Oriana Fallaci Portret Kobiety. Cristina De Stefano. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Cristina De Stefano
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-131-0
Скачать книгу
bezpieczony znakiem wodnym

      WSTĘP

      Czas dany nam na zrozumienie i działanie, który nazywa się życiem, trwa krótko. Trzeba więc, żeby wszystko działo się w nim szybko.

      Samolot leci nad oceanem pogrążonym w ciemnościach. Nagle okna rozświetlają się. „Spójrz, Oriano, zorza polarna” – szepcze siostrzeniec. Ona nie odpowiada, jest pogrążona w półśnie, zamroczona z powodu wycieńczenia. Fotel, na którym siedzi, jest odchylony do tyłu, przykryła się futrem. Drży z zimna, choć trwa jeszcze lato. Jest 4 września, Oriana Fallaci wraca do Florencji.

      Ma raka w bardzo zaawansowanym stadium. Linie lotnicze obsługujące trasę z Nowego Jorku do Włoch odmówiły przyjęcia jej na pokład w takim stanie. Trzeba było wynająć prywatny samolot. Od tygodni odżywia się tylko cukrem i wodą, waży niespełna trzydzieści kilogramów. Właściwie przez całe życie miała niewiele większą wagę: czterdzieści dwa kilogramy na sto pięćdziesiąt sześć centymetrów wzrostu. Często z tego żartowała: „Ludzie, którzy widzą mnie po raz pierwszy, są zaskoczeni moimi skromnymi rozmiarami. Rozkładam wtedy ręce i mówię: cóż, to tylko tyle”.

      Powrót do rodzinnych stron był jej pragnieniem. Przez prawie pięćdziesiąt lat mieszkała w Nowym Jorku, ale chciała zakończyć życie tam, gdzie się ono zaczęło. Światła w kabinie są przyćmione, by nie razić jej oczu umęczonych chorobą. Są przy niej dwie lekarki, gotowe interweniować w razie konieczności. Oriana przez całą podróż siedzi nieruchomo w fotelu, skupiona na sobie, pogrążona we wspomnieniach. Florencja, do której zbliża się powoli, przynosi jej przeszłość.

      1

      Rodzina, w której nikt się nie uśmiecha

      „Nie wiem, jak wyglądało pierwsze spotkanie moich rodziców. Jedyną wskazówką, która może naświetlić tajemnicę moich narodzin, jest stwierdzenie matki: to wszystko przez ten kapelusz z czereśniami”. Ten właśnie rekwizyt rodzinnych opowieści słuchanych w dzieciństwie Oriana lubiła najbardziej: kapelusz przybrany jaskrawoczerwonymi owocami, który wiele lat później posłużył za tytuł jej pośmiertnie wydanej powieści: Kapelusz cały w czereśniach. Nic więcej nie wiemy. Możemy tylko spróbować sobie wyobrazić.

      Zdarzyło się to prawdopodobnie pod koniec lata 1928 roku, jednego z tych słonecznych dni, kiedy trudno wysiedzieć w czterech ścianach. Edoardo Fallaci miał dwadzieścia cztery lata i nędzne grosze w kieszeni. Pracował jako stolarz i mieszkał z rodzicami. Marzył o wyjeździe do Argentyny, tam chciał szukać szczęścia. Był niewysoki, ale miał piękną twarz o mocnej szczęce i niebieskie oczy o zuchwałym spojrzeniu. Tosca Cantini, dwudziestotrzyletnia, była córką rzeźbiarza i anarchisty, osierocona przez matkę, od dzieciństwa uczyła się zawodu w pracowni krawieckiej. Zakład prowadziły dwie kobiety, które bardzo się przywiązały do Toski i traktowały jak panienkę z dobrego domu. Znalazły nawet wśród swoich klientek panią, która chciała zabrać ją ze sobą dla towarzystwa do Paryża. Ale tamtego wrześniowego dnia Tosca założyła kapelusz przybrany czerwonymi owocami, podkreślający urodę jej twarzy o wydatnych kościach policzkowych, dzięki któremu być może zwrócił na nią uwagę Edoardo: „Jakie piękne czereśnie!”. Oriana została poczęta jakiś czas później, podczas wycieczki na górę Morello.

      „Mama mówiła zawsze, że kiedy zaszła w ciążę, nie chciała mnie. W tamtych czasach uważano, że picie roztworu gorzkiej soli może spowodować przerwanie ciąży, więc do czwartego miesiąca piła ją codziennie. Aż któregoś wieczoru, kiedy podnosiła szklankę do ust, poczuła, że poruszyłam się w jej łonie, jakbym mówiła: »Chcę przyjść na świat!«. Od razu wylała płyn do doniczki z kwiatkami. »I w ten sposób ty się urodziłaś« – kończyła zawsze swoją opowieść”.

      Rzeczywiście, Tosca marzyła o innym życiu. Chciała podróżować, poznać świat, ciągnęło ją do artystów. Miała wielu przyjaciół wśród florenckiej cyganerii, najbliższy był jej malarz Ottone Rosai, który zresztą zabiegał o jej względy. „Mówiła o nim, że był z niego kawał chłopa, w przeciwieństwie do ojca, niewysokiego i szczupłego”.

