Nowe oblicze Greya. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7508-643-0
Скачать книгу
podziewają?

      – Mieliśmy cholerne szczęście, że nie było korków. Ale to oznacza, że dodge także miał szczęście. Nie zwalniaj, Ano. Zawieź nas do domu.

      – Nie pamiętam drogi – mruczę zdenerwowana tym, że dodge nadal siedzi nam na ogonie.

      – Na razie jedź cały czas prosto. – W głosie Christiana ponownie słychać niepokój. Przemykam przez trzy przecznice, ale na Yale Avenue światła zmieniają się na żółte. – Jedź, Ana! – woła.

      Podskakuję i tak mocno wciskam pedał gazu, że oboje nas wciska w fotele. Światła zdążyły się zmienić na czerwone.

      – Zjeżdża w Stewart – rozlega się głos Sawyera.

      – Trzymaj się go, Luke.

      – Luke?

      – Tak ma na imię.

      Zerkam na Christiana z ukosa i widzę, że patrzy na mnie jak na wariatkę.

      – Patrz przed siebie! – warczy.

      Ignoruję jego ton.

      – Luke Sawyer.

      – Tak! – Wydaje się mocno poirytowany.

      – Ach. – Czemu tego nie wiedziałam? Ten człowiek od sześciu tygodni chodzi za mną krok w krok, a ja nie znałam nawet jego imienia.

      – Zgadza się, proszę pani – odzywa się Sawyer, a ja aż podskakuję, choć jak zawsze mówi w ten swój spokojny, jednostajny sposób. – PN jedzie teraz Steward Street, proszę pana. I dodaje gazu.

      – Jedź, Ana. I koniec tych cholernych pogaduszek – warczy Christian.

      – Zatrzymaliśmy się na pierwszych światłach na Stewart – informuje nas Sawyer.

      – Ana, szybko, tutaj! – woła Christian, pokazując na parking po południowej stronie Boren Avenue. Z piskiem opon skręcam i wjeżdżam na zapchany parking.

      – Jedź dookoła. Szybko – nakazuje Christian. Jadę tak szybko, jak się tylko da, na koniec parkingu, z dala od ulicy. – Tutaj. – Pokazuje na wolne miejsce. Cholera! Chce, żebym zaparkowała. Kurde! – Po prostu to zrób.

      Więc robię, perfekcyjnie. To chyba jedyny przypadek, kiedy udało mi się tak ładnie zaparkować.

      – Schowaliśmy się na parkingu pomiędzy Stewart a Boren – mówi Christian do BlackBerry.

      – W porządku, proszę pana. – W głosie Sawyera słychać nutkę irytacji. – Proszę tam pozostać; my pojedziemy za PN.

      Christian odwraca się do mnie.

      – Wszystko dobrze? – pyta.

      – Jasne – odpowiadam szeptem.

      Uśmiecha się lekko kpiąco.

      – Kierowca dodge’a cię nie słyszy, wiesz?

      Śmieję się.

      – Przejeżdżamy teraz przez Stewart i Boren, proszę pana. Widzę ten parking. Dodge was minął, proszę pana.

      Oboje oddychamy z ulgą.

      – Dobra robota, pani Grey. – Christian delikatnie gładzi opuszkami palców moją twarz, a ja podskakuję, oddychając głęboko.

      – To oznacza, że przestaniesz marudzić na mój styl jazdy? – pytam.

      Śmieje się – to głośny, oczyszczający śmiech.

      – Tego bym nie powiedział.

      – Dziękuję, że dałeś mi prowadzić swoje auto. W dodatku w takich ekscytujących okolicznościach. – Desperacko się staram, aby zabrzmiało to lekko.

      – Może teraz ja powinienem siąść za kółkiem.

      – Jeśli mam być szczera, to w tej chwili raczej nie uda mi się wysiąść, aby cię tu wpuścić. Nogi mam jak z waty. – Nagle cała zaczynam się trząść.

