Trudno byłoby mu pominąć Narodową Demokrację. Feldstein przedstawia jej program, potwierdza, że wykorzystuje ona antysemityzm jako hasło polityczne i że Żydów określa jako obce ciało. Po czym konkluduje niemal tryumfalnie, iż endecji nie udało się wywołać prześladowań Żydów i pogromów na terenie Galicji. Choć przyznaje, że zdarzają się – jak na całym świecie – społeczne, ekonomiczne czy polityczne konflikty, na które Żydzi mogą mniej lub bardziej zasadnie skarżyć się.
Poglądy endecji Władysław Feldstein określa mianem „azjatyckich prądów”127 (asiatische Strömungen). Zasługują na to miano, bowiem jego zdaniem takie poglądy przychodzą z Rosji. Twierdzi, że mimo wysiłków Narodowej Demokracji nie otrzymały one wstępu do Galicji, na obszar, na którym dominują Polacy.
Władysław Feldstein duży fragment poświęcił sytuacji Żydów w zaborze rosyjskim. Antyżydowskie nastroje i działania Polaków tłumaczył polityką rosyjską. Postawił tezę, że oddzielenie Królestwa Polskiego od Rosji uwolni Polskę do szkodliwych wpływów, które niosą ze sobą antysemityzm i pogromy.
Zaborowi pruskiemu poświęcił niewiele miejsca, bowiem mieszkała w nim tak znikoma populacja żydowska, że jego zdaniem nie istniał na tamtym terenie historycznej przedrozbiorowej Polski w ogóle problem mniejszości żydowskiej.
Jeszcze nie mógł wiedzieć, co robić będą z Żydami żołnierze i powstańcy wielkopolscy, którzy dotrą do Lwowa z odsieczą w marcu 1919 roku.
Feldstein zwrócił się z prośbą o interwencję do człowieka, który trzy lata później dni rabunków, gwałtów, zabójstw i podpaleń w dzielnicy żydowskiej Lwowa nazwie „walką najtrudniejszą, bo z wrogiem wewnętrznym”.
Retoryka polskiego nacjonalizmu początków XX wieku doprowadzona została do ekstremum przed wybuchem Wielkiej Wojny. W tej wizji świata Żydzi zostali wykreowani na największego wroga Narodu Polskiego, czwartego rozbiorcę.
Zostali ogłoszeni wrogiem najgorszym i najniebezpieczniejszym, bo rozkładającym moralnie i ekonomicznie Polaków we wszystkich zaborach po to, aby utworzyć na polskich narodowych ziemiach Judeo-Polonię i sprowadzić Polaków do roli niewolników. W głowie Mączyńskiego był to wróg bez porównania groźniejszy od Ukraińców.
Zażarty antysemita, tak niedawno niewiele znaczący, zdemobilizowany oficer armii austriackiej święcił tryumf.
Przyjmował delegacje i hołdy władz Lwowa, które gratulowały mu zwycięstwa i przyznawały zasługi.
A teraz przed Mączyńskim, wyznawcą „azjatyckich poglądów”, stał i błagał o pomoc dla innych Żydów przywódca żydowskiego ruchu asymilacyjnego. Znany, majętny, szanowany obywatel Lwowa.
Dla ppłk. Mączyńskiego Władysław Feldstein był „tandetnym Polakiem”. Tak żydowskich asymilatorów określał Roman Dmowski, polityczny guru Mączyńskiego.
Był też zapewne „chorobotwórczym mikrobem”. Tak asymilatorów określał inny czołowy antysemita Antoni Skrzynecki, który za największe zagrożenie uznawał właśnie takich Żydów jak Feldstein. Ten termin zawarł w dziele wydanym w roku 1913 o niezwykle nośnym tytule Poradnik dla wszystkich Polaków. Jak się odżydzać128.
Których antysemickich ideologów czytał Mączyński? Których pochłaniał? Teodora Jeske-Choińskiego, stałego publicystę „Gazety Lwowskiej”129, i jego fundamentalne dzieło Poznaj żyda! z roku 1912130?
