– Mówię wam, że cała ta tekturowa dekoracja, ta otoczona dymem góra, to jedna wielka bujda.
W tej samej chwili rozlega się krótki, stłumiony dźwięk.
Widzimy centaura uderzającego dwoma pałeczkami w zawieszony na brzuchu ogromny bęben.
Za nim drugi centaur, uderzający w tym samym rytmie. Dalej trzeci i cała procesja złożona z dwudziestu centaurów walących ze wszystkich sił w bębny.
Zbliżają się, idą najpierw wzdłuż ścian Amfiteatru, potem zajmują miejsca wokół nas, otaczają nas kołem i już nikt się nie rusza, wszyscy pozostajemy na swoich miejscach. Dźwięk bębnów zdaje się coraz głośniejszy. Jest ich około setki, bębnią, bębnią bez przerwy. Rytm roznosi się po całym moim ciele, jest w skroniach, w klatce piersiowej, w rękach i nogach. Czuję każdą z moich na nowo odzyskanych kości, każdy element szkieletu.
Zdaje się, jakby centaury prowadziły coś w rodzaju drgającego dialogu. Jedni improwizują partie solowe, będące jednocześnie rodzajem wezwania, na które pozostali odpowiadają tym samym motywem.
Nagłe rżenie przerywa procesję.
Na idącym stępa koniu, siedząc po damsku w siodle, wjeżdża jakaś kobieta. Ubrana w srebrną togę, w hełmie na głowie, wymachuje włócznią. Na jej ramieniu siedzi sowa.
Wśród niezwykłej ciszy, jaka zapadła, kobieta wjeżdża na środek areny. Zdaje się, że ma prawie dwa metry wzrostu. Jak Dionizos. Zapewne jak wszyscy bogowie-nauczyciele.
Mówi, wyraźnie akcentując każdy wyraz:
– Jesteście naprawdę bardzo licznym rocznikiem. A jeszcze nie wszyscy uczniowie przybyli. Jest was prawie stu, pozostali dołączą wieczorem. Nigdy nie mieliśmy tylu uczniów. W sumie będzie was w szkole stu czterdziestu czterech.
– Dwanaście razy dwanaście – szepcze mi do ucha Edmond Wells. – Jak stu czterdziestu czterech potomków Adama i Ewy, stu czterdziestu czterech pierwszych ludzi…
Kobieta uderza włócznią w ziemię, jakby chciała przywrócić spokój w rozgadanej klasie.
– Za każdym razem wybieramy uczniów spośród aniołów pochodzących od istot śmiertelnych z tego samego kraju i kultury. Unikamy w ten sposób nacjonalizmu, podżegającego do tworzenia odrębnych ugrupowań. W tym roku postawiliśmy na byłych Francuzów.
Bogini przebiega wzrokiem po zebranych w Amfiteatrze. Nikt się nie rusza. Nawet Proudhon siedzi cicho. Lekko zeskakuje z wierzchowca.
– Będziecie tu – kontynuuje – „bogami ludów”, tak jak gdzie indziej są „pasterze stad”. Tu nauczycie się, jak być dobrymi pasterzami.
Kiedy tak spaceruje po arenie, sowa opuszcza jej ramię i wzlatuje nad nasze głowy.
– Musicie wiedzieć, że czekają was dwa semestry, podczas których dwunastu bogów-mistrzów zajmie się waszą edukacją. Oto ich lista:
1. Hefajstos – bóg kowali.
2. Posejdon – bóg mórz.
3. Ares – bóg wojny.
4. Hermes – bóg wędrowców.
5. Demeter – bogini rolnictwa.
6. Afrodyta – bogini miłości.
W drugim semestrze zajęcia będą prowadzić:
7. Hera – bogini rodzin.
8. Hestia – bogini ogniska domowego.
9. Apollo – bóg sztuk.
10. Artemida – bogini łowów.
11. Dionizos – bóg uroczystości, którego już znacie.
Na koniec dodam, że również ja stanę na katedrze:
12. Atena – bogini mądrości.
Nie wiem dlaczego, ale z tych wszystkich imion tylko jedno zapadło mi w pamięci: Afrodyta, bogini miłości… Wymieniła to imię, a ja odniosłem dziwne wrażenie, że je znam. Jakby ta osoba należała do mojej rodziny z przeszłości. Lub z przyszłości.
Bogini w hełmie na głowie robi jeszcze kilka kroków i ciągnie dalej:
– Do dwunastu bogów-mistrzów dołączą bogowie pomocniczy. W pierwszym semestrze będą to: Syzyf, Prometeusz i Herakles. W drugim spotkacie się z Orfeuszem, Edypem oraz Ikarem. Dołączy do nich Kronos, bóg czasu, a podczas kursu wstępnego, jeśli uznacie to za przydatne, Hermafrodyta, który wspomoże was psychicznie i będzie cały czas do waszej dyspozycji.
Na widowni ponownie rozlega się gwar, ale to jeszcze nie wszystko, co Atena ma nam do powiedzenia. Ponownie uderza włócznią w ziemię.
– Dodam jeszcze, że jak to ma miejsce w każdej wspólnocie, jesteście zobowiązani przestrzegać ustalonych reguł:
1. Nie przebywać poza murami Olimpii po usłyszeniu dwunastu uderzeń dzwonu, wybijających północ.
2. Nie używać przemocy wobec mieszkańców wyspy, czy to wobec boga, chimery czy też innego ucznia.
3. Nigdy nie opuszczać zajęć.
4. Zawsze nosić swój ankh, ów przedmiot przypominający biżuterię, który każdy z was otrzymał w szkatułce. Musicie zawsze mieć go na szyi. To jest wasz identyfikator. Będzie wam również potrzebny do pracy.
Kolejne szmery przebiegają między rzędami. Atena, świadoma zdziwienia wywołanego jej słowami, wyjaśnia:
– Pamiętajcie o tym, że poza murami Olimpii nie jesteście bezpieczni. Na wyspie czyha pełno niebezpieczeństw, których nie jesteście w stanie nawet sobie wyobrazić.
Hałas, zamiast słabnąć, jeszcze się wzmaga.
– Poza tym – dodaje podnosząc głos – mamy tu osobę gotową poskromić wasze turystyczne zapędy. To diabeł we własnej osobie.
Wymawiając to słowo, drży ze strachu.
Po jej słowach następuje prawdziwy harmider, któremu włócznia nie jest już w stanie zapobiec, dlatego centaury zaczynają walić w bębny, próbując nas uciszyć. Każdy ma własną wizję diabła. Cichną uderzenia. Atena kończy:
– Pierwsze zajęcia jutro. Bóg Kronos, odpowiedzialny za czas, będzie na was czekał na lekcji 0. Powtarzam raz jeszcze: zależy mi, aby zajęcia odbywały się w ciszy, spokoju umysłu i ogólnej pogodzie ducha.
W tej chwili dobiega nas krzyk konającego.
18. ENCYKLOPEDIA: KRZYK
Często jest tak, że życie zaczyna i kończy się krzykiem. W czasach starożytnych Greków rozpoczynający bitwę żołnierze wznosili okrzyki wojenne, by dodać sobie odwagi. Germańscy rycerze krzyczeli tak, że na echo ich głosów konie nieprzyjacielskiej armii stawały dęba. Tradycja celtycka wspomina Hopera Noza, nocnego stróża, którego nawoływania wiodły wędrowców w zastawione na nich pułapki. Krzyk biblijnego Rubena, syna Jakuba, miał moc tak wielką, że ten, kto go usłyszał, umierał ze strachu.
19. PIERWSZE OFICJALNE ZABÓJSTWO
Krzyk brzmi jeszcze długo, potem nagle cichnie.
Spoglądamy po sobie zaniepokojeni. Zdaje się, że hałas dobiegał spoza Amfiteatru. Sowa bogini Ateny kieruje się w tamtą stronę, a pędzące centaury są już poza areną. Wszyscy wybiegamy na zewnątrz. Zbity tłum gromadzi się wokół centaurów otaczających miejsce, w którym znajduje się ofiara. Ledwie ją widzę. Leży na ziemi, ze skrzyżowanymi ramionami. Dziura na wysokości serca jest tak szeroka,