      – To adrenalina, skarbie. Poradziłaś sobie doskonale, zresztą jak zawsze. Zdumiewasz mnie, Ano. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodłaś.

      Wierzchem dłoni dotyka czule mego policzka. Jego twarz jest pełna miłości, strachu, żalu – tyle emocji naraz – a jego słowa kompletnie mnie rozbrajają. Z mojego zaciśniętego gardła wydostaje się zduszony szloch i zaczynam płakać.

      – Nie, maleńka, nie. Nie płacz, proszę.

      Wyciąga ręce i mimo mocno ograniczonej przestrzeni jakimś cudem przeciąga mnie na swoje kolana. Odgarnąwszy mi włosy z twarzy, całuje moje oczy, następnie policzki, a ja zarzucam mu ręce na szyję i szlocham cicho. Christian chowa twarz w moich dłoniach i mocno tuli do siebie i tak siedzimy, nic nie mówiąc, jedynie się przytulając.

      Zaskakuje nas głos Sawyera.

      – PN zwolnił pod Escalą. Przeprowadza rekonesans.

      – Jedźcie za nim – warczy Christian.

      Ocieram nos wierzchem dłoni i biorę głęboki, uspokajający oddech.

      – Użyj mojej koszuli. – Christian całuje mnie w skroń.

      – Przepraszam – mamroczę zawstydzona tym płaczem.

      – Za co? Nie przepraszaj.

      Unosi moją brodę i składa na ustach delikatny pocałunek.

      – Masz takie miękkie usta, kiedy płaczesz, moja śliczna, dzielna dziewczynko – szepcze.

      – Pocałuj mnie jeszcze.

      Christian nieruchomieje. Jedną rękę ma na mych plecach, drugą na pupie.

      – Pocałuj – szepczę bez tchu i patrzę, jak jego usta lekko się rozchylają.

      Przechylając się nade mną, wyjmuje BlackBerry z uchwytu i rzuca go na fotel pasażera obok mych odzianych w sandałki stóp. A potem jego usta łączą się z moimi. Językiem rozsuwa mi wargi, a ja witam go ochoczo. Przez moje ciało przetacza się adrenalina przemieniona w pożądanie. Obejmuję dłońmi twarz Christiana, przesuwając palcami po baczkach, rozkoszując się jego smakiem. Moja gorączkowa reakcja sprawia, że z jego gardła wydostaje się niski jęk. Przesuwa dłoń w dół mego ciała, ocierając się o pierś, talię, aż do pośladków. Poprawiam się lekko na jego kolanach.

      – Ach! – mówi i odsuwa się minimalnie ode mnie. Brak mu tchu.

      – Tak? – mruczę mu do ust.

      – Ana, znajdujemy się na parkingu w Seattle.

      – No i?

      – Cóż, mam ochotę się z tobą pieprzyć, a ty ocierasz się o mnie, to uciążliwe.

      Na te słowa moje pragnienie wydostaje się na wolność, po raz kolejny zaciskając wszystkie mięśnie w podbrzuszu.

      – Wobec tego pieprz się ze mną. – Całuję go w kącik ust. Pragnę go. Teraz. Ten pościg samochodowy był ekscytujący. Zbyt ekscytujący. Przerażający… a strach obudził moje libido.

      Christian odsuwa się i patrzy na mnie pociemniałymi oczami.

      – Tutaj? – Głos ma zachrypnięty.

      W ustach mi zasycha. Jak on to robi, że tak bardzo podnieca mnie jednym tylko słowem?

      – Tak. Pragnę cię. Teraz.

      Przechyla głowę i przez chwilę przygląda mi się uważnie.

      – Pani Grey, cóż za bezwstydność – szepcze po upływie, jak mi się zdaje, wieczności. Jego dłoń zaciska się mocniej na moich włosach, przytrzymując mnie