Gładzi jej brzegi.
– To, co teraz przeżyjemy, nie pójdzie w zapomnienie. Zanotowałem z pamięci fragmenty tekstów, które wydają mi się najbardziej ważne, i uzupełnię je tym, co tu odkryjemy.
– Ale dlaczego pan…
– Możesz mi mówić per „ty”. Nie jestem już twoim nauczycielem, jestem bogiem-uczniem, podobnie jak ty. Jesteśmy sobie równi.
– Dlaczego ty… Nie, przykro mi, to się nie uda, wolę mówić na pan… Dlaczego nadal prowadzi pan to poszukiwanie wiedzy?
Jest zdziwiony, że nie potrafię zmienić naszych relacji. Ale nie nalega.
– Być może dlatego, że w dzieciństwie wstydziłem się swojej niewiedzy. To był prawdziwy wstyd. Pewnego dnia, gdy nie umiałem wyrecytować na pamięć wiersza, nauczyciel powiedział mi: „Jesteś pusty”. Od tamtego czasu mam potrzebę napełniania się. Nie wierszami, lecz informacjami. W wieku trzynastu lat zacząłem gromadzić całe zeszyty obrazów, naukowych informacji i własnych przemyśleń. (Uśmiechnął się na to wspomnienie). Wycinałem z gazet zdjęcia nagich aktorek i wklejałem do mojej książki obok wzorów matematycznych. Po to, bym miał ochotę ponownie ją otworzyć. Nigdy nie przestałem zapełniać tej księgi. Jak wiesz, nawet wtedy, gdy byłem w Imperium Aniołów, pragnąłem nadal zajmować się Encyklopedią, udzielając natchnienia jednemu z ludzi. Tu będę mógł kontynuować moje poszukiwania Wiedzy Relatywnej i Absolutnej.
– Piąty tom Encyklopedii?
– Oficjalnie piąty, ale napisałem też „nieoficjalne” i ukryłem je w różnych miejscach.
– Encyklopedie Wiedzy Relatywnej i Absolutnej ukryte na Ziemi?
– Oczywiście. Moje małe skarby do odkrycia kiedyś przez tych, którzy będą mieli wystarczająco dużo cierpliwości, aby ich szukać. Ale na razie zaczynam ten.
Patrzę na księgę. Na okładce Edmond Wells wykaligrafował pięknie: ENCYKLOPEDIA WIEDZY RELATYWNEJ I ABSOLUTNEJ, TOM V
Podaje mi książkę.
– Napisałem ją, ponieważ spotykani ludzie dostarczali mi ogromnej wiedzy. Ale kiedy chciałem ją przekazać dalej, aby wiedza ta nadal żyła, spostrzegłem, iż niewielu zainteresowanych jest takim prezentem. Ofiarować można tylko tym, którzy są gotowi nasz dar przyjąć. Zostawiłem więc swój rękopis. Jak list w butelce wrzuconej do morza. Niech go znajdą ci, którzy będą w stanie go docenić, nawet gdybym miał nigdy ich nie spotkać.
Otwieram księgę. W pierwszym rozdziale czytam: Na początku. W następnym W obliczu Nieznanego, A gdybyśmy byli sami we wszechświecie, Niebiańskie Jeruzalem… Ostatni rozdział nosi tytuł Symbolika cyfr”.
– Znowu to samo? Już pan o tym pisał w czterech pozostałych tomach.
Encyklopedysta nie daje się zbić z tropu.
– To klucz do wszystkiego. Symbolika cyfr. Muszę ją sobie przypomnieć i uzupełnić, bo to ona stanowi najprostszą drogę do zrozumienia sensu ewolucji wszechświata. Pamiętasz, Michael…
16. ENCYKLOPEDIA: SYMBOLIKA CYFR
Historia świadomości przebiega zgodnie z symboliką cyfr stworzoną przed trzema tysiącami lat przez Indian.
Linia krzywa oznacza miłość.
Krzyż oznacza próbę.
Linia pozioma oznacza przywiązanie.
Zbadajmy ich rysunki.
„1”. Minerał. Typowa linia pionowa. Żadnego przywiązania, miłości, próby. Minerał nie ma świadomości. Jest po prostu pierwszym stadium materii.
