Rozdział V Jak kraść na spółkę kapitałową – z umiarem
Poprzednie rozdziały mogły wywołać w Czytelniku błędne przekonanie, że działalność z wykorzystaniem spółki kapitałowej wymaga powołania skomplikowanych, wieloogniwowych tworów działających na szeroką, wręcz globalną skalę. Nie jest to jednak prawdą. Kraść można wykorzystując tylko jedno przedsiębiorstwo działające w skali mikro, jednak odpowiednio zmniejsza to osiągane profity. W „detalu” prym nadal wiodą techniki wymienione dotychczas, ograniczone jedynie do przyjętej branży, kierunku działania i wybranego założenia: krótkiej aktywności i szybkiej upadłości z wyprowadzeniem całego zebranego kapitału lub długofalowego działania z drobnymi zyskami osiąganymi kosztem jednostkowych kontrahentów. W pierwszym przypadku metodyka pozostaje identyczna z już opisaną. Podmiot zostaje fikcyjnie zadłużony na możliwie największe kwoty, a także nierzadko obsadzony osobami przeznaczonymi do poniesienia ewentualnej odpowiedzialności karnej i finansowej, czyli słupami. Celem aktywności staje się uzyskanie możliwie największych, nawet jeśli tylko tymczasowo przekazanych w posiadanie środków: ze zwrotu lub nieodprowadzania podatków, kredytów bankowych, mienia przyjętego w kredyt kupiecki, komis lub leasing, pozyskanych zaliczek i zadatków etc. Następnym, a zarazem ostatnim etapem egzystencji staje się korzystne ogłoszenie upadłości. Jeśli jednak kradzież stanowić ma jedynie uzupełnienie normalnej działalności gospodarczej, niezbędne jest działanie bardziej finezyjne.
Najprostszą, i nienaruszającą Kodeksu karnego, metodą kradzieży jest... niepłacenie rachunków. Polacy przejawiają sceptycyzm względem sądów i komorników, a także zupełnie nie rozumieją filozofii funkcjonowania tych instytucji, stąd stosunkowo rzadko skutecznie dochodzą na tej drodze należnego wynagrodzenia. Zgodnie z windykacyjną praktyką przyjąć można, że podmiot nieregulujących swych zobowiązań ma bardzo duże szanse zachowując się zupełnie biernie, jedynie nie spełniając świadczenia, zaoszczędzić nawet do 80% własnych kosztów. W przypadku nieuregulowania dziesięciu faktur VAT o wartości 10 000 zł każda, dłużnik może być pewny, że dziesięciu wierzycieli zwróci się do niego o należne im pieniądze. Część odwiedzi go osobiście, kilku wykona jeden lub więcej telefonów. Pewnie też na skrzynkę poczty elektronicznej trafią w tej sprawie mnie lub bardziej uprzejme e-maile. Jeśli za pierwszym razem wierzyciele uzyskają w grzeczny sposób odmowę zapłaty, najpewniej dziewięciu z nich zjawi się po raz kolejny. Około ośmiu wezwie pisemnie dłużnika do zapłaty. Siedmiu podejmie decyzję o przekazaniu sprawy do swego zaufanego radcy prawnego, który za opłatą prześle listem poleconym ostateczne przedsądowe wezwanie do zapłaty. Z uwagi na wysokie opłaty sądowe i możliwą konieczność osobistego uczestniczenia w rozprawie, tylko pięciu wierzycieli podejmie decyzję o złożeniu pozwu. Liczba powodów zależna też będzie od zamanifestowanej wierzycielom aktualnej sytuacji finansowej dłużnika – im bardziej prawdopodobne jest jego bankructwo, tym mniej pozwów.
Z pięciu uzyskanych tytułów egzekucyjnych zapewne tylko cztery opatrzone zostaną w klauzulę wykonalności. Trzech wierzycieli odważy się ponieść koszty zaliczek i zaryzykuje składając sprawę na biurko komornika. Dwóch z nich po umorzeniu egzekucji wynajmie detektywa, albo samodzielnie wskaże majątek z którego można zaspokoić dochodzone roszczenie – np. samochód, przysługujący zwrot podatku lub działkę budowlaną. Wówczas należność zostanie niezwłocznie uregulowana gotówką wraz z wszelkimi narosłymi po drodze opłatami: odsetkami, kosztami sądowymi oraz egzekucji komorniczej.