      Kiedy było już wiadomo, że ciąży nie będzie się można pozbyć, Edoardo przedstawił Toscę rodzicom. Matka, Giacoma, znana ze swego nieprzyjemnego charakteru, przyjęła ją z niechęcią i źle ją traktowała. Za to ojciec, Antonio, od razu okazał jej sympatię, co jednak tylko pogorszyło sytuację. Tosca szybko stała się kimś w rodzaju kopciuszka. „Jednym z moich najwcześniejszych wspomnień jest obraz mamy, która pierze jakieś szmatki w miednicy i płacze”. Fakt, iż matka, kobieta o wielkiej inteligencji, była zmuszona do obsługiwania całej rodziny, naznaczył całe życie Oriany. Często wspominała w wywiadach, że to ona obudziła w niej ambicję. „Matka mówiła mi zawsze, czasem wśród łez: »Nie popełniaj moich błędów! Zrób wszystko, żeby nie stać się niewolnicą męża i dzieci! Ucz się i idź w świat!«. Nie chciałam żyć jak matka, zamierzałam ją pomścić”.

      W 1977 roku, dziękując za przyznanie doktoratu honoris causa na chicagowskim Columbia College, powiedziała: „Dedykuję ten doktorat mojej matce, Tosce Fallaci, która nie mogła studiować na uniwersytecie, bo była kobietą i była uboga, a żyła w czasach, gdy kobietom i biednym nie dane było się uczyć”.

      Przy narodzinach, 29 czerwca 1929 roku, nadano jej imię Oriana. W tamtych czasach było nader rzadkie. Rodzice, choć żyli w niedostatku, byli miłośnikami literatury i wybrali dla niej imię Proustowskiej księżnej Guermantes. „Nie miałaś czerwonej i pomarszczonej buzi jak inne niemowlęta – mówiła mi zawsze mama. – I nigdy nie płakałaś. Wszystkie dzieci płaczą, a ty byłaś zawsze cichutka. Patrzyłaś tylko, obserwowałaś wszystko dokoła, obserwowałaś nas. Ósmego dnia po twoich narodzinach zaczęłam się poważnie niepokoić, pomyślałam, że może urodziłaś się bez strun głosowych. Poszłam z tobą do lekarza, który obejrzał cię dokładnie i uspokoił mnie, że wszystko jest w porządku. Potem połaskotał cię w piętę i wtedy ty uśmiechnęłaś się szeroko”.

      W domu przy via Piaggione, gdzie Oriana przyszła na świat, mieszkali wszyscy razem: rodzice, dziadkowie i niezamężne siostry ojca. Jeszcze wiele lat później Oriana dokładnie pamiętała rozkład pomieszczeń i ich umeblowanie. Zresztą niektóre sprzęty zabrała ze sobą do miejsc, w których później zamieszkała: malowaną szafkę do Nowego Jorku, łóżko rodziców i oszkloną biblioteczkę do mieszkania we Florencji, stół z jadalni do domu na wsi.

      Z okien rozpościerał się widok na całe miasto. Na pierwszym planie kopuła Brunelleschiego i dzwonnica Giotta, za nimi dachy domów i mosty na rzece Arno. W jednym z pokoi dziadek miał mały warsztat szewski, w którym naprawiał buty całej rodziny. Oriana godzinami przyglądała się jego pracy i chętnie mu pomagała. Nauczyła się trzymać z daleka od babki Giacomy, która wiecznie się złościła i miała ciężką rękę. Schronienie znajdowała w pokoiku dziadka Antonia.

      „Dziadek był czuły i opiekuńczy. Wstawiał się za mną, gdy wymagała tego sytuacja, poza tym zawsze się uśmiechał, jako jedyny w tej rodzinie, w której nie uśmiechał się nikt”.

      Po niej urodziły się jeszcze dwie dziewczynki: Neera w 1932 roku i Paola w 1938. Dużo później, w 1964 roku, kiedy córki już były dorosłe, rodzice adoptowali sierotę o imieniu Elisabetta. Same dziewczęta, żadnego chłopca w rodzinie. Pewnie dlatego Edoardo od początku traktował Orianę jak chłopca. „Ojciec był niepocieszony, kiedy się urodziłam, bo pragnął mieć syna. Jak tylko trochę urosłam, zaczął zabierać mnie z sobą na polowania”. Nauczył ją strzelać i chciał, żeby zawsze mu towarzyszyła. W sezonie na drozdy, kiedy ptaki chmarami przelatywały nad polami, jeszcze przed świtem stawał z córką na czatach przy myśliwskim szałasie. Wiele lat później Oriana będzie pamiętać nawet najdrobniejsze szczegóły tych wypraw. Dotkliwe zimno o poranku, wzrok wbity w niebo, wypowiadane szeptem wskazówki ojca: „Jeżeli przyleci z lewej strony, będzie mój, z prawej twój, a jeżeli przylecą stadem, strzelamy razem. Policzę raz, dwa i na trzy strzelamy”. „Dobrze, tato!”

      Edoardo Fallaci był człowiekiem małomównym i wymagającym zarówno od siebie, jak i od innych. Wychował pierworodną córkę, jakby chciał z niej zrobić żołnierza. Jedno z najwyraźniejszych wspomnień Oriany z okresu dojrzewania było związane z jego surowymi metodami wychowawczymi. Miała piętnaście lat i szła