Zivik włączył pełny ciąg w dolnym silniku i myśliwiec pomknął wyżej. Chojrak zawisł na skrzydle, trzymając się obiema rękami, a przez głośniki poniosła się litania jego przekleństw. Generator znajdował się już o kilka metrów…
Zivik przeciążył napęd. Nie wiedział, czy ojciec się utrzyma, ale trzeba było zwiększyć ciąg, żeby uniknąć zderzenia.
Popatrzył znowu przez iluminator na sterburcie. Ojciec wplątał rękę w resztki lin sieci. Zapewne stracił czucie w palcach, ale przeżył.
Zbliżali się do generatora. Zostało już tylko parę metrów.
– Dobra! Wyłącz napęd! Już!
Zivik zwolnił dźwignię akceleratora i myśliwiec poszybował z przerażająco dużą prędkością w kierunku ściany za generatorem.
– A właściwie co miałeś w tym promie?
– Ładunek antymaterii. Czekaj…
– Ładunek antymaterii? Prom rozbije się za kilka sekund!
Ojciec wspiął się po skrzydle bliżej kokpitu.
– Nie sikaj w gacie. Kiedy powiem, zabierz nas stąd w cholerę. Widzę już uszkodzone przewody paliwowe…
Zivik zerknął ze zgrozą na wieżę generatora, który zaraz miał wybuchnąć, a potem na ojca. Chojrak właśnie piłował odsłonięty przewód paliwa, stopiony i wbity w uszkodzoną powłokę tytanową na poszyciu skrzydła. Gdy uwolnił jeden koniec przewodu, zabrał się za wypiłowanie drugiej końcówki po przeciwnej stronie wyrwy po trafieniu. Uwolniony przewód uniósł się nad skrzydłem, Chojrak złapał go, wsunął nóż pod pachę, a zza pasa wyjął niewielką rolkę…
– O Boże, nie mów, że chcesz naprawić przewód paliwowy jebaną taśmą klejącą!
– Nie miałem czasu szukać czegoś lepszego – burknął ojciec. – I, o ile się orientuję, wciąż żyjesz, więc zamknij jadaczkę.
Przytrzymując się skrzydła nogami, Volz złączył oba końce przerwanego przewodu przy poszyciu i jakimś cudem oderwał spory kawałek taśmy. Owinął nim przewód kilka razy, zanim wyrzucił rolkę, a potem oburącz ścisnął prowizoryczną izolację.
– Leć!
Zivik włączył ciąg, początkowo mały, aby nie rozedrzeć sklejonego przewodu paliwa, a potem zwiększył prędkość, gdy okazało się, że taśma wytrzymała.
Ojciec wciąż trzymał się na skrzydle tylko nogami, rękoma zaś ściskał przewód. Czekała go piekielna huśtawka na tych resztkach sieci.
Myśliwiec zawrócił i pomknął jedwabnym szlakiem jak najdalej od generatora mocy.
Prom wreszcie uderzył w wieżę. Uwolniona antymateria eksplodowała, a anihilacja wywołała kolejne wybuchy. Kule plazmy i zygzaki wyładowań energii rozprzestrzeniły się po całym generatorze. Rozpętało się piekło destrukcji.
– Proszę, szybciej – zabrzmiał w głośniku napięty głos ojca, gdy fala ognia zaczęła gnać za myśliwcem.
„Proszę?” – powtórzył Zivik w duchu. Słowa Volza wstrząsnęły nim do głębi. Volz nigdy nie prosił. „Kurwa, tym razem naprawdę mamy przesrane. Znowu”.
ROZDZIAŁ 17
W pobliżu Brytanii
Mostek OZF „Wyzwanie”
– Zostało pięć skoków kwantowych – zameldował porucznik Case. – Jeszcze kilka minut, ma’am.
Proctor skinęła głową i włączyła komunikator.
– Komandorze Carson, co z pacjentką?