Być może czytał książkę ks. Jana Władzińskiego Semici i semityzm wydaną w roku 1913, która ukazała się kościelnym imprimatur ordynariusza lubelskiego bp. Feliksa Jaczewskiego131. Tym samym stała się tekstem, który prezentował poglądy oficjalnie uznawane przez Kościół katolicki.
Ksiądz Władziński mordy rytualne uważał za niepodważalny fakt i w książce opisał polskiemu czytelnikowi technikę ich wykonywania. Ów katolicki duchowny uważał obecność Żydów za „narośl złośliwą” i „insekta złośliwego” i wzywał do przeprowadzenia „zbożnego dzieła odżydzenia”132. Wykluczał jakąkolwiek asymilację i wzywał do antysemickiej mobilizacji.
Polska prasa we Lwowie z entuzjazmem propagowała antysemickie tezy i hasła. Szczególne zasługi miał w tym lwowski dziennik „Słowo Polskie”, który propagował odżydzanie Lwowa w latach poprzedzających wybuch wojny.
Od maja 1914 roku „Wiadomości Ilustrowane Polskie”133 przyjęły format „Dwugroszówki”, najbardziej antysemickiego dziennika wydawanego w Kongresówce, który codziennie podgrzewał nienawiść do Żydów.
Prasowa kampania antysemicka w Galicji nie osiągnęła wprawdzie takich rozmiarów jak w Królestwie, ale może pochwalić się ewidentnym sukcesem, czyli przeprowadzonym z rozmachem pogromem we Lwowie.
Mączyński dawał upust swoim antysemickim obsesjom we własnej gazecie. To „Pobudka”, którą rozpoczął wydawać w listopadzie w czasie walk polsko-ukraińskich. Na łamach „Pobudki” czaił się pogrom, zapowiedź zemsty na Żydach.
Władysław Feldstein zapewniał Mączyńskiego, że w synagodze nie ma żadnej broni, że nikt z niej nie strzela. Ręczył za swoją wiarygodność, powołując się na to, że w oddziałach, którymi dowodził Mączyński, walczy jego dwóch synów. Nie osiągnął niczego.
Najżarliwszy polski patriota obejrzał na własne oczy ofertę niepodległości przygotowaną przez nacjonalistyczny polski Lwów dla lwowskich Żydów.
Ten Lwów odrzucał całkowicie pojęcie narodu politycznego. Uznawał jedynie etniczną definicję narodu.
Czy Feldstein pamiętał słowa z własnego apelu: „Wolność Polski jest wolnością Żydów w Polsce” („Die Freiheit Polens ist die Freheit der Juden in Polen”)134? Czy pamiętał wezwanie do zagranicznych czytelników, by użyli swoich głosów i swoich wpływów na światową opinię publiczną, aby Polska wolna od obcych wpływów wyzwoliła się narodowo i umocniła ekonomicznie?
Zapewniał ich, że będzie to także pomoc Żydom w Polsce z pożytkiem dla ich ludzkiej godności, obywatelskich wolności i ekonomicznego wzmocnienia.
Zaledwie trzy lata dzieli propolskie żarliwe zaklęcia Władysława Hermana Feldsteina zapewniającego świat, że Galicja dzięki Polakom jest w rzeczywistości rajem dla Żydów i taka będzie niepodległa Polska od tej rozmowy z Mączyńskim i od widoku pogromu urządzonego przez Polaków w dzielnicy żydowskiej Lwowa.
Rozdział IX
Jakże daleko było w tym dniu radosnym oswobodzonemu miastu do prawdziwego spokoju, jaki jest atrybutem zwycięzcy! Ileż gorzkich chwil miało zatruć jeszcze to szczęście wypędzenia wroga, ile ciemnych plam gromadziło się na jasnym nieboskłonie Lwowa! Zbyt znane są smutne wypadki 22. i 23. listopada rzucające niesprawiedliwy haniebny cień na nieskalany rynsztunek polskiego żołnierza, abyśmy się mieli niemi zajmować. Jeszcze nie ochłonęło miasto z pod przygnębiającego wrażenia tych okropnych zajść, jeszcze dymiła i waliła się w zgliszcza