Mimo rany, która pozbawiła go wspomnień z ostatnich dwóch dni, reszta pamięci pracowała bez zarzutu. Przymknął oczy, by przeanalizować różnice dzielące obie wersje La Mappy. Zmian w Malebolge było mniej, niż przypuszczał… a jednak poczuł się, jakby ktoś zdjął mu opaskę z oczu.
Wszystko stało się nagle kryształowo jasne.
Szukaj, a znajdziesz!
– O co chodzi? – dopytywała się Sienna.
Langdon poczuł suchość w ustach.
– Już wiem, po co przyjechałem do Florencji.
– Wiesz?
– Tak. Wiem też, gdzie powinienem się udać.
Chwyciła go za ramię.
– Gdzie?
Langdon miał wrażenie, że po raz pierwszy od przebudzenia w szpitalu naprawdę stanął na nogi.
– Te dziesięć liter – wyszeptał. – To adres na tutejszej starówce. Tam znajdę odpowiedzi.
– Gdzie na starówce? – zainteresowała się Sienna. – I jak do tego doszedłeś?
Po drugiej stronie toalety rozległy się jakieś śmiechy. Kolejni studenci przechodzili obok placu budowy, żartując i rozmawiając w kilku językach. Langdon wyjrzał ostrożnie zza budki, odprowadzając ich spojrzeniem. Potem sprawdził, czy w pobliżu nie ma policji.
– Musimy iść. Wyjaśnię ci wszystko po drodze.
– Po drodze? – Sienna potrząsnęła głową. – Nie zdołamy przejść przez bramę!
– Zaczekaj tutaj pół minuty – poprosił – a potem idź moim śladem.
Po tych słowach wymknął się, zostawiając zaskoczoną towarzyszkę niedoli samą sobie.
Rozdział 21
– Scusi! – Robert pobiegł za grupką studentów. – Scusate!
Odwrócili się wszyscy w kierunku Langdona, który całkiem udatnie wcielił się w zagubionego turystę.
– Dov’è l’Istituto Statale d’Arte? – zapytał łamanym włoskim.
Wytatuowany chłopak wydmuchnął kłąb dymu papierosowego i prychnął kpiąco.
– Non parliamo italiano. – Miał francuski akcent.
Jedna z dziewcząt zganiła go natychmiast i wskazała ręką w kierunku Bramy Rzymskiej.
– Più avanti, sempre dritto.
Kawałek dalej, cały czas prosto, przetłumaczył w myślach Robert.
– Grazie.
W tym czasie Sienna wydostała się niepostrzeżenie zza toalety i wróciła na chodnik. Gdy smukła trzydziestodwulatka zbliżyła się do grupki studentów, Langdon położył jej dłoń na ramieniu.
– To moja siostra, Sienna. Wykłada sztuki piękne.
Wytatuowany chłopak mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak „T-I-L-F”, a jego koledzy wybuchnęli gromkim śmiechem.
Langdon zignorował ich reakcję.
– Szukamy we Florencji szkół, w których mogłaby nauczać. Możemy iść z wami?
– Ma certo – zgodziła się młoda Włoszka.
Gdy szli w kierunku policyjnej blokady, Sienna zaczęła rozmawiać ze studentami, a Langdon schyliwszy głowę, ukrył się wśród młodzieży, by nie rzucać się w oczy.
Szukaj, a znajdziesz, pomyślał, czując przyśpieszone bicie serca na wyobrażony widok prawidłowej kolejności czeluści w Malebolge.
Catrovacer. Te dziesięć liter jego zdaniem stanowiło sedno liczącej kilkaset lat zagadki, której nikt do tej pory nie rozwiązał. W 1563 roku znalazły się one wysoko na ścianie florenckiego Palazzo Vecchio. Namalowano je prawie dwanaście metrów nad ziemią, tak że bez lornetki trudno było je nawet dostrzec. Pozostawały tam nieodkryte aż do lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, kiedy to zauważył je znany kustosz dzieł sztuki, który przez następne dekady próbował zrozumieć ich znaczenie. Wysnuto wiele teorii, jednakże nikomu nie udało się dociec, czym naprawdę jest ów napis.