Czy dłużnik jest stratny? Przeciwnie, sporo zarobił. Uzyskał dziesięć usług lub dostaw towarów o łącznej wartości 100 000 zł. Dwóch konsekwentnych wierzycieli po około 2 latach starań odzyskało 20 000 zł oraz zwrot poniesionych po drodze wydatków, które w pesymistycznych szacunkach sięgnąć mogły około 10 000 zł. Nie trudno policzyć, że oszczędności powstałe z nieopłaconych faktur VAT, czyli około 70 000 zł + korzyści z nieskrępowanego korzystania z pozostałych 30 000 zł przez okres 2 lat i odliczony podatek VAT, znacznie przekraczają koszty sądowo-egzekucyjne. Nawet te jednak zostaną uregulowane tylko w tych przypadkach, gdy doszło do skutecznych działań komornika. A przecież w ciągu tych 2 lat wiele może się wydarzyć, co uczyni egzekucję z przyczyn leżących po stronie wierzycieli lub dłużnika w ogóle niemożliwą. Polski system prawny w praktyce nie przewiduje możliwości pociągnięcia sprawcy tego typu biernej kradzieży do odpowiedzialności karnej, a traktuje sytuację jako spór o charakterze wyłącznie cywilnoprawnym. Bierny opór popłaca, kradzież też. Utwierdzenie prokuratury w braku właściwości jurysdykcji karnej uzyskać można stosując opisane wcześniej sztuczki, takie jak dokonanie minimalnej spłaty długu, czy wdanie się w konflikt co do jakości realizacji umowy. Na wypadek jednak wyjątkowo złej passy i serii szczęśliwie dla wierzycieli, konsekwentnie sfinalizowanych egzekucji, metoda ta polecana jest wyłącznie podmiotom z osobowością prawną, gdzie możliwe jest bezpieczne ogłoszenie upadłości bez narażania prywatnego majątku przedsiębiorcy.
Odmianą powyższego jest stosowanie bezprawnych potrąceń zadatku lub części zwracanych kwot. Odstąpienie od umowy zawartej z kontrahentem będzie korzystne, jeśli tylko jej przedmiotem był produkt, na który sprzedawca bez trudu znajdzie nowego nabywcę. Przykładem tego były wzmiankowane już lokale mieszkalne w latach boomu budowlanego, a obecnie np. pellety, czy pożądana w sezonie zimowym sól drogowa. Pomimo opłacenia należności w całości lub w części, oferent dąży do jej zwrotu, z potrąceniem jednak kwoty określonej w umowie jako zadatek. Podstawę tego stanowi np. nieujęte w treści umowy a zawarte między stronami w formie ustnej uzgodnienie o ulgowym rozliczeniu lub odroczeniu terminu płatności. Kontrahent zawierzający życzliwości dostawcy staje przed faktem dokonanym: nie wypełnił swojej części spisanego zobowiązania, zmiana umowy wymagała formy pisemnej pod rygorem nieważności, a na ustalenia pozaumowne nie miał żadnego dowodu. Tymczasem naruszenie terminów rozliczeń obwarowano, w zgodzie z zapisami Kodeksu cywilnego, uprawnieniem do jednostronnego odstąpienia od umowy. W wielu przypadkach odpowiednia konstrukcja zapisów kontraktu może tak kształtować wzajemne obowiązki, że sam fakt zerwania drobnych porozumień rodził będzie podstawy do potrącenia kary umownej lub innego odszkodowania. Co ważne, polskie prawo nie zezwala na obłożenie karą umowną opóźnień w zapłacie, gdyż zapis taki stanowiłby np. obejście ustawowego zakazu wygórowanych odsetek (lichwy). Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by takim zryczałtowanym odszkodowaniem objąć np. brak odbioru towaru, co dodatkowo motywowane zostać może poniesionymi kosztami transportu i składowania. Do wydania zamówionych produktów nie może jednak dojść, jeśli w określonych terminach nie uregulowano pełnej należności. Ustne uzgodnienie odmiennych terminów płatności, niższej sumy łącznej należności lub daty dostawy reżyseruje zaniedbania leżące pozornie po stronie nabywcy. Mało kto odważy się w takim stanie rzeczy na kosztowną batalię sądową.
Inny, godny pochwały, patent zastosował pewien developer spod Olsztyna. Inwestor ten zlokalizował budowę luksusowego osiedla pośrodku purdyjskich lasów. Jedynym źródłem wody i prądu był tam leżący w pobliżu, a należący również do inwestora, obiekt rekreacyjno-hotelowy. Gdy prace były już na końcowym etapie realizacji, inwestor odciął dopływ wody i prądu, czym uniemożliwił zgodną z terminami umownymi finalizację projektu. Następnie, w czasie procesu usiłował przekonać sąd, iż wylanie schodów i położenie tynków w kilku budynkach mieszkalnych o kubaturze 800 m3 każdy, pozostaje możliwe zimą bez prądu