Szkoła Bogów. Бернар Вербер. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Бернар Вербер
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-412-0
Скачать книгу
następnie siada zrezygnowany.

      – Macie jakiś pomysł?

      Nie słychać żadnego dźwięku. Rzuca więc jakby z westchnieniem:

      – To czas.

      Wstaje i pisze na tablicy „Kronos”.

      – Jestem Kronos, bóg czasu.

      Jego szaty nie mają w sobie nic z dostojności. Ciemnoniebieska toga, chociaż przyozdobiona gwiazdami przywodzącymi na myśl niebo, jest w wielu miejscach podziurawiona i smutnie wisi na ramionach olbrzyma.

      – Jestem waszym pierwszym nauczycielem, ale nie pierwszym mistrzem – wyjaśnia. – Jestem mistrzem zero. Nauczę was zarówno tworzyć czas, jak i go zdobywać. Musicie wiedzieć, że narodziłem się wcześniej niż wszyscy inni bogowie oraz, że jestem ojcem Zeusa.

      W tej chwili przychodzi mi na myśl to wszystko, o czym czytałem w dziele Francisa Razorbacka. A więc, o ile dobrze rozumiem, to jest… bóg, najmłodszy z Tytanów, ten, który odciął jądra swojemu ojcu po to, aby objąć jego dziedzictwo. A następnie zabił swoje dzieci, by te nie postąpiły podobnie wobec niego.

      – Punkt pierwszy. Zapoznacie się z narzędziami, które posłużą wam do pracy.

      „Narzędzia boskie” – pisze na tablicy, jednocześnie zadając pytanie:

      – Kto mi przypomni, jakimi pięcioma środkami dysponowaliście, będąc aniołami?

      Podnosi się kilka rąk. Kronos wskazuje na brunetkę z dołkiem w brodzie, która wymienia posłusznie:

      1) Sny.

      2) Intuicja.

      3) Znaki.

      4) Medium.

      5) Koty.

      – Bardzo dobrze, panienko. Nadal będziecie mogli z nich korzystać, ale oprócz tego macie jedno dodatkowe narzędzie, właściwe bogom. Wasz ankh.

      Wyjmuje z togi zaokrąglony krzyż, o wiele większy od naszych.

      – Przyjrzyjmy mu się wspólnie. Widzicie tu trzy czarne przyciski, opatrzone białymi literami D, N, A. Ja opowiem wam tylko o „D”. „D” uruchamia pioruny. „D” dzieli, tnie, niszczy, rozkłada. W oddziaływaniu na wasze ludy przycisk ten umożliwi zsyłanie burzy, palenie i zabijanie. Używać z rozmysłem. „D” może zabijać nawet w Olimpii. Dlatego nie wolno wam kierować ankh w stronę innych uczniów, bogów-nauczycieli, chimer czy jakiejkolwiek innej żywej istoty.

      Jeżeli umyślnie wykorzystacie ankh w złych zamiarach, zostaniecie ukarani. Wiem, iż miał już miejsce taki wypadek, że jeden uczeń zabił drugiego.

      – Wcześniej czy później, bogobójca zostanie wykryty – dodaje z zimnym wyrazem twarzy, a ja odnoszę wrażenie, że wymawiając te słowa, w szczególny sposób wpatruje się we mnie i drżę na całym ciele, on zaś mówi dalej, tym razem patrząc na całą klasę:

      – Pamiętajcie, by przed zajęciami naładować baterie. W swoich pokojach znajdziecie niewielkie gniazdko. Trzeba w nie włożyć ankh. Dla tych, którzy umarli niedawno, dodam, że działa to podobnie, jak w przypadku telefonu komórkowego.

      Mówiąc to, chwyta za wiszący z prawej strony sznurek.

      Rozlega się dźwięk dzwonka i jakiś inny starzec-wielkolud wchodzi do klasy, dysząc pod ciężarem owiniętej w brezent ogromnej kuli trzymetrowej średnicy, która ledwie mieści się w drzwiach.

      – Nie tak szybko – stęka z wysiłku. – Już nie mogę.

      – Przedstawiam państwu Atlasa. By mu dodać odwagi, proszę o oklaski.

      Klaszczemy.

      Świszczący oddech, ciężki krok. Podchodzi do wielkiego kieliszka do jajek i raczej zrzuca, niż kładzie swoją kulę, a następnie wyciera chustką spocone czoło.

