
Gdy odwróciłam wzrok, ujrzałam, że na ciele gryfa tworzą się czarne pęknięcia. Jęknęłam. Szturchnęłam Aureę, a ona, ujrzawszy to samo, nerwowo złapała ramię Iwo. Gryf pękał jak uderzona porcelana; podobnie rozsypywał się nasz plan. To był czas na ucieczkę.
Sami też zauważył te pęknięcia.
– To… to nie jest… gryf. To nie jest Proto!
Tak. To nie był Proto. Obok Samiego stał gryf zbudowany z magicznego piasku z ogrodu Hadriana oraz piór prawdziwego Protona, który krył się u boku Okulusa. Nie mogliśmy oddać go w ręce Hadesu, nawet przez sekundę nie braliśmy tego pod uwagę. Gdy Hadrian powiedział, że potrafi zbudować z piasku każde stworzenie, które wzmocnione atrybutem prawdziwego przez chwilę będzie jego idealną kopią, od razu wiedzieliśmy, że to najlepszy pomysł. Sami nie odszedłby bez gryfa. Trucizna jednak osłabiła zaklęcie i piaskowy Proto zaczął się rozpadać.
W tym samym czasie, kiedy Sami wpadł w szał, Konrad oswobodził się z obręczy. Ruszyli na nas razem, w jednej sekundzie, a za nimi rosła rozwścieczona armia demonów. Zbladłam ze strachu. Aurea chwyciła moją dłoń, a Iwo rozłożył ramiona. Demony uderzyły pierwsze, jednak odbiły się od maga jak od ściany. Zobaczyłam, że na jego twarzy pojawiła się maska. Maska Nieśmiertelnych.
Stella i Gustaw przyjęli atak Samiego, blokując jego rozłożone dłonie. Z każdego palca wyrastał mu teraz długi zakręcony pazur. Gdy nie mógł ruszyć dłońmi, uwięziony w uścisku, otworzył usta, a jego język wystrzelił niczym język węża. Gdy ugodził dłoń Stelli, dziewczyna krzyknęła i upadła na podłogę. Sami odtrącił Gustawa, raniąc go swoimi szponami, i w furii ruszył na Iwo. Aurea wystąpiła do przodu i nim Sami zdołał się zorientować, za jego plecami pojawiły się również Ariana i Amelia. Gdy ujrzałam ich spokojne, jasne twarze, poczułam ciepło na sercu. Siostry uwięziły Samiego w trójkącie blasku. Iwo trzymał Konrada, który szamotał się jak opętany. Wymieniliśmy spojrzenia i zgodnie kiwnęliśmy głowami. To był nasz znak: nogi za pas.
Iwo odrzucił Konrada w bok, a Sami opadł, odurzony blaskiem. Siostry złapały mnie za rękę, potem Iwo, Gustawa i Juliana. Iwo wyjął z kieszeni spodni kieszonkowy zegarek, otworzył go i przesunął wskazówki na godzinę trzecią. Poczułam, jak mną szarpie. Bezkres wsysał nas do środka, Okulus po nas sięgał, tak jak to zaplanowaliśmy. Uśmiechnęłam się w przypływie ulgi, która jednak nie trwała długo. Nie wylądowałam w domu cyrkowców, a z powrotem w opuszczonej masarni. Iwo wpadł na ścianę, która go przygniotła, Ariana potoczyła się aż na korytarz, a Gustaw utknął pomiędzy prętami. Jeden z nich na wylot przeszedł przez jego ramię. Chłopak jęknął.
– Co się stało?! – krzyknęłam przerażona, jednak gdy spojrzałam ponad pył unoszący się z zawalonej ściany, nie potrzebowałam już odpowiedzi. Czarne cielska demonów przyczepiły się do Konrada jak małpy do drzewa, wyciągając swoje długie macki. Jedna z nich dosięgnęła Amelię i zaplątała się w jej loki. Pazury stwora weszły do jej oczu i ust. Konrad dyszał żądzą krwi.
– Nie zostawicie mnie… – wysyczał. – Znowu. Znowu mnie porzucacie.
Demon podrapał policzek Amelii.
– Oszalałeś do reszty?! – wrzasnął Iwo, podnosząc się z gruzów. – Natychmiast ją puść!