– Przeżyje, ale ledwie-ledwie. Przez tydzień lub dwa będzie się czuła naprawdę paskudnie. I pewnie już nigdy nie zje nic ostrego…
– Czasami za wolność trzeba zapłacić wysoką cenę, komandorze. – Liu pewnie będzie musiała przez długi czas brać pigułki na chorobę popromienną. Przyjęła taką dawkę radiacji, że nawet preparaty, którymi naszpikował ją wywiad floty, nie mogły całkowicie zapobiec skutkom ubocznym. Proctor zerknęła na odliczanie w dole ekranu, pozostały jeszcze trzy minuty. – Może mówić?
– Tak jest, ma’am.
Proctor nerwowo poprawiła się w fotelu.
– Fiona? Jak się czujesz?
Głos Liu był zachrypnięty.
– Cudownie.
– Dziękuję, że nas uratowałaś. Nie zmazuje to tego, co zrobiłaś, ale… dziękuję.
– Pani admirał, nieważne, co teraz się ze mną stanie. Zemściłam się. I to było wspaniałe uczucie. W pełni przyjmę odpowiedzialność za…
Proctor zmarszczyła brwi.
– Nie wydaje mi się, żebyś zdawała sobie sprawę z tego, co mówisz, Liu. Przyjmiesz odpowiedzialność za zabójstwo prezydenta Zjednoczonej Ziemi? Nie jestem prawnikiem, ale to jedno z nielicznych przestępstw, za które grozi najwyższy wymiar kary. Twoje życie praktycznie się zakończy, gdy jak powiedziałaś, „przyjmiesz pełną odpowiedzialność” za swój czyn.
– Pani admirał? Sugeruje pani, żebym… skłamała?
– Czemu nie? Przecież jesteś w tym dobra, prawda? Oszukałaś mnie. I admirała Tigre. Oszukałaś też Danny’ego i…
– Nie! Nie… nie oszukałam Danny’ego. Od tego się zaczęło między nami, ale… – głos Fiony ścichł.
– Od tego się zaczęło między wami, czyli tak, oszukałaś go. Nawet jeżeli trwało to krótko. Potrafisz świetnie kłamać, Liu, dlatego zapytałam, dlaczego nie tym razem? Połowa ludzkości uważa, że to ja zabiłam admirała Mullinsa i prezydenta Quimby’ego. Dowodziłam przecież „Wyzwaniem”, gdy zestrzeliło ich okręt. Nikt mi nie uwierzy, gdy powiem, że zbuntowana agentka wywiadu przekonała mnie, abym powierzyła jej stery swojego okrętu. Byłam już uciekinierką, gdy wspomniana agentka na własną rękę ostrzelała okręt Mullinsa z prezydentem na pokładzie. Czemu nie chcesz wykorzystać okoliczności na własną korzyść?
Cisza. Proctor niemal… niemal usłyszała zduszony szloch. Zerknęła na chronometr. Jeszcze kilka sekund.
– Porozmawiamy później. Carson, potrzebuję cię na mostku. Proctor, bez odbioru. – Odwróciła się do porucznika Davenporta. – Co z działami magnetycznymi? I laserami?
– Udało mi się podnieść moc piątego działa z dziesięciu do siedemdziesięciu pięciu procent. Wątpię, aby było lepiej. Potrzebny jest inżynier, żeby to naprawić.
Proctor odwróciła się do ekranu.
– Będzie musiało wystarczyć to, co mamy. – Zacisnęła zęby. Właśnie. Brała udział w wielu bitwach podczas swojej kariery we flocie. Niektóre były naprawdę rozpaczliwe i tylko cudem udało się je wygrać. Jednak sądząc po urywkach przekazów metaprzestrzennych, które wychwycili z kakofonii wołań o pomoc, starcie rozpoczynające się właśnie nad Brytanią zapowiadało się jako najbardziej desperacka ze wszystkich bitew w historii ludzkości.
Komandor Carson wrócił na mostek. Skinął głową Proctor i zajął miejsce przy konsoli dowodzenia.
– Przygotować się – rozkazała admirał. – Nad Brytanią czekają trzy okręty Roju. I jak na razie tylko jeden księżyc Grangera. Zapewne nie przeżyjemy tej bitwy,