      – Pewnie nie macie pojęcia, ile to waży.

      – Odpocznij chwilę – lituje się Kronos. – To ci pomoże.

      – Nie pomoże. Mam dość pracy w takich warunkach. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak uciążliwe jest moje zadanie. Potrzebny mi jakiś pomocnik albo przynajmniej wózek.

      – Porozmawiamy później – odpowiada uprzejmie Kronos. – To nie czas ani miejsce na tego rodzaju dyskusje.

      Skinąwszy uczniom głową, Atlas wychodzi, powłócząc nogami. Dźwięk jego oddechu zdaje się być głośniejszy niż hałas dobywający się z kuźni.

      Z powagą w głosie Kronos wraca do przerwanych zajęć.

      – Być bogiem to przejść z mikrokosmosu do makrokosmosu. Jako anioły pracowaliście w sposób rzemieślniczy, tylko dla trzech śmiertelników, zajmując się nimi od dnia ich narodzin aż do śmierci, czyli przez okres zwykle nie przekraczający jednego wieku. Obecnie wasze boskie zadanie dotyczyć będzie tysięcy, a nawet milionów osób, których losy będziecie śledzić przez tysiąclecia.

      Cały zamieniam się w słuch, chłonąc każde jego słowo.

      Kronos zdejmuje brezent i naszym oczom ukazuje się szklana kula. W środku widać planetę. Wygląda jak zawieszona w próżni, a jej powierzchnia delikatnie dotyka ścian kuli.

      – Podejdźcie tu.

      Kiedy stajemy wokół, Kronos sprawia, że zapada ciemność, co pozwala nam lepiej widzieć planetę, świecącą swym własnym światłem.

      – Wasze ankh posiadają ucho, w środku którego znajduje się lupa. Przyłóżcie ją do szklanej ściany i obracając guzik oznaczony literą „N”, którego używaliście już do zmiany programów w telewizji, spójrzcie z bliska na interesujący was region.

      Podnoszę rękę.

      – A do czego służy przycisk „A”?

      Kronos ignoruje moje pytanie i każe nam wypróbować nowe narzędzie. Stajemy na krzesłach, by znaleźć się na wysokości zaznaczonego w szklanej kuli równika i przytykamy oko do ankh-lupy, by przyjrzeć się powierzchni planety.

      – Czy ten świat rzeczywiście znajduje się tutaj, w środku szklanego globu? – pyta Georges Méliès.

      – Dobre pytanie, lecz odpowiedź brzmi „nie”. Ta kula to tylko ekran, a to, co widzicie w środku, to wyłącznie przestrzenne odwzorowanie powierzchni planety. Swego rodzaju hologram.

      – W jaki sposób kula jest oświetlona? – pyta kolejny uczeń.

      – Odbija światło własnego słońca. Przy czym, ponieważ to wszystko, co tu ujrzycie, dzieje się naprawdę, wszystko, co zrobicie, także będzie miało bezpośrednie działanie.

      – Gdzie w rzeczywistości znajduje się ta planeta? – pyta Gustave Eiffel.

      – Gdzieś w kosmosie. Nie musicie tego wiedzieć. Jej umiejscowienie nie ma żadnego znaczenia dla waszej dalszej pracy.

      Dzięki lupie widzę na powierzchni planety wielki, czarny ocean, poprzecinany nitkami białej piany. Wyłaniają się z niego kontynenty o nieregularnych brzegach. Na lądzie są plaże, równiny, lasy, łańcuchy górskie, niektóre pokryte śniegiem, doliny, obszary pustynne i rzeki. Ustawiając zoom za pomocą przycisku „N”, mogę rozróżnić osady, wsie i miasta, a nawet ulice i domy. Prawdziwy świat w miniaturze.

      Ponownie obracam pokrętło „N” i pojawiają się stada zwierząt oraz pola, korki na drogach i maleńcy ludzie poruszający się po miejskich arteriach. Miasta wyglądają jak żywe istoty, oddychające i wydzielające dymy, migoczące tysiącami światełek.

      Ale brakuje głosu. Kronos najwyraźniej o tym wie, gdyż rozdaje nam słuchawki i wyjaśnia, jak je podłączyć do naszych ankh. O ile dobrze rozumiem, działają one na zasadzie mikroanteny. Teraz słyszę,