Książki znajdowały się zawsze w centrum jej planów na przyszłość. „Nigdy nie zapomnę wzruszenia, jakie mnie ogarnęło, gdy wzięłam do ręki swoją pierwszą książkę. To było tak, jakbym wydała na świat dziecko. Nie mogłam opanować drżenia, pobiegłam do łazienki, żeby się wypłakać”. Wstęp napisał Orson Welles, który nie ukrywał, że podziwia tę młodą włoską dziennikarkę za talent i odwagę, z jaką obnażyła hollywoodzki filmowy światek. „Dobrze się stało, że Fallaci zatrzymała swój przenikliwy toskański wzrok na naszym hollywoodzkim targowisku próżności”. Reżyser od razu odkrył sekret Oriany, która kryła swą naturę bezkompromisowej publicystki pod maską kruchej kobiecości. „Także Mata Hari była piękna. Każda z tych dwóch bystrych kobiet szpiegów potrafiła wykorzystać, w sposób adekwatny dla epoki, w jakiej żyła, powszechne wśród mężczyzn przekonanie, że inteligencja wśród tak zwanej słabej płci jest zarezerwowana dla jej brzydszych przedstawicielek. W Hollywood nie ma nic banalniejszego niż piękna kobieta. Fascynująca uroda Oriany pozwoliła jej pozostać niezauważoną”.
Książka sprzedawała się bardzo dobrze, Oriana zadedykowała ją matce i ojcu. Nazwisko Fallaci, znane już czytelnikom „L’Europeo”, zaczęło być głośne w szerszych kręgach. Koledzy po fachu, zaciekawieni niespodziewanym sukcesem tej młodej dziennikarki o natapirowanych włosach, przeprowadzali z nią wywiady. Niektórzy próbowali jeszcze żartować z jej niewinnego wyglądu: „ta blondynka, specjalny wysłannik o usteczkach w kształcie serca”. Wkrótce jednak wszyscy zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z rywalką, która ma wszelkie dane ku temu, by w ciągu niewielu lat przesunąć w cień inne postaci włoskiego żurnalizmu. Stanie się jedynym włoskim dziennikarzem znanym i czytanym na całym świecie. Giorgio Fattori, nowy redaktor naczelny „L’Europeo”, już dawno zauważył, że kiedy na okładce tygodnika jest jej nazwisko i informacja, że w środku można przeczytać tekst jej autorstwa, sprzedaż rośnie. Oriana zdobyła krajową sławę. Mógłby to być dla niej szczęśliwy okres w życiu. Jednak to właśnie wtedy doświadczyła najtrudniejszych chwil. Przeżyła nieszczęśliwą miłość, która zmieniła ją na zawsze.
7
Pierwsza miłość
Nazywał się Alfredo Pieroni i był korespondentem prasowym w Londynie. Pracował dla nieistniejącego już dzisiaj czasopisma „La Settimana Incom illustrata”. Oriana poznała go po jednym z dłuższych pobytów w Hollywood, gdy przygotowywała do publikacji swoją pierwszą książkę. Była młodsza od niego o sześć lat i o wiele wyżej notowana w świecie dziennikarskim. Aż do tej chwili nie myślała o niczym innym jak tylko o swojej karierze zawodowej, ale spotkanie z tym mężczyzną sprawiło, że zatrzymała się na tej drodze. Nie była przygotowana na takie doświadczenie, nie wiedziała, jak się zachować.
Oriana zakochana to całkiem inna osoba. Stała się łagodna i krucha. Trudno uwierzyć, że to naprawdę ona jest autorką listów do Alfreda zachowanych w jej papierach. Kobieta, która je napisała, bardziej niż czegokolwiek innego pragnęła żyć ze swoim mężczyzną i była gotowa poświęcić wszystko, łącznie z pracą, by zrealizować to pragnienie. Żebrała o miłość, wybaczała i usprawiedliwiała wszystko, ukochanemu mężczyźnie pozwalała się upokarzać i unicestwiać. Po raz pierwszy w życiu – i może ostatni – Oriana była zupełnie bezbronna. W tym związku została głęboko zraniona. Straciła dziecko, mało brakowało, żeby straciła także życie. Miało to ogromny wpływ na jej charakter i sposób myślenia o ludzkiej egzystencji.
