Szkoła Bogów. Бернар Вербер. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Бернар Вербер
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-412-0
Скачать книгу
wierzę własnym uszom.

      Inni bogowie-uczniowie, podobnie jak ja, na różne sposoby dowiedzieli się o wydarzeniach, które miały miejsce pomiędzy rokiem 2035 a 2222. Spoglądamy na siebie z niedowierzaniem. Zatem tak łatwo sprowadzić rozwiniętą cywilizację do jej punktu wyjścia?

      – Dlaczego, waszym zdaniem, ta planeta upadła? – zadaje pytanie Kronos.

      – Z powodu religijnej dyktatury tyrana – sugeruje ktoś.

      – To tylko objaw. Od przyszłych bogów oczekuję głębszego spojrzenia na sprawę.

      – Demokraci byli przekonani, że ich zasady są silniejsze od fanatyzmu religijnego, a kiedy się ocknęli, było za późno. Nie docenili przeciwnika.

      – To już lepiej.

      – Zbyt przyzwyczajeni do życia w komforcie, demokraci stali się leniwi i nie mieli ochoty walczyć.

      – Nieźle.

      Naraz każdy chciał podać swoją własną teorię, zaczęliśmy więc mówić jeden przez drugiego. Kronos nakazał gestem, byśmy zabierali głos po kolei. Edmond Wells pierwszy podniósł rękę:

      – Istniała zbyt duża rozbieżność pomiędzy elitą intelektualną a większością społeczeństwa. Elita rozwijała się coraz szybciej, podczas gdy większość społeczeństwa nie miała zielonego pojęcia nawet o tym, jak działają stosowane na co dzień urządzenia. A co daje podnoszenie sufitu, gdy zarywa się podłoga?

      – Niepokoił ich własny sukces. Ponieważ był niezrozumiały. Natomiast klęska zawiodła ich do świata, który był znany, a to działało na nich uspokajająco. Do świata przeszłości – mówi Sarah Bernhardt.

      – Wszystko rozegrało się tak, jakby źli uczniowie pozbyli się dobrych, aby spokojnie móc pozostać w gronie przeciętnych – rozwija myśl Gustave Eiffel.

      – Powoli tracili wolność myśli, odchodzili od postępu, wszechności wiedzy, równości płci, oddając swój los w ręce najbardziej zacofanych i cynicznych, a wszystko to w imię… tolerancji! – zwraca uwagę Wolter.

      – Odeszli zbytnio od natury – mówi Rousseau.

      – Zatracili poczucie piękna – proponuje van Gogh.

      – Oparli się na technologii. Sądzili, że nauka jest silniejsza niż religia – sugeruje Saint-Exupéry.

      – Byli nieufni wobec nauki, a ufni wobec religii – uściśla Etienne de Montgolfier.

      – Może dlatego, że religia jest niezaprzeczalna, a nauka zawsze poddawana była w wątpliwość.

      – To kompletni kretyni… I mają, na co zasłużyli – oznajmia Joseph Proudhon.

      – Nie możesz tak mówić – odparowuje Wolter. – Przecież próbowali osiągnąć sukces.

      – Ale… nie udało im się – twierdzi anarchista. – Religia to pułapka na głupców. Czego tu mamy dowód.

      – Nie możesz wrzucać wszystkich religii do tego samego wora. Są przecież takie, które wychwalają przemoc, czyniąc z niej mistyczny akt, a to pozwala na wprowadzenie terroru – mówi Lucien Dupres.

      – Teraz, gdy „Ziemia 17” wróciła na „start”, będziecie mieli okazję wypróbować wasze umiejętności w dziedzinie boskiej improwizacji – zawiadamia Kronos.

      Zgodnie z regułami gry, bóg czasu każe wybrać każdemu z nas jedną spośród włóczących się tu i tam ludzkich wspólnot, którą następnie będzie poddawał ewolucji.

      Zabieramy się do pracy. Za pomocą snów, pioruna, mediów, staramy się wpłynąć na szamanów, czarowników, kapłanów lub artystów, by przez nich wywrzeć wpływ na życie codzienne pozbawionych dziedzictwa społeczeństw. Dzięki przyciskowi „D” interweniujemy w konflikty, rażąc piorunem przeciwników wybranego przez nas plemienia. Staramy się zainspirować najbardziej kreatywnych wynalazkami technicznymi, naukowymi lub artystycznymi. Co nie jest łatwe. Ludzie, budząc się, zapominają swoje sny, nasze znaki interpretują na opak. Osoby będące medium rozumieją tylko, to co chcą. Chwilami denerwuję się tą ich niepojętnością.