Dla Langdona kolejny kod był czymś znajomym – bezpieczną przystanią pośród wzburzonego morza. Historia sztuki i starożytne tajemnice były mu bowiem o wiele bliższe niż hermetyczne pojemniki na broń biologiczną i strzelaniny.
Tymczasem przed nimi wciąż przejeżdżały na sygnale radiowozy.
– Jezu – jęknął wytatuowany chłopak. – Ci, których gliny szukają, musieli narobić niezłego bałaganu.
Grupka dotarła do głównej bramy uczelni, gdzie zebrał się już pokaźny tłumek studentów obserwujących blokadę. Pilnujący wejścia strażnik spoglądał na okazywane identyfikatory z niewielkim zainteresowaniem, bardziej ciekawił go rozwój wydarzeń przy rondzie.
Z placu dobiegł głośny pisk opon, moment później znajoma czarna furgonetka zniknęła za Bramą Rzymską.
Langdon zareagował błyskawicznie.
Bez słowa pociągnął Siennę za sobą i wmieszany w tłum studentów wkroczył na teren Państwowego Instytutu Sztuki.
Aleja prowadząca do wejścia była zaskakująco piękna, niemal majestatyczna w wyglądzie. Z obu stron otaczały ją wielkie, rozłożyste dęby. Ich korony jak gdyby otulały odległy budynek – sporą żółtawą budowlę z potrójnym portykiem i rozległym owalnym trawnikiem.
Langdon zdawał sobie sprawę, że siedziba uczelni, podobnie jak większość budowli tego miasta, powstała dzięki światłemu wsparciu dynastii, która dominowała na florenckiej scenie politycznej od piętnastego do siedemnastego wieku.
Mowa o Medyceuszach.
Ich nazwisko stało się symbolem Florencji. W czasie trzystuletniego panowania zgromadzili nieprzebrane bogactwa i zyskali ogromne wpływy. Ród ów wydał czterech papieży i dwie królowe Francji i stworzył największą instytucję finansową Europy. Współczesne banki wykorzystują metodę księgowania wynalezioną przez Medyceuszy – dualistyczny układ winien i ma.
Najważniejszą spuścizną Medyceuszy były jednak nie finanse czy polityka, lecz sztuka. Ród ten był chyba największym mecenasem artystów, jakiego znał świat. Dzięki płynącym od niego mnogim zamówieniom rozkwitł renesans. Lista luminarzy znajdujących się pod patronatem Medyceuszy jest długa, a znaleźć na niej można wszystkich znacznych, od Leonarda przez Galileusza do Botticellego – obraz tego ostatniego, prześwietne arcydzieło Narodziny Wenus, został zamówiony ponoć przez Wawrzyńca Wspaniałego, który zapragnął podarować swojemu kuzynowi seksualnie prowokacyjne malowidło, aby zawisło nad jego łożem jako prezent ślubny.
Wawrzyniec Wspaniały – zwany Il Magnifico przez swoją ogromną hojność – sam był utalentowanym poetą i malarzem, dzięki czemu miał doskonale wyczulone oko i ucho. W 1489 roku spodobały mu się prace młodego florenckiego rzeźbiarza, zaprosił go więc do swego pałacu, gdzie pozwolił mu szlifować warsztat w otoczeniu najwspanialszych dzieł sztuki. Chłopak dorósł pod opiekuńczymi skrzydłami Medyceuszy i stworzył dwie najsłynniejsze rzeźby w historii – Pietę i Dawida. Dzisiaj znamy go jako Michała Anioła – giganta, o którym mówi się od czasu do czasu, że jest najwspanialszym darem rodu Medyceuszy dla rodzaju ludzkiego.
Znając zamiłowanie Medyceuszy do sztuki, Langdon domyślał się, że byliby