W pierwszych listach do Alfreda starała się udawać, że traktuje lekko ich znajomość, że to dla niej zwykły flirt. Do jednego z bilecików dołączyła rysunek, na którym przedstawiła siebie jako zakochaną panienkę z wielką kokardą na głowie, pytającą, co też takiego przytrafiło się pannie Fallaci. W innym liście żartowała, że pragnie wstawić się za Orianą, bo przykro patrzeć, jak biedaczka cierpi z miłości. Ale szybko przestaje zasłaniać się żartem. Wyznaje, że go kocha „definitywnie, uparcie i czule”, i robi wszystko, by zmniejszyć dystans, jaki ich dzieli. Zasypuje go listami, przesiaduje całymi dniami przy telefonie, mając nadzieję na rozmowę. W rzeczywistości trudno nazwać ich relację związkiem, bo Alfredo absolutnie nie podzielał jej uczuć. Miłość Oriany była monologiem, długim listem zaadresowanym do człowieka, który nie potrafił na niego odpowiedzieć.
Początkowo Alfreda intrygowała ta koleżanka po fachu o delikatnej urodzie lalki, determinacji mężczyzny i niezwykłym talencie, o której tyle się mówiło w dziennikarskich kręgach, z podziwem i zawiścią. Pochlebiało mu jej zainteresowanie i był gotowy na małą przygodę. Ale na nic poza tym. Szybko zdał sobie sprawę z powagi jej uczucia i zaczął się go bać. Ona wysyłała do niego miłosne listy, a on robił wszystko, by hamować jej żarliwość. Nie chciał, żeby mówiła komukolwiek o ich romansie, do Londynu zaprosił ją dopiero po jej upartych naleganiach, nigdy do niej nie pisał. Od czasu do czasu obiecywał, że do niej zadzwoni, po czym natychmiast o tym zapominał, a ona na próżno wyczekiwała przy telefonie. Nie ukrywał, że ma inne kobiety. Oriana była bardzo zazdrosna, ale przystała także na to, tak samo jak na wszystko, co pochodziło od Alfreda.
Terenem polowania na informacje wykorzystywane potem w artykułach dla „L’Europeo” były dla Oriany od zawsze Rzym i Paryż, ale teraz robiła wszystko, żeby jak najczęściej wysyłano ją do Londynu. Każdy pretekst był dobry: skandal z księżną Aleksandrą z Kentu w roli głównej, nowa miłość Ingrid Bergman, indonezyjski szarlatan, który medytacjami uzdrawiał popularne osobistości. Dzięki nim mogła zobaczyć Alfreda, spać w jego domu choćby przez jedną noc. Oriana, która przez całe życie opowiadała się za miłością na odległość, bez zobowiązań, z Alfredem pragnęła całkiem innego życia: wspólnego mieszkania, dzieci, wspólnej codzienności. Pragnęła tego samego co większość kobiet.
Uwielbiała wykonywać dla niego drobne codzienne prace. W te nieliczne dni, które spędzała w jego londyńskim domu, była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Robiła porządki, przygotowywała posiłki, chciała, żeby odprawił kobietę, która przychodziła sprzątać, bo wolała robić wszystko sama. Żałowała, że nie zna bliżej żadnego z pilotów samolotów latających między Londynem a Mediolanem; gdyby któryś z nich był jej krewnym, mógłby odbierać od Alfreda co parę dni brudne koszule i oddawać mu je następnego ranka wyprane przez nią i wyprasowane. Wysłała na jego londyński adres dziesiątki paczek: doniczka z bazylią, krawat od Pierre’a Balmaina, jedwabny szlafrok, placki z piekarni Cova, parasol na angielskie deszcze, lekarstwa, kiedy chorował, złoty zegarek z dewizką kupiony u zaprzyjaźnionego jubilera na Ponte Vecchio. Do jego krawca wysyłała materiały na ubrania albo tylko próbki, żeby Alfredo wybrał, który najbardziej mu się podoba.
Alfredo był eleganckim mężczyzną. Dzięki niemu Oriana dowiedziała się, jakie kamizelki są modne, co to jest dwurzędówka i czym różni się wełna merynosowa od kaszmiru. Sama ubierała się zwykle wygodnie i praktycznie, ale w tym okresie wydawała fortunę na krawcowe i w listach do ukochanego często pisała o nowych sukienkach. W większości granatowych, bo był to ulubiony kolor Alfreda. Zrobiła dla niego sweter na drutach, tylko po to, by przy przymiarkach móc się przytulić do manekina i wyobrażać sobie, że przytula się do Alfreda. W jednym z listów pochwaliła się, że lepiej jej wychodzi robota na drutach niż pisanie tekstów prasowych.
Zgodziła się pojechać do Paryża, by napisać serię artykułów o dyktatorach mody. Wywiady ze sławnymi stylistami przeprowadzała, jak zwykle, bez onieśmielenia czy skrępowania. Młodego Yves’a Saint Laurenta opisała jako wstydliwego