      Jednak powoli „poganie” nabierają świadomości mojego istnienia, zaczynają mnie czcić, a ja zsyłam im trochę moich zasad.

      Nasze boskie objawienie najpierw zaskakuje, potem przeraża, następnie fascynuje. Na „Ziemi 17” powstają nowe religie. Zło naprawia zło. Moi przyjaciele także mają ludy będące ich wyznawcami. Marilyn jest wzruszona swoimi czcicielami. Nawet w czasach największej sławy nie doznała takiej czci ze strony swoich wielbicieli.

      Edmond Wells nic nie mówi, obserwując ludzi, tak jak kiedyś obserwował mrówki.

      Kronos chodzi pomiędzy uczniami i od czasu do czasu pochyla się nad którymś z nas, by zobaczyć, jak idzie praca. Jego poorana zmarszczkami twarz pozostaje nieprzenikniona i nie możemy zgadnąć, czy to co robimy, podoba mu się, czy nie. Maria Curie denerwuje się ruchliwością swojego ludu. Sarah Bernhardt bawi się gafami popełnianymi przez jej plemię. Edith Piaf podśpiewuje, wiodąc swoją hordę. Twarz Maty Hari przybrała nieodgadniony wyraz twarzy madonny.

      Po dwugodzinnym ćwiczeniu naszych możliwości, bóg czasu uderza w dzwon, a następnie każe nam ocenić pracę naszych kolegów. Większość ma takie same wyniki jak ja, może z wyjątkiem Luciena Dupresa, którego wspólnocie udało się osiągnąć postęp. Lucien porozumiewa się z nimi poprzez spożycie egzotycznych grzybów. Jego ludzie, zamieszkali na wyspie, ukryci przed sąsiadami-łupieżcami, prowadzą życie podobne do wspólnot hipisów w latach 70. Są pogodni i mają pacyfistyczne poglądy. Wyznają wolność obyczajów i uczestniczą wspólnie we wszystkich zajęciach.

      W swoim karnecie Kronos notuje spostrzeżenia i pyta, jakie są nasze pierwsze odczucia.

      – Jeśli ich zbyt przestraszymy, staną się mistykami – zauważa jeden z bogów-uczniów.

      – Jeśli pozwolimy im działać, będą mnożyć głupstwa w dosłownym tego słowa znaczeniu, a to znaczy, że zachowują się zupełnie tak, jak zwierzęta – z żalem mówi inny.

      – Jeśli przestaną obawiać się kary, nie będą przestrzegać żadnych zasad.

      – Jak sądzicie, dlaczego tak się dzieje? – zadaje pytanie nasz nauczyciel.

      Każdy ma własną opinię na ten temat:

      – Jest w nich swego rodzaju naturalny pęd ku śmierci i destrukcji. Bez kar i policji nie potrafią szanować innych – mówi jakaś dziewczyna.

      Z każdej strony padają odpowiedzi.

      – Może dlatego, że tak naprawdę nic nie rozumieją.

      – Ponieważ wzajemnie się nie kochają.

      – Ponieważ nie podoba im się globalny projekt dotyczący ich gatunku.

      – Ponieważ tego nie widzą.

      – Ponieważ nie potrafią sobie tego wyobrazić.

      – Ponieważ żyją w ciągłym strachu – mówię. Kronos obraca się w moją stronę.

      – Proszę rozwinąć swoją myśl.

      Zastanawiam się.

      – Strach ich oślepia i uniemożliwia im długofalowe spojrzenie na swoją egzystencję.

      Edmond Wells kręci głową.

      – Boją się, ponieważ ewolucja ich świadomości była za mała w chwili, gdy technologia wystartowała w sposób wykładniczy. Dysponowali nadzwyczajnymi narzędziami, lecz ich dusza znajdowała się jeszcze na poziomie 3. Dlatego powrócili do technologii dostosowanej do poziomu ich duszy. Podstawowa