Konrad zaśmiał się szyderczo i ścisnął Amelię jeszcze mocniej. Padła na kolana.
Iwo ruszył w kierunku Konrada, jednak to Julian był szybszy. Z dawną sprawnością chwycił jego ramię. Zrobił to tak mocno, że spod materiału wyciekła krew, a chłopak nieco osłabił uścisk. Konrad wyjął zza pasa sztylet. Wycelował go w Amelię, a moje serce na chwilę stanęło. Iwo uderzył swoją laską o podłogę, krusząc panele wokół Konrada. Sztylet szybował już jednak w powietrzu. Julian próbował go złapać, jednak na próżno. Stella wyciągnęła dłoń, ale też bez efektu. Wtedy siostry, wszystkie naraz, wyciągnęły dłonie. Moja też poszybowała do przodu. Na opuszkach ich palców pojawił się blask. Moje również lekko zaiskrzyły, niczym zapałka – ich świeciły blaskiem pochodni. Wtedy sztylet zmienił bieg, odbijając się od światła niczym piłka od ściany. Poszybował tak szybko, że zauważyłam tylko rozmazaną smugę. Sztylet wbił się w pierś Konrada. Chłopak westchnął, a pęknięcia na podłodze powiększały się stopniowo. Sufit runął, a Konrad spadł piętro niżej. Ściany zaczęły pochylać się niczym potrącony dom z kart.
– Szybko! – ponaglił nas Iwo i znów złapaliśmy się za ręce. Szarpnęło nami i po chwili wylądowaliśmy na tygrysim dywanie, który nieco zamortyzował upadek. Podniosłam się i spojrzałam po wszystkich. Byliśmy cali.
Iwo zwycięskim gestem uniósł fiolkę z łzami gryfa. Aurea rzuciła się w objęcia Juliana. Chwilę później do salonu wpadli Hadrian, Okulus i Igor i zaczęli nas po kolei ściskać. Nie minęło nawet kilka minut, a Hadrian uleczył wszystkie nasze rany. Na końcu przyczłapał prawdziwy Proto, który przysiadł przed kominkiem i ułożył głowę na podłodze.
– Udało się! – Objęłam Hadriana tak mocno, jak tylko potrafiłam. – Mamy kolejny składnik!
Hadrian spojrzał na mnie z podziwem. Uśmiechnęłam się szeroko i zmierzwiłam jego jasne włosy.
– Udało nam się. – Westchnął i mocno mnie objął, jakby próbował połączyć nasze ciała w jedno.
Nasi przyjaciele głośno rozmawiali, podekscytowani, rozradowani. My wpatrywaliśmy się w siebie. Patrzyłam w spokojne, lazurowe oczy Hadriana. Delikatny uśmiech, mocne, lecz przyjazne rysy twarzy. Spojrzenie, które objęłoby cały świat dobrem. Ramiona, które trzymały moje ciało jak lina bezpieczeństwa. Delikatnie go pocałowałam. Pogładziłam jego policzki, potem szyję i ramiona.
Myślałam o miłości. O tym, że to Hadrian mnie nauczył, że uczucie jest jak owoc, który wymaga starannej pielęgnacji. Delikatny owoc, który w każdym momencie może spaść z cienkiej gałązki, który potrzebuje czasu, by dojrzeć. Pączkuje, powoli dojrzewa. W naszej miłości nie było pośpiechu. Nie było granic ani złości. Tylko zrozumienie i chęć, by nie stracić tego, co najpiękniejsze na świecie. Pragnęliśmy, żeby klątwa odeszła i żebyśmy mogli się rozkoszować codziennością.
8
Odkąd odzyskaliśmy Juliana, nasze życie znów przewróciło się do góry nogami. Całą noc spędziłam u Hadriana, a po walce w zniszczonej masarni musiałam wrócić do przyziemnych obowiązków. Tym razem czekała mnie matura z matematyki, poziom rozszerzony. Jeden z najtrudniejszych egzaminów, do którego skrupulatnie się przygotowywałam. Zamierzałam napisać go wyspana, wypoczęta i z umysłem gotowym do matematycznych działań. Niestety bezsenność Juliana udzieliła się nam wszystkim. Chłopak, choć czuł się lepiej i przyjmował lekarstwa pod czujnym okiem Iwo, nie mógł spać. Próbował