„2”. Roślina. Linia pozioma zakrzywiona w górnej części. Roślina połączona jest z ziemią poprzez poziomą kreskę, symbolizującą korzenie uniemożliwiające jej poruszanie się. Roślina kocha niebo i zwraca do niego swe liście oraz kwiaty, by zgromadzić światło.
„3”. Zwierzę. Dwie krzywe. Zwierze kocha ziemię i kocha niebo, ale nie jest przywiązane ani do jednego, ani do drugiego. Jest wyłącznie emocjami. Strachem, pragnieniem… Dwie krzywe to jak dwa pyski. Ten, który gryzie, i ten, który całuje. „4”. Człowiek. Krzyż. Stoi na rozdrożu, pomiędzy „3” i „5”. „4” to chwila próby. Albo ulegnie ewolucji i stanie się inteligentny, albo powróci do stadium „3”, stając się znów zwierzęciem. „5”. Człowiek rozumny. Odwrócona „2”. Linią poziomą w górnej części połączony jest z niebem, krzywa u dołu wskazuje na miłość do ziemi. Jest mądry. Wyszedł poza swą zwierzęcą naturę. Nabrał dystansu do wydarzeń i już nie reaguje instynktownie ani emocjonalnie. Pokonał swój strach i pragnienie. Kocha swoją planetę i pobratymców, przyglądając im się z daleka. „6”. Anioł. Oświecona dusza, wolna od konieczności odradzania się w ciele. Wydostała się z cyklu reinkarnacji i jest już wyłącznie czystym duchem, a więc nie odczuwa bólu i nie musi zaspokajać podstawowych potrzeb. Anioł jest krzywą miłości, spiralą, która zaczyna się w sercu, potem schodzi na ziemię, by pomóc ludziom, a następnie idzie do góry, by osiągnąć wyższy wymiar.
„7”. Bóg. A przynajmniej „bóg-uczeń”. Anioł, który wznosząc się, dotyka wyższego wymiaru. Podobnie jak „5”, ma kreskę, która łączy go z niebem. Ale zamiast krzywej miłości, która prowadziłaby go ku dołowi, ma linię prostą. Jego działania obejmują dolny świat. „7” jest też krzyżem, jak odwrócona cyfra „4”. Jest to więc próba, rozdroże. Aby móc wspinać się wyżej, musi coraz więcej osiągać.
17. PIERWSZA UROCZYSTOŚĆ W AMFITEATRZE
A co byłoby powyżej siódemki? Liczba „8”?
Słychać dźwięk dzwonu. Trzy długie uderzenia. Spiesznie zdążamy na główny plac z jego wiekowym drzewem. Inni uczniowie Szkoły Bogów, ubrani w białe togi, idą przed nami. Są w różnym wieku, bez wątpienia w tym, który zapisało ich ostatnie ziemskie istnienie. Spoglądamy na siebie zdziwieni, że jest nas tak wielu, próbując odgadnąć, co jest w nas takiego szczególnego, że byliśmy godni znaleźć się tutaj.
Młoda dziewczyna w szafranowej todze pokazuje nam, abyśmy ustawili się w kolejce.
– To Hora – szepcze Edmond Wells.
– Czy to pora? Nie wiem, nie mam zegarka.
Mój mistrz uśmiecha się.
– Nie zrozumiałeś. To jest Hora, czyli grecka półbogini. Tak się je nazywa.
– Ile ich jest?
– Tylko trzy. Eunomia – Hora Praworządności, Dike – Hora Sprawiedliwości i Ejrene – Hora Pokoju. Wszystkie są półboginiami, córkami Temidy – bogini praw, i Zeusa – króla bogów.
Biorąc pod uwagę sposób, w jaki Hora ustawia nas szybko w szeregu, sądzę, że to musi być pierwsza z nich. Eunomia… W języku greckim przedrostek „eu” oznacza „dobry”, jak w wyrazie „eufonia”, czyli „dobre brzmienie”, dobry stan, a w przypadku naszej Hory – dobre imię.
Uczniowie przedstawiają się po kolei, a Eunomia zaznacza ich na liście obecności i wskazuje, dokąd mają się kierować. Gdy wymieniam moje nazwisko, Hora przygląda mi się z uwagą. Czyżby zastanawiała się